Wydawnictwo Nagle! Comics poczyna sobie coraz śmielej, sięgając po nieoczywiste klasyki i rzeczy, których na polskim rynku jeszcze niedawno byśmy się nie spodziewali. I tak wśród listopadowych premier obok “Scotta Pilgrima” i drugiego tomu “Parkera” znalazł się pierwszy omnibus serii “Nocturnals”.
Cykl zadebiutował w 1994 r. w barwach Bravury, imprintu nieistniejącego już wydawnictwa Malibu Comics, a w kolejnych latach ukazywał się pod szyldem Dark Horse, Oni Press oraz Image. Jego autorem jest Dan Brereton, pięciokrotnie nominowany do nagrody Eisnera kalifornijski artysta, mający na koncie współpracę m.in. z DC i Marvelem.
Tytułowi Nocturnals to grupa istot żyjących na marginesie społeczeństwa w fikcyjnym mieście Pacific City (wydawca reklamuje komiks nawiązaniem do “Nocnego plemienia” Clive’a Barkera i jest to wyjątkowo trafne porównanie). Na jej czele stoi Doktor Horror, genialny naukowiec, gangster i nekromanta, który razem ze swoją niesforną córką Halloween Girl trafił na Ziemię z innego świata.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W walce z mafią, złą korporacją i kosmitami wspomagają ich żeńska wersja Potwora z Czarnej Laguny, kobieta-widmo, humanoidalny szop, człekokształtny jaszczur, uzbrojony w rewolwery homunculus i eks-gliniarz piromanta. Czy z połączenia tych mocy wyszło coś równie imponującego? I tak, i nie.
Najgorzej Breretonowi idzie pisanie. Oczywiście fabularne płycizny można by zrzucić na karb dążenia do jak najwierniejszego oddania klimatu konwencji. “Nocturnals” to bowiem list miłosny faceta beznadziejne zakochanego w taniej literaturze i jeszcze tańszym kinie. Rzeczach, gdzie nikt nie zaprząta sobie głowy takimi szczegółami jak motywacje, psychologiczna głębia czy logika wydarzeń. Skupiając się za to na efektownych scenach i pomysłach niekoniecznie mających uzasadnienie.
Jednak otwierająca tom “Czarna planeta” nie jest ani błyskotliwa, ani specjalnie porywająca. Poczucie czytelniczego dyskomfortu potęguje też strategia obrana przez Breretona, sprowadzająca się do sprzedania czytelnikowi kopa w plecy i wepchnięcia go w sam środek opowieści bez choćby słowa wyjaśnienia.
Z czasem jednak Breretonowi idzie coraz lepiej, czego dowodem są uroczy “Dyniogłowi” czy wieńczący album “Trollowy most”, gdzie jedna z bohaterek zwiedza światy narysowane m.in. przez Stana Sakaiego czy Bruce’a Timma.
Jednak mimo mojego zrzędzenia nie mogę doczekać się premiery kolejnego omnibusa “Nocturnals”. Dlaczego? Nie sposób bowiem nie zakochać się w niesamowitym świecie stworzonym przez Dana Breretona. Zwłaszcza, jeśli jesteście pulpożercami, od Gwiazdki wolicie Halloween, a w głośnikach gra wam Misfits albo stare AFI (najlepiej z okresu “All Hallows” i “The Art of Drowning”).
Świat “Nocturnals” unurzany jest w estetyce lat 50., a w malarskich, znakomitych rysunkach Breretona widać wpływy dokonań takich tuzów pędzla, jak Gil Elvgren, Normal Rockwell, Andrew Loomis czy Alex Ross. Efektem połączenia quasi realistycznych obrazów, czułego hołdu dla kina klasy B i gęstej, onirycznej atmosfery jest wizja niepodobna do niczego innego.
Jednak “Nocturnals” działa tylko pod warunkiem, gdy za sztalugami zasiada Brereton. Widać to zwłaszcza, jeśli porównamy malowane przez niego historie z rzeczami, jakie zilustrowali wspomagający go w tym albumie Viktor Kalvachev czy Ruben Martinez. Różnica jest znaczna, a cały czar natychmiast pryska.
W 318-stonicowym tomiszczu znajdziecie w sumie sześć historii, garść bonusowych grafik oraz dwa autorskie posłowania.
Grzegorz Kłos, Wirtualna Polska
W najnowszym odcinku podcastu “Clickbait” rozmawiamy o “Zabójcy” Davida Finchera, “Informacji zwrotnej” z Arkadiuszem Jakubikiem oraz ostatnim sezonie “The Crown”, gdzie, spoiler, ginie księżna Diana. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS