Pokolenie 880 000 wonów
Koreańczyków wchodzących w dorosłość na początku XXI wieku nazwano “pokoleniem 880 000 wonów”. U progu XX wieku w Tajlandii rozpoczął się kryzys gospodarczy, obejmujący inne państwa w Azji, wśród których ucierpiała między innymi Korea Południowa. Bankructwo przedsiębiorstw i masowe upadłości doprowadziły do bezrobocia i załamania gospodarki. W 1998 roku w Korei w celu uregulowania długu w Międzynarodowym Funduszu Walutowym przeprowadzono akcję społeczną, w trakcie której zebrano 226 ton złota. Trzy i pół miliona mieszkańców poświęciło własne dziedzictwo i oszczędności – w tym pierścionki, obrączki ślubne i pamiątki rodzinne.
Ji-hye – dziewczyna po trzydziestce, wciąż szuka stałej pracy w Seulu, na razie zadowalając się pozycją stażystki w korporacji. Jest przeciętna jak jej imię i niczym nie różni się od kobiet w tym wieku. Żyje z dnia na dzień, mieszka w suterenie, a wieczorami zapija piwem samotność. Jak dotąd jej największym osiągnięciem jest zwycięstwo w rekrutacji na staż w znanym przedsiębiorstwie. Na najniższe w hierarchii korporacyjnej stanowisko startowało pięćdziesięciu siedmiu chętnych, a Ji-hye nie jest wcale dumna, że pokonała “pięćdziesięciu sześciu kandydatów po to, żeby cały dzień robić kserokopie czy ustawiać krzesła”.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Praca w korporacji ma swój rytm i zasady. Wykonuje się powtarzalne czynności, często bez większego znaczenia, i w końcowym rozrachunku niepotrzebnie. Ji-hye kseruje stosy dokumentów, przygotowuje materiały do zajęć, spełnia polecenia przełożonej i przynosi kawę z okolicznych kawiarni. Jest tylko trybikiem wielkiej machiny, niezauważalnym pracownikiem, którego w każdej chwili można zwolnić.
“Ludzie powinni wykonywać powierzoną im pracę z umiarem. Mówiąc dobitniej: w obszarze swoich możliwości, mając na względzie ograniczenia. W ramach przeznaczonego na ten cel czasu i adekwatnie do wynagrodzenia. Tak więc dla nas, pracowników tymczasowych, zarabiających ledwie powyżej płacy minimalnej, praca również powinna być minimalna, opierając się na trzech elementach: unikach, bystrości i zasadach know-how. (…) Jeżeli nie potrafisz czegoś robić i nagle ci się to uda, dostajesz pochwałę, ale jeśli zawsze coś robisz dobrze i raz się pomylisz, nie masz szansy na dobre wyniki i jesteś tylko krytykowana. Cały czas więc pracujesz, balansując na krawędzi, niekiedy unikając pracy udawaniem, że nie umiesz czegoś wykonać, nawet jeśli potrafisz”.
Seul
Koreańska stolica liczy ponad 10 milionów mieszkańców. Prężnie rozwijające się miasto nie znosi próżni i jest w toku nieustannych przemian. Biurowce i hale produkcyjne zmieniają się w nowe miejsca rozrywek – kilkumilionowa społeczność jest wiecznie głodna kin i centrów handlowych. Koreańczycy ściągają do Seulu, skuszeni wizją lepszego życia i sukcesu. Szybko giną w tłumie tak samo zdesperowanych i łaknących odmiany rówieśników. Nielicznym udaje się łatwo znaleźć pełnoetatowe i stałe zatrudnienie. Mieszkają na niewielkim metrażu lub jak Ji-hye – w podpiwniczeniu.
Rozbudowana tkanka miejska rozszerza się na coraz to nowsze tereny. Ulice tętnią życiem, a tłumy spieszą się do pracy, która ma być przepustką do wymarzonej przyszłości. Zakorkowane miasto można przemierzać metrem. “Pomyślałam, że jestem jak pasożyt przemieszczający się pod skórą tego miasta. Ile z tych osób, które dziś, tam, na powierzchni jadą samochodami czy pospiesznie gdzieś idą, ma świadomość, że pod ziemią z wielką prędkością pędzi właśnie głośny pociąg. Wiedzą, ale jednocześnie nie zdają sobie z tego sprawy. A może zdają, ale żyją w zapomnieniu?”
Czebole – południowokoreańskie koncerny – powstały w latach 70. XX wieku z małych firm prywatnych. Wspierane przez władze państwowe i wpisane w plany gospodarcze, rozwijały się prężnie. Najbardziej znane i największe z czeboli to Daewoo, Hyundai i Samsung. Powieściowa Grupa DM, czyli Diamant, w której stażystką jest Ji-hye, wpisuje się w algorytm korporacji, w której pracownik jest jak mrówka pracująca dla większego dobra – przy czym nie istnieją ludzie niezastąpieni, a wypracowanie zysku czy sukcesu dla firmy nie musi oznaczać ani awansu, ani docenienia.
W okowach historii
“Kiedy rozpoczynałam studia, przez kraj przetaczała się fala rewolucji. Początek dwudziestego pierwszego wieku niejako zaserwował nam powtórkę tego, co wydarzyło się wcześniej, w latach osiemdziesiątych. Był to czas opadania kwitnących wiśni i wkraczania w lato. Ludzie w całym kraju wyszli na ulice ze świecami. Nie spali po nocach, śpiewali. Najgłośniej w stronę tych strzelających z wodnych armatek. Byłam jedną z osób na ulicach. Codziennie chodziliśmy na plac z palącymi się świecami. (…) Jednak świeca, którą trzymałam, okazała się bezsilna, zaś nasza flaga, symbolizująca uniwersytet położony na obrzeżach stolicy, była tandetna i żenująca w porównaniu do dumnie powiewających flag słynnych seulskich uniwersytetów.
Pewnego dnia wyszłam z szeregu. (…) Było cicho i ciemno. W oddali słyszałam krzyki i śpiewy. Do moich nozdrzy dotarł unoszący się w powietrzu aromat palących się świec. To wtedy podjęłam tę decyzję. Ja sama. Że nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy stałam tu samiutka, a oni byli tam, wszyscy razem”.
Historia Korei Południowej w drugiej połowie XX wieku obfituje w dramatyczne wydarzenia. Od lat 60. kraj pozostawał pod autorytarnymi rządami generała Parka Chung-hee, który przeprowadził jednak szereg reform gospodarczych. Stworzono kapitalistyczną gospodarkę z kierowniczą rolą państwa. Wybrano prywatne przedsiębiorstwa, które stały się czebolami – monopolistami w danych dziedzinach. Jednocześnie rozwój ekonomiczny kraju podlegał kontroli rządu, który ustalał roczne i pięcioletnie plany rozwoju i produkcji, narzucając firmom określone specjalizacje. Wolna konkurencja i przedsiębiorstwa przeciwstawiające się władzy były zwalczane. Wprowadzono system kar i nagród oraz postawiono na eksport. W konsekwencji kraj gospodarczo prężnie się rozwijał, ale Koreańczycy zostali pozbawieni swobód obywatelskich i wolności politycznych, jak również należeli do narodów z najdłuższym czasem pracy i najniższym wynagrodzeniem.
Pokolenie Ji-hye przyszło na świat w czasach, gdy sytuacja gospodarcza Korei była stabilna i mijał okres represji politycznych, chociaż u władzy pozostawali wciąż ludzie z tego samego układu sił. Kolejne wydarzenia – kryzys ekonomiczny, przemiany ustrojowe i społeczne – spowodowały jednak, że młodzi wchodzący w dorosłość na początku XXI wieku znaleźli się w rzeczywistości, w której brakowało dla nich stałej i dobrze płatnej pracy, a ideały uległy zatraceniu. Paradoksalnie ani w Ji-hye, ani w jej rówieśnikach nie ma pragnienia buntu – pochłania ich marazm i ponure zmagania z codziennością.
“Zachowywałam się jak oni wszyscy. Wybierając to, co wybiera większość, unikając tego, czego większość nie robi, oraz bezmyślnie przytakując temu, co większość akceptuje…” Bezpiecznie jest się nie wyróżniać, ginąć w tłumie. Coś jednak zmienia się w życiu Ji-hye, kiedy zupełnie niespodziewanie i przypadkowo wkracza w nie pewien mężczyzna w kawiarni. Jego protest i odwaga w przeciwstawianiu się dobrze usytuowanemu profesorowi wykrzesują w niepozornej dziewczynie iskrę niezgody na utrwalony porządek społeczny.
“Nawet jeśli żyjemy bezwstydnie całe życie, dzień, w którym dopada nas kompromitacja, i tak nadchodzi”.
Ji-hye jako stażystka codziennie doświadcza szeregu drobnych upokorzeń. Musi bezwzględnie podporządkowywać się przełożonym, wykonywać najbardziej absurdalne polecenia i nie może kwestionować niczego. Dla absolwentów nauk humanistycznych brakuje nie tylko dobrze płatnej pracy, ale często jakiegokolwiek zatrudnienia. Jak mawia przełożona głównej bohaterki powieści: “Obecnie w społeczeństwie jest zbyt wiele osób zainteresowanych muzyką, literaturą, sztuką czy kinematografią (…) I w kulturze, i w nauce chodzi w końcu o zawartość, o treści. Ideały, które są puste i nie mają przełożenia na pieniądze, nie są kulturą”. Z czasem dziewczyna zaczyna dostrzegać w życiu inne cele niż zdobycie stałego etatu.
Zajęcia gry na ukulele stają się dla Ji-hye nie tylko pretekstem do zawierania znajomości, ale również otwierają nowy rozdział w jej życiu. Dziewczyna wraz z poznanymi kolegami tworzy osobliwą grupę wyrzutków społecznych – wszystkich łączy poczucie porażki i wyobcowania. Razem zaczynają przeprowadzać drobne, nieszkodliwe akcje mające na celu ujawnianie hipokryzji i prawdziwego oblicza lokalnych polityków, przełożonych w firmach i innych osób mających wpływ na zwykłych ludzi. Akty oporu z banalnych przeradzają się w coraz bardziej ideologiczne i obnażają absurdy władzy, wyzysk korporacji i skostniałe struktury społeczne. W końcu “nikt nie może stać się bohaterem bez widza. Bez publiczności nie narodzi się artysta”.
Won-Pyung Sohn przybliża temat buntu młodych pokoleń, niezgody na zastany porządek oraz zagubienia człowieka w świecie wielkich korporacji. Czy jak Ji-hye jesteśmy tylko pyłkiem we wszechświecie i nie czujemy wspólnoty z otaczającą nas rzeczywistością? A może nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo kształtuje nas historia i geopolityczne położenie miejsca, w którym żyjemy? Każdemu z nas czasem potrzebny jest kontratak – wyrażanie braku zgody na niesprawiedliwość społeczną i hipokryzję.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS