Na tle swoich rówieśników z całego świata polscy 15-latkowie mają bardzo dobre wyniki w naukach przyrodniczych, świetnie liczą i czytają ze zrozumieniem. Jednak ich zadowolenie z życia, poczucie przynależności i zdolności do samodzielnej nauki są już na bardzo niskim poziomie.
Tak jest od lat, a najnowsza edycja badania PISA, czyli Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów, pokazuje, że polscy nastolatkowie wciąż górują wiedzą nad uczniami z kilkudziesięciu krajów Europy i świata, ale ich kondycja emocjonalna pogarsza się. O przyczynach tego zjawiska i możliwych sposobach poprawy sytuacji mówi Anna Pawłowska, psycholog z Dolnośląskiego Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży w Lubinie.
Wychodzi na to, że polscy uczniowie są zdolni, ale niekoniecznie szczęśliwi. Co pani zdaniem powoduje taki stan rzeczy?
Sądzę, że to wynik ogólnego niedoceniania szkoły jako miejsca nie tylko nauki, ale też wielu innych przeżyć. W dobie zdominowania naszego życia przez internet większość społecznych doświadczeń nastolatków dzieje się w tym czasie, gdy przebywają one właśnie w szkole. Coraz częściej klasa jest jedyną większą grupą społeczną, w której ten nastolatek funkcjonuje.
Duży nacisk na naukę, wyniki, oceny semestralne, przygotowanie do egzaminów, do końca roku, zdania do następnej klasy – to wszystko owocuje dobrymi wynikami w nauce, ale trzeba pamiętać, że równie ważne są te umiejętności społeczne. Sukces naukowy lub zawodowy jest ważny, ale nie tylko on oznacza osiągnięcie szeroko rozumianego sukcesu życiowego. Do tego potrzebna jest też ogólna satysfakcja z życia, z tworzonych relacji, zaangażowania w różne aktywności. Nadmierny nacisk na ten sukces zawodowy w dorosłym życiu może wręcz powodować, że reszta straci na jakości. U nastolatków jest podobnie: wysoka średnia ocen to nie wszystko, potrzebna jest też swoboda realizowania się w innych obszarach życia.
Na jakie problemy związane z życiem szkolnym uskarżają się młodzi?
Moi pacjenci najczęściej skarżą się na problemy w relacjach i trudne emocje, które im towarzyszą w związku ze szkołą – czy to w kontaktach z nauczycielami, czy rówieśnikami. Mówią o poczuciu niezrozumienia, odrzucenia, niedocenienia… Jest też problem przemocy psychicznej i nie mam tutaj na myśli jedynie ofiar, ale też jej sprawców – młodych ludzi, którzy nie radzą sobie z własną agresją. Pojawiają się problemy z koncentracją i pamięcią.
Ile z tego można zrzucić na pandemię?
Z mojego doświadczenia wynika, że chociaż od pandemii i związanego z nią okresu izolacji minęło już trochę czasu, to nadal przychodzą do nas pacjenci i ich rodzice, od których słyszymy, że problemy rozpoczęły się lub nasiliły właśnie w tamtym czasie. Dla wielu uczniów trudny był też powrót do szkoły i interakcji w realnym wymiarze.
Można więc dużo narzekać na szkołę, ale czas pandemii pokazał, jak ważną rolę pełni ona w budowaniu umiejętności społecznych.
Raport wskazuje na dużą negatywną rolę rozpraszaczy – głównie smartfonów – w przyswajaniu wiedzy. Co pani sądzi o zakazie używania tych urządzeń w szkole?
Mamy wyniki licznych już badań, które pokazują negatywny wpływ tych urządzeń na proces nauki i na stan emocjonalny użytkowników. W związku z tym takie rozwiązanie może być warte rozważenia. Telefony w szkole nie tylko pogarszają zdolność ucznia do skupienia się, ale też ograniczają jego relacje w tak zwanym realu. Dla nauczycieli powszedni jest już widok grup nastolatków, którzy siedzą razem, ale każdy ma wzrok utkwiony w swoim telefonie.
Pomysł takiego zakazu może być odbierany jako opresyjny, ale jego druga strona jest naprawdę korzystna. Bez tego trudno może być nam przekonać dzieci, że naprawdę warto poćwiczyć siebie w bezpośrednich relacjach z innymi. Telefon może być w tym przydatny, na przykład do wspólnego obejrzenia czegoś, ale co do zasady nie powinien oddzielać ludzi od siebie.
Zakaz – lub przynajmniej ograniczenie – używania smartfonów może mieć też pozytywny wpływ na skalę zjawiska przemocy szkolnej. Tu także dysponujemy wynikami badań mówiącymi, że wraz po wprowadzeniu takiej zasady odnotowuje się spadek liczby incydentów cyberprzemocy. Nie ma wtedy jak zrobić koledze lub koleżance zdjęcia lub nagrać kompromitujących filmików, które są potem impulsywnie wstawiane do sieci.
Inny pomysł, który się przewinął w badaniu PISA, to szkoła bez ocen i bez powtarzania klasy, za to z większym wsparciem ucznia. Warto rozważyć także taką koncepcję?
Moim zdaniem szkoła w ogóle bez ocen jest niemożliwa. W modelu, o którym pani mówi, oceny są, ale mają inny wymiar: bardziej opisowy niż tylko numeryczny. Mają charakter informacji zwrotnej dla uczniów i rodziców na temat poziomu wiedzy dziecka, jego umiejętności, silnych i słabych stron. Tak rozumiany brak ocen mógłby być korzystny, bo wtedy średnią ocen zastępuje szersza informacja, w jakim kierunku dziecko może się dalej rozwijać, a nad czym powinno jeszcze popracować. Gdy celem jest ocena sama w sobie, to może powodować spadek wewnętrznej motywacji, bo dziecko może nie mieć wtedy chęci do zdobywania wiedzy, pogłębiania zainteresowań czy rozwijania swojej kreatywności.
W modelu, który mamy w naszych szkołach obecnie, uczeń często pozostawiony jest z suchą cyfrą, która w gruncie rzeczy niewiele mu mówi i nie bardzo wiadomo, co z nią zrobić. Można się nią albo pochwalić, gdy jest dobra, albo zmartwić ewentualną reakcją rodziców, gdy jest zła. Taki sposób oceny nie bierze też czasem pod uwagę faktycznego nakładu pracy, jaki został włożony przez ucznia w naukę. I tu znów wrócę do zakazu smartfonów – ich wyłączenie z czasu lekcji może wyeliminować sytuacje, w których dobra ocena ze sprawdzianu jest zwyczajnie wynikiem ściągania za pomocą telefonu. Sam fakt, że uczniowie ściągają, jest dowodem na to, że celem nie jest zdobycie wiedzy, tylko oceny samej w sobie – na zaliczenie.
Całkowicie z ocen zrezygnować nie można, bo przecież w jakiś sposób trzeba dać dziecku i rodzicowi informację o postępach w nauce. Oceny są też częścią procesu socjalizacji – tak przygotowujemy nastolatki do dorosłego życia, w którym ocenianie jest czymś częstym – między innymi w pracy. To także trening radzenia sobie z negatywnymi informacjami na nasz temat, które także w dorosłości będą się pojawiać.
A powtarzanie klasy? Znów trzeba się zapytać o jego cel – czy to ma być kara, czy szansa. Znam przypadki, w których dziecko z różnych przyczyn, na przykład choroby lub innych zdarzeń losowych, potrzebowało takiego właśnie rozwiązania. Niezależnie od wszystkiego, taka sytuacja sygnalizuje, że trzeba się zastanowić, czy i jakie wsparcie należałoby zapewnić uczniowi. Samo zostawienie na drugi rok w tej samej klasie raczej problemów nie rozwiąże.
Partnerstwo rodziców i nauczycieli – czy w Polsce możemy w ogóle mówić o jego istnieniu? Czy raczej o konflikcie na tej linii?
Myślę, że mamy jeśli nie konflikt, to na pewno znikome relacje między rodzicami a szkołą. Są one budowane na elektronicznym dzienniku, a nie spotkaniach wychowawców i nauczycieli z rodzicami.
W wynikach badania PISA jest informacja, że polscy rodzice rzadko z własnej inicjatywy podejmują kontakt z nauczycielami. A z perspektywy psychologa wiem, że lepiej się ze sobą nie zgodzić i mieć inne zdanie, ale w ogóle rozmawiać, niż wcale nie mieć kontaktu. Brak tych relacji sprzyja budowaniu różnych, niekoniecznie słusznych, założeń rodziców na temat nauczycieli i nauczycieli na temat rodziców. Kontakt – nawet trudny – pozwala te założenia weryfikować.
Często jest tak, że rodzice i nauczyciele mają różny obraz tego samego nastolatka i to właśnie staje się przyczyną konfliktu. Często nastolatek w domu i szkole zachowuje się zupełnie inaczej. Zamiast więc od razu wchodzić w spór, dobrze jest potraktować to jako wartościową wskazówkę, pozwalającą w efekcie lepiej zrozumieć dziecko.
Co można zrobić już dziś, bez kolejnej wielkiej reformy systemu edukacji, żeby poprawić to samopoczucie nastolatków i ich umiejętności społeczne?
Zacząć tworzyć w szkołach przestrzeń i warunki do budowania wspólnoty i odkrywania talentów dzieci. Mam na myśli koła zainteresowań, korzystanie z lekcji wychowawczych nie jako możliwości nadrobienia programu, tylko do poznawania uczniów. Można organizować warsztaty oraz różne inicjatywy, łączące uczniów, a także rodziców. Nie należy patrzyć na szkołę wyłącznie przez pryzmat realizacji programu nauczania.
Należy pamiętać, że nastolatkowie cały czas mają swoje zainteresowania. Są one tylko inne niż mieli ich rodzice w tym samym wieku. Prostym przykładem jest pozwolenie im na zrobienie prezentacji o ciekawiącym ich youtuberze czy ulubionej mandze lub anime. Nastolatek może wykazać się swoją wiedzą, potrenować umiejętności społeczne, a nauczyciel ma szansę wejść w świat młodzieży i lepiej ją zrozumieć.
Można szerzej korzystać z kompetencji psychologów szkolnych – na co dzień, a nie tylko wtedy, kiedy dzieje się coś trudnego i trzeba już gasić pożar. Oni mogą przecież pomóc w nauce utrzymywania tej równowagi, której dziś naszym uczniom tak brakuje.
Rozmawiała: Joanna Dziubek
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS