Tak naprawdę nigdy nie znałam Dzidki. Jadwigi. Jadwigi Trzcińskiej, dopisującej na swoich obrazach przydomek “Prandota”, by podkreślić, jak bardzo szlacheckie ma korzenie – pisze Magdalena Kopeć, kuratorka wystawy “Osobna. Jadwiga Trzcińska – sztuka i życie”.
Z pierwszych zasłyszanych opowieści o niej utkwiło mi w głowie słowo „dziwaczka”. Śmierdząca na odległość dziwaczka. No bo chodziła po Kielcach taka wielka rozczochrana baba, przypominająca bardziej lumpa niż kobietę. Prowadzała dwa potężne owczarki niemieckie, a w wielkich rękach zakończonych wielkimi dłońmi nosiła siaty odpadów mięsnych.
Gdy moi kolejni rozmówcy wchodzili na nieco intymniejsze tory, pojawiało się określenie „babochłop”. “Ona była obojnakiem. Wszyscy wiedzą, że miała operację w Szwecji. I to w tych czasach!”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS