W piątek (17.11.2023) najlepszy na świecie premier Mateusz Morawiecki przedstawił swój genialny plan na powołanie nowego, najlepszego na świecie rządu, którego sukcesy będą tak wielkie, że w porównaniu z nimi dotychczasowe sukcesy rządu, na którego czele przez sześć lat stał Morawiecki, będą niczym Tatry przy Himalajach. Na czym polega ten genialny plan? Na tym, że zamiast dotychczasowego, partyjnego rządu premiera Morawieckiego zostanie powołany rząd „ponadpartyjny, pozapartyjny”, na którego czele stanie premier Morawiecki. Oto, jak ten genialny plan przedstawił Morawiecki podczas konferencji prasowej na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie:
Na pewno będzie to rząd zupełnie inny niż ten, który do tej pory cały czas sprawuje swoje obowiązki. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że ja odczytuję wynik tych wyborów w następujący sposób: wyborcy zadecydowali, że chcą zakończyć wojnę polsko-polską: chcemy rząd ponadpartyjny, może nawet pozapartyjny, chcemy rząd, który będzie rządem równowagi. Dlatego przystąpiliśmy do tworzenia tego rządu od strony takiej, która jest najbardziej właściwa z punktu widzenia obywateli, z punktu widzenia Polski – czyli od strony programu. (…) To jest pomysł na pierwszą kadencję Koalicji Polskich Spraw, czyli spraw absolutnie najważniejszych – takich, które Polaków najbardziej interesują a jednocześnie mogą zagwarantować utrzymanie tego wielkiego daru, jakim dla Polski jest suwerenność, jakim jest niepodległość.
Odczytanie wyniku wyborów – w rezultacie których rządzące do ośmiu lat Prawo i Sprawiedliwość utraciło władzę – jako wezwanie do „zakończenia wojny polsko-polskiej” nie najlepiej świadczy o zdolnościach percepcyjnych premiera Morawieckiego. Wojna polsko-polska trwa w najlepsze, a do fotela premiera szykuje się Donald Tusk z przystawkami w postaci Trzeciej Drogi (czyli PSL i Polski 2050) oraz Lewicy. 10 listopada 2023 roku przedstawiciele tych partii podpisali umowę koalicyjną, w której znalazł się punkt dotyczący „rozliczenia rządów Zjednoczonej Prawicy”. Rozliczone ma być „usiłowanie bezprawnej zmiany ustroju państwa”, „naruszanie Konstytucji i łamanie praworządności”, „upartyjnienie instytucji publicznych”, a także „sprzeniewierzenie środków publicznych” oraz „ich bezcelowe, niecelowe i niegospodarne wydatkowanie”.
Oczywiście nikt nikogo do paki nie wsadzi, bo przecież „my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych”. Groźnie brzmiące zapisy umowy koalicyjnej to propagandowy pokarm dla zwolenników dotychczasowej opozycji totalnej, którym wydaje się, że głosując na Tuska et consortes pokonali zło i teraz zapanuje dobro. Takie głupoty wciska się ludziom przy każdych wyborach, byle tylko swoimi głosami dali politykom stołki, dzięki którym oni oraz ich krewni i znajomi będą mogli paść się na koszt podatnika. Cała zabawa polega na tym, aby głosujący byli przekonani, że biorą udział w walce dobra ze złem. A w obliczu takiej walki nie można pozostać obojętnym. I tak się ta demokracja kręci, a „ciemny lud” z wypiekami na twarzy obserwuje kolejne zwroty i obroty.
Obecny zwrot wygląda tak, że PiS, które przez dwie poprzednie kadencje obrzucało swoich konkurentów łajnem (oczywiście z wzajemnością), wystawia teraz premiera Morawieckiego w roli rzecznika pojednania ponad podziałami. Wicie, rozumicie, Polacy zdecydowali, że mamy się dogadać, więc się dogadujmy. Oczywiście ku chwale Ojczyzny.
Z kim Morawiecki chce się dogadywać? – Jak najbardziej wyobrażam sobie koalicję zarówno z Konfederacją, jak i ze środowiskami Trzeciej Drogi – deklaruje. Ale na tym nie koniec, bo premier przymila się także do Lewicy. I ogłasza: Skoro Polacy zdecydowali się na różne partie, bardzo różne ugrupowania, to zaczerpnęliśmy z różnych programów najbardziej wartościowe elementy tych programów i budujemy z nich „dekalog polskich spraw” – filary programowe na najbliższą przyszłość, na najbliższe 4 lata, które mogą bardzo pozytywnie zmienić życie Polaków, pomimo dużych kryzysów, które ciągle wokół nas występują.
To dopiero jest cyrk! Najlepszy premier najlepszego rządu, który przez dwie kadencje szedł od sukcesu do sukcesu, przetarł oczy i nagle dostrzegł, że w programach innych partii też są jakieś plusy i on teraz będzie te plusy realizował, jeśli tylko dostanie możliwość kontynuowania swojej misji w ramach „rządu pozapartyjnego”. Taki z niego ludzki pan!
Zobaczmy zatem o jakie plusy chodzi. Po pierwsze – wakacje ZUS-owskie dla małych firm, a nawet dobrowolny ZUS (z programów PSL i Konfederacji). Po drugie – płatność VAT po opłaceniu faktury (z programu Polski 2050). Po trzecie – modernizacja systemu energetycznego w kierunku energetyki prosumenckiej (z programów Trzeciej Drogi oraz Lewicy). Po czwarte – program modernizacji oraz ekologizacji budynków z wielkiej płyty (z programu Trzeciej Drogi). Po piąte – dotacja 70 tys. zł na start dla firmy w założeniu działalności gospodarczej, realizowanej przez urzędy pracy (z programu PSL). Po szóste – ustawa o równych płacach kobiet i mężczyzn (z programu Lewicy). Po siódme – podniesienie kwoty wolnej od podatku do poziomu minimalnego wynagrodzenia i jej wzrost wraz z tym wynagrodzeniem (z programu Konfederacji).
Ale to jeszcze nie wszystko. Premier Morawiecki zapowiedział, że „kolejne punkty będą dotyczyły edukacji, zdrowia, bezpieczeństwa i wielu innych bardzo ważnych dziedzin”. – Tam także przeanalizowaliśmy programy Polski 2050, PSL, Lewicy, Konfederacji i staramy się połączyć je z naszymi punktami, względnie zainspirować się nimi i będziemy je prezentować jako część „dekalogu polskich spraw” w ramach koalicji polskich spraw – oświadczył. Zapytany o to, czy zaplanował już spotkania z posłami Trzeciej Drogi, Konfederacji i Lewicy, Morawiecki zapewnił, że spotkania z przedstawicielami innych partii odbywają się. – Tego typu rozmowy wymagają poufności. Ja danego słowa nigdy nie złamię. Te osoby, z którymi się spotykam, muszą zachować swoje bezpieczeństwo polityczne – w ten sposób to powiedzmy – wyjaśnił.
Czyli oferta wygląda tak: chodźcie ze mną, a nie z Tuskiem, bo Tusk was oszuka, a ja „danego słowa nigdy nie złamię”. Zważywszy na to, że Morawiecki nie bez przyczyny nazywany jest Pinokiem, jego zapewnienia brzmią kuriozalnie. Należałoby zapytać, czy on sam wierzy w to, co mówi. Myślę, że wątpię. Po co więc ten cyrk z kuszeniem Tuskowych przystawek oraz Konfederacji? Jest to nic innego, jak propagandowy przekaz pod kolejne wybory. Morawiecki chce teraz wmówić wyborcom, że PiS popiera „zgodę narodową” i wyciąga rękę do konkurencji. A gdy ta wyciągnięta ręka zostanie odtrącona, będzie można opowiadać, że PiS chciał działać dla dobra Polski, ale uniemożliwili to źli ludzie. Tamci z kolei odpowiedzą, że to oni chcieli działać dla dobra Polski, więc nie weszli w alians ze złymi ludźmi.
I na tym to wszystko polega. Jest to typowa, polityczna gra obliczona na robienie wyborców w bambuko. Bez takiej obróbki wyborcy mogliby dojść do wniosku, że politykom wcale nie chodzi o dobro Polski i Polaków, tylko o własny tyłek. A takie myślenie wyborców jest dla polityków największym zagrożeniem, bo przy takim myśleniu nikt by na nich nie zagłosował. Dlatego Morawiecki opowiada farmazony o koalicji polskich spraw. I dlatego nic z tej koalicji nie wyjdzie. Będzie natomiast trwać wojna polsko-polska, bo to ona zapewnia politykom frukta niedostępne zwykłemu Kowalskiemu. A przecież o to w tym cyrku chodzi.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS