Dramat na granicy polsko-ukraińskiej nie wydaje się bliski zakończenia. Minęło już ponad półtora miesiąca odkąd polscy przewoźnicy, zjednoczeni wokół Komitetu Ochrony Przewoźników i Pracodawców Transportowych, zablokowali przejazd ciężkich samochodów ciężarowych przez przejścia graniczne w Dorohusku, Hrebennem i Korczowojach. Później polscy kierowcy, przy wsparciu rolników, którzy mają własne roszczenia wobec polskiego rządu i ukraińskich rolników, rozpoczęli blokadę Medyki, jednego z najbardziej ruchliwych przejść między naszymi krajami.
Obecnie średni czas oczekiwania na przekroczenie granicy polsko-ukraińskiej wynosi około 130 godzin, a ponad cztery tys. ciężarówek utknęło w kolejkach na granicy. Zimno, brak podstawowych warunków do życia i kończące się paliwo sprawiają, że sytuacja jest bardziej niż dramatyczna. Punkty kontrolne w ukraińskich Niżankowicach i polskim Zosinie są nadal otwarte, ale możliwe, że zostaną również zablokowane.
Protestujący co godzinę przepuszczają cztery samochody w obu kierunkach. Polskie media twierdzą, że pojazdy przewożące świeżą żywność, pomoc humanitarną i wojskową przejeżdżają bez opóźnień. To jednak niewielka pociecha dla kierowców tysięcy pojazdów czekających w kolejkach. Co więcej, to pikiety decydują, który ładunek jest humanitarny, a który nie. Polska policja pozostaje jedynie obserwatorem.
Czas mija, a protesty polskich przewoźników tylko się nasilają. W końcu nowo wybrani posłowie na Sejm RP zwrócili uwagę na zablokowane przejścia graniczne i korki, które widać już z okien ich biur w Warszawie, a także na straty ponoszone przez polskich eksporterów.
Z każdym dniem przestoju na granicy cena towarów dla ich właścicieli tylko rośnie. Na przykład cena transportu z Polski do miasta Dniepr wzrosła w ostatnich tygodniach z 2,3 tys. euro do 6 tys. euro za ciężarówkę. Ciężarówki przewożą nie tylko gotowe towary, ale także surowce i komponenty dla ukraińskich fabryk, sprzęt i części zamienne.
Kwestia polska
Od początku protestu polskie media nie ignorowały blokady granicy, ale ograniczały swoje relacje do doniesień o długości kolejek i liczbie pojazdów w nich stojących oraz krótkich wywiadów z organizatorami blokady i kierowcami. Wyrażały one, że tak powiem, zaniepokojenie.
Prawie miesiąc po rozpoczęciu protestów polscy politycy w końcu zareagowali: nowy marszałek Sejmu Szymon Hołownia wezwał premiera Mateusza Morawieckiego do Sejmu. Podczas trzygodzinnego posiedzenia sejmowej komisji infrastruktury, a następnie przez kilka godzin na sali obrad, parlament emocjonalnie dyskutował o problemach na granicy. Nie miało to jednak wpływu na rzeczywistość.
Ówczesny premier Morawiecki nie uczestniczył w tych spotkaniach, ale wysłał nowego „tymczasowego” ministra, który nie przeczytał zbyt wyraźnie dokumentu przygotowanego przez jego asystentów z dobrze znanymi faktami. A Morawiecki, na schodach parlamentu, z uśmiechem, który Ukraińcy dobrze znają (pamiętacie, jak przytulił prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na dziedzińcu swojego biura na tle sprzętu wojsko … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS