Bydgoszczanin Andrzej Buszke, który aż do emerytury pracował jako oficer elektroautomatyk w Polskiej Żegludze Morskiej i u obcych armatorów, opowiada, jak wyglądało marynarskie życie pół wieku temu.
Andrzej Buszke opowiada o marynarskich świętach Bożego Narodzenia z połowy lat 70.
Stara marynarska prawda głosi, że marynarz zarabia, gdy jest zamustrowany. Co prawda zatrudniony na etacie może liczyć na skromne uposażenie zasadnicze, ale nijak się ono ma do zarobków, gdy się ma “swój” statek. Dochodzą wtedy rozmaite dodatki za strefę pływania, dodatek dewizowy, za sprzątanie ładowni pod inny rodzaj ładunku, a na krótkich rejsach kasa “z biznesu” – czyli inaczej kontrabandy, która za komuny wielokroć przewyższała ten oficjalny. (Tak nawiasem: za czasów słusznie minionych marynarski szmugielek zwany był “monkey business, czyli “małpi interes”).
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS