Nie chodzi tylko o kłopoty ze sprzedaniem kolekcji, ale też o to, że w branży odzieżowej nie ma kto pracować. Dlatego muszę zamknąć szwalnię – mówi Dagmara, właścicielka zakładu w Łodzi.
Szwalnia działała od 16 lat i jeszcze w czasie pandemii zatrudniała 23 osoby, z których zostało zaledwie kilka. Większość przeszła na emerytury, kilka osób zmarło. A pani Dagmara wystawiła na sprzedaż maszyny: kilka owerloków (w cenach od 800 do 1500 zł), a także tzw. renderkę za 1800 zł.
– Praca szwaczek jest ciężka, wymagająca, nie ma co się dziwić, że panie przeszły na emeryturę, gdy zyskały taką możliwość – mówi właścicielka szwalni. – Dodatkowym utrudnieniem jest to, że siedziba znajduje się na obrzeżach miasta, do szwalni w centrum Łodzi łatwiej jest dojechać. Na szczęście mam jeszcze inne szwalnie, poza Łodzią.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS