A A+ A++


Zobacz wideo

Z ustaleń dziennikarzy wynika, że wojsko odpowiadające za transport lotniczy polskich VIP-ów, nie odrobiło lekcji po tragedii, do jakiej doszło 10 kwietnia 2010 roku. Okazuje się, że 1. Bazie Lotnictwa Transportowego brakuje części zamiennych do rządowych samolotów, brakuje hangarów, nie ma masek tlenowych w prezydenckiej salonce, a wśród służących w jednostce od dawna narastają konfliktu.

O tym, jak zła jest sytuacja może świadczyć przypadek naprawy usterki w rządowym samolocie Gulfstream G-550 za pomocą… drutu.

Autorzy artykułu – jak przyznała w TOK FM Edyta Żemła – po usłyszeniu pierwszych relacji od ludzi związanych z jednostką, byli przerażeni. – To była analogiczna sytuacja do tej, którą opisywaliśmy przed 2010 rokiem, czyli przed katastrofą smoleńską. Wtedy to dotyczyło 36. Pułku Lotnictwa Transportowego, który wówczas woził VIP-y. Minęło kilkanaście lat i właściwie jesteśmy w tym samym punkcie. Mamy do czynienia z bałaganem, nonszalancją, z igraniem ludzkim życiem, z naprawą samolotów w sposób urągający zdrowemu rozsądkowi – mówiła rozmówczyni Wojciecha Muzala. – Przyzna pan, że naprawa drutem nowiutkiego Gulfstreama jest po prostu czymś niewyobrażalnym – dodała.

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty “taniej na zawsze”. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Działania dotyczące serwisowania, napraw samolotów są dokładnie opisane przez producentów. Uregulowane są najdrobniejsze szczegóły. – Nie ma miejsca na odstępstwa od tych wytycznych – podkreśliła dziennikarka, dodając, że kiedy samolot “naprawiony” w Polsce poleciał do USA i zobaczono tam “naszą ‘polską myśl techniczną’, to po prostu złapano się za głowę”.

“Mam nadzieję, że się nie rozejdzie po kościach”

Samoloty rządowe kosztowały podatników 55 mln dolarów. Serwisowanie w Polsce polega na tym, że jak mówiła Żemła – maszyny “w garażowy sposób naprawia technik”.

– Zresztą technicy zostali w tej jednostce po 36 Pułku Lotnictwa, więc oni we krwi mają poprzednie metody naprawiania sprzętu. (…) Mamy mało tych samolotów, nie było więc sensu budować u nas centrum serwisowego. Naprawy miała więc robić autoryzowana zewnętrzna firma. Natomiast myślę – to jest jeszcze do sprawdzenia, że na takie autoryzowane remonty być może zabrakło pieniędzy, a być może potrzeba chwili spowodowała, że podjęto taką decyzję, że mamy techników, którzy mogą to zalepić, załatać. Ale tak się nie robi w lotnictwie, bo to jest igranie z życiem – mówiła gościni audycji “TOK 360”.

Zdaniem dziennikarki w całej sprawie najważniejsze jest pytanie o to, gdzie byli ludzie nadzorujący jednostkę? – Z Marcinem Wyrwałem przygotowaliśmy prawie 50 pytań, które wysłaliśmy do Ministerstwa Obrony Narodowej oraz do dowództwa generalnego. Na odpowiedź czekamy już dwa tygodnie. Stosują strusią strategię, chowają głowę  w piasek i udają, że może problem się rozmyje, rozejdzie po kościach. Nie, to jest wielki problem i mam nadzieję, że się nie rozejdzie po kościach – podsumowała gościni TOK FM.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZałożył PizzaPortal, iTaxi i kilkanaście innych firm. „W każdym biznesie trzeba patrzeć na te dwa wskaźniki”
Następny artykułNiefrasobliwi turyści w jurajskich jaskiniach. Ignorują zakaz wstępu, nie wiedząc, że rejestruje ich kamera