publikacja
2024-01-15 06:00
Nominalnie złoty w relacji do euro notowany jest blisko
najmocniejszych poziomów od marca 2020 roku. Ale w ujęciu realnym polska waluta
po raz ostatni była równie mocna… przeszło 15 lat temu, gdy eskalował globalny
kryzys finansowy.
Rok 2023 był bardzo łaskawy dla polskiego złotego. Nasza
waluta umocniła się o blisko 8% względem euro, ponad 11% do dolara oraz 5,6% w
stosunku do funta szterlinga. Pod koniec roku kurs EUR/PLN znalazł się nawet
poniżej 4,30 zł, wyznaczając najniższy poziom od marca 2020 roku. Był to
najlepszy od 6 lat rok dla polskiej waluty. Okres covidowej słabości złotego
został zakończony. Analitycy
zdążyli nawet ogłosić „erę mocnego złotego”.
W ujęciu nominalnym polska waluta w relacji do euro jest
najmocniejsza od początku kryzysu covidowego, czyli od wiosny 2020 roku. Poziomy
rzędu 4,30-4,40 zł za euro w prawdzie nie urywają portfela. W latach 2010-20
zdarzały się nam okresy z euro kosztującym mniej niż 4,20 zł, a limit 4,40 zł przekraczany
był tylko okazjonalnie i tylko w czasach finansowych perturbacji na świecie
(kryzys strefy euro, brexit, etc.).
Jednakże po uwzględnieniu różnic w poziomie inflacji
pomiędzy Polską i naszymi głównymi partnerami handlowymi efektywny kurs złotego
jest najmocniejszy od 2008 roku – wynika z danych bazylejskiego Banku
Rozrachunków Międzynarodowych. A to by
już oznaczało, że nasza waluta jest już niemal ekstremalnie mocna i być może
nawet zbyt mocna jak na obecne możliwości gospodarki.
Reklama
Czym jest realny kurs walutowy?
Realny kurs walutowy (ang. real efective exchange rate) jest
koncepcją ekonomiczną, która uwzględnia różnice w inflacji między dwoma
strefami walutowymi. W tym przypadku chodzi przede wszystkim o różnicę inflacji
HICP między Polską a strefą euro – do tego regionu trafia 60 proc. polskiego eksportu
oraz pochodzi 45 proc. wartości importu. W latach 2011-19 różnica w inflacji
między Polską a eurolandem była niewielka i REER poruszał się mniej więcej tak
samo, jak kurs nominalny.
Lecz już pod koniec 2019 r. inflacja w Polsce zaczęła
przyspieszać, wyraźnie przewyższając tempo wzrostu cen w strefie euro. Po roku
2020 w naszym kraju doszło do inflacyjnej eksplozji o skali znacznie większej
niż w eurolandzie. W rezultacie realny kurs EUR/PLN pozostawał praktycznie bez
zmian, mimo że kurs nominalny poszedł mocno w górę i pobił historyczne rekordy.
REER jest tworem nieco abstrakcyjnym i stanowi efekt
twórczości ekonomistów. Nikt jeszcze nie wymienił waluty po kursie
realnym – cały obrót gospodarczy dokonuje się przecież po kursach nominalnych. Jednakże
w koncepcji REER tkwią dwie kwestie, których na dłuższą metę nie warto
lekceważyć.
Po pierwsze, jeśli waluta jednego kraju (w tym przypadku Polski) traci na
sile nabywczej (czyli inflacji) znacznie szybciej niż waluta drugiego kraju
(np. strefy euro), to logiczne byłoby, że pieniądz lepiej zachowujący wartość
powinien zyskiwać względem tego, który psuje się szybciej. I to właśnie
obserwowaliśmy po marcu ’20, gdy nominalny kurs euro (oraz innych głównych
walut wymienialnych) poszedł ostro w górę, utrzymując bez zmian realny parytet
wymiany obu walut.
Po drugie, kurs walutowy jest swoistym zabezpieczeniem przed
„oszustwem”, jakiego politycy próbowali się dopuścić poprzez politykę
nominalnego zwiększania krajowych wynagrodzeń w celu szybszego nadgonienia
bogatszych krajów Europy. Tyle tylko, że szybki wzrost płac wyrażony w PLN po
przeliczeniu na euro i po skorygowaniu o inflację już nie prezentował się tak
okazale. W tym ujęciu REER obrazuje konkurencyjność cenową polskiej gospodarki.
Gdy realny kurs walutowy rośnie (tj. krajowa waluta umacnia się po skorygowaniu
o inflację), to praca polskiego pracownika staje się relatywnie droższa, a
towary wytwarzane w Polsce stają się mniej konkurencyjne. Wahania nominalnego
kursu walutowego są buforem chroniącym konkurencyjność polskiej gospodarki.
Czy mocno złoty jest do utrzymania?
Sytuacja, która ma miejsce już od niemal roku, może być
trudna do utrzymania na dłuższą metę. Albowiem od listopada 2022 do listopada
2023 roku realny efektywny kurs złotego umocnił się o ponad 17%. Jak na
standardy rynku walutowego jest to zmiana bardzo duża i dość gwałtowna. Znacząco
osłabia to konkurencyjność cenową polskiego eksportu oraz pogarsza pozycję
Polski jako miejsca docelowego dla zagranicznych inwestycji zorientowanych na
tanią, nieźle wykształconą i wydajną siłę roboczą. Przez poprzednie 20 lat to właśnie
tego typu inwestycje napędzały wzrost polskiej gospodarki. Przy mocniejszej
walucie ten model rozwoju trzeba będzie zmienić.
Póki co jednak główną barierą dla polskiego eksportu nie
jest zbyt mocna waluta, lecz słabość popytu na głównych rynkach zbytu – głównie
w Niemczech. Równocześnie realnie mocny złoty obniża nam koszty importu oraz
pomaga w tłumieniu wciąż wysokiej inflacji krajowej. Pamiętajmy bowiem, że
słaba waluta napędza nie tylko wzrost cen dóbr importowanych, ale także
wszelkich dóbr „eksportowalnych” (tj. mogących zostać sprzedanych za granicą) wytwarzanych
w kraju. Podnosi także ceny w takich branżach jak gastronomia i hotelarstwo – zwłaszcza
w ośrodkach nastawionych na turystów zagranicznych. Generalnie mocna waluta przynosi
więcej korzyści niż problemów, ale dostarcza też pewnych wyzwań w pracochłonnych
sektorach eksportowych.
Osobnym tematem pozostaje kwestia tego, jak długo taka
sytuacja jest do utrzymania. Obecny poziom REER jest już bardzo wysoki jak na
historyczne standardy: wyraźnie przekracza jedno odchylenie standardowe od
średniej z ostatnich 20 lat i zbliża się do górki z 2001 roku. Wyżej był tylko
w roku 2008, ale wtedy doświadczyliśmy zalewy spekulacyjnego kapitału (kredyty
liborowe, opcje walutowe, etc.) w otoczeniu stóp procentowych w NBP 2-3-krotnie
wyższych od tych w USA czy strefie euro. Tamte epizod jest więc zupełnie
nieporównywalny.
Niemniej jednak jeśli inflacja w Polsce w miarę szybko nie
zrówna się z inflacją w eurolandzie, to utrzymanie obecnych nominalnych notowań
euro może okazać się niemożliwe. Gdyby bowiem inflacja w Polsce utrzymała się
na poziomie 5-7% (a
takie są prognozy na drugą połowę 2024 roku), a w strefie euro schodziłaby
w pobliże 2%, to REER wciąż rósłby, nawet gdyby nominalny kurs euro pozostawał
bez zmian. W takiej sytuacji coś musiałoby pęknąć: albo polska inflacja (w
dół), albo inflacja unijna (w górę), albo kurs EUR/PLN (w górę). Sprawę komplikuje
kwestia inercji rynku: patrząc na krótkoterminowe sygnały (np. przepływy z KPO
czy emisji zadłużenia zagranicznego mogące umacniać PLN) rynek może jeszcze
przez jakiś czas umacniać złotego wbrew długoterminowym makroekonomicznym fundamentom.
Tak jak to miało miejsce na przykład w roku 2008. Wtedy nie skończyło się to
dla nas dobrze: w ciągu kilku miesięcy notowania euro podskoczyły z 3,20 do
niemal 5 zł, a dolara z blisko 2 zł do 3,91 zł. Oby tym razem było inaczej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS