Dawno, dawno temu, hen w latach 90., miałem okazję grać na Pegasusie w pierwszą grę o RoboCopie. Jakaż ona wydawała się wtedy realistyczna, jakąż frajdę sprawiała dzieciakowi, który naoglądał się Supergliny na VHS-ie. Gdy jednak zdejmę różowe okulary nostalgii i obejrzę dowolny gameplay na YouTubie, nawet wysokie oceny, które owa produkcja otrzymała, nie są w stanie zmazać z moich ust uśmiechu politowania, wywołanego „atrakcyjnością” gier z tamtej ery.
Choć dziś trącą myszką, to właśnie ta oraz dwie kolejne produkcje z tytułowym cyborgiem w roli głównej przez wiele lat były najlepszym, co elektroniczna rozrywka „wycisnęła” z tej popularnej filmowej marki (grę z 2003 roku i gościnny występ RoboCopa w Mortal Kombat 11 podsumujmy chwilą ciszy). Aż do teraz – polskie studio Teyon stworzyło bowiem strzelankę, która może na nowo osadzić w świadomości graczy postać wykreowaną przez Edwarda Neumeiera i Michaela Minera.
To jest – o ile lekko zacisną oni zęby i pozwolą jej rozwinąć ciężkie, metalowe skrzydła. RoboCop: Rogue City nie robi bowiem dobrego pierwszego wrażenia – wizualia są tu bardzo nierówne, a gameplay początkowo wydaje się „drewniany” i niezbyt porywający. Klimat, owszem, jest – ale mógłby nie wystarczyć do utrzymania zainteresowania młodszej widowni. Na szczęście w sukurs przychodzi mu fabuła, która – choć daleka od wybitnej czy nawet bardzo dobrej – zaciekawia w dostatecznym stopniu, by nieźle wyważone tempo pozwoliło zawiązać się intrydze, w której fani filmowego pierwowzoru dostrzegą wiele znajomych postaci oraz motywów.
You’re no true soul, you’ll never be
PLUSY:
- dobry model strzelania, soczyste headshoty;
- klimat oryginalnych filmów o RoboCopie;
- masa easter eggów i nawiązań dla fanów uniwersum;
- ładne, pełne szczegółów lokacje;
- niezły angielski dubbing i Peter Weller jako RoboCop;
- w miarę poprawna polska kinowa lokalizacja;
- dobrze działający system punktów kontrolnych;
- na ogół interesujące zadania poboczne;
- przyzwoita, choć dość przewidywalna fabuła…
MINUSY:
- …którą trochę niepotrzebnie rozciągnięto tu i ówdzie;
- głupawa SI wrogów;
- nużące walki z bossami;
- mimika postaci;
- optymalizacja, drobne bugi i glitche.
Sierżant Alex Murphy umarł, ale jednak żyje. Korporacja Omni Consumer Products wykonała pierwszy w historii udany przeszczep mózgu, powołując do służby RoboCopa – pół człowieka, pół maszynę. Ma on bez pardonu wymierzać sprawiedliwość na ulicach skorumpowanego starego Detroit. Jednak przeszłość nie omieszka upomnieć się o Robo – jak zdrobniale nazywają protagonistę koledzy i koleżanki z posterunku (bardzo pokrótce streściłem Wam właśnie dwa filmy). Pomoże jej w tym Nowy Gracz, z którego pojawieniem się w mieście RoboCop zaczyna doznawać coraz poważniejszych awarii systemu, przypominających flashbacki z poprzedniego życia.
Więcej nie zdradzę, bo choć fabuła jest niezła i przyjemnie się ją śledzi, bywa do bólu przewidywalna nawet mimo kilku pozornie niespodziewanych zwrotów akcji, których część bez problemu powinni przewidzieć nie tylko fani uniwersum, ale również osoby poznające RoboCopa właśnie w Rogue City. Z jednej strony trudno o prawdziwe zaskoczenie w świecie, gdzie zaufanie jest na wagę złota, z drugiej twórcy nie żałowali dialogów ekspozycyjnych, które pozwalają łączyć fabularne kropki łatwiej i szybciej, niż udaje się to postaciom na ekranie.
Alex Murphy spotyka RoboCopa. Koloryzowane.RoboCop: Rogue City, Nacon, 2023.
Co gorsza, czasu na rysowanie owych punkcikowych szlaczków mamy nad wyraz dużo. O ile początkowe misje odpowiednio dawkują napięcie, o tyle w drugiej połowie gry miałem wrażenie, jakby twórcy wzięli niewielki fragment historii i – niczym zuchelek masła – rozsmarowali go na zbyt dużej pajdzie chleba.
Przed właściwym finałem co najmniej dwa razy można pomyśleć, że za chwilę wyświetlą się już napisy końcowe – zwłaszcza gdy nie zna się filmów. Wprawdzie ciągle jesteśmy świadkami wydarzeń ważnych, dopełniających fabularną układankę, lecz niekiedy dla jednego takiego „puzzelka” wykonujemy kilkudziesięciominutową misję, po brzegi wypełnioną strzelaniem dla samego tylko strzelania.
Każda misja ma osobną mapę. Wyjątkiem są te, w których wyruszamy na ulice Detroit. Miasto jest bardzo małe, cele oddalone są od siebie o maksymalnie 200 metrów.RoboCop: Rogue City, Nacon, 2023.
Długość większości z kilkunastu dostępnych etapów determinuje liczba zadań pobocznych, których zechcemy się podjąć w trakcie ich przechodzenia. Czasem są to całkiem sympatyczne questy – zebranie podpisów na kartce dla przebywającej w szpitalu ciężko rannej koleżanki; rozładowanie kolejki na komendzie; znalezienie odpowiedniego filmu dla bezdomnego; uratowanie kociaka z czeluści mrocznej piwnicy – lecz jest również kilka niechlubnych wyjątków, zadań, które nie pogłębiają immersji, które wykonuje się wyłącznie dla punktów doświadczenia i „wymaksowania” misji (np. drukowanie zdjęcia zmarłego policjanta albo któraś z rzędu fabularyzowana wizyta na strzelnicy).
Niemniej warto je odhaczać – nie tylko dla „expa”, ale również w celu budowania relacji z postaciami niezależnymi. Tutaj przykłady pominę, zwłaszcza że kilka pasujących wymieniłem w poprzednim akapicie. Ponadto sądzę, iż zauważyliście już pewien schemat – działania RoboCopa mają przynieść odpowiedź na pytanie, czy bliżej mu do człowieka, czy do maszyny. Mogą także wpłynąć na życie niektórych bohaterów, a nawet na wynik wyborów burmistrza Detroit. Tym samym gra ma kilka zakończeń, jednak różnią się one jedynie fragmentami dialogów czy cutscenek – zasadniczej narracji nie zmienimy.
Grube ryby cały czas próbują nas wciągać w politykę i wykorzystywać naszą dobrą prasę do własnych celów.RoboCop: Rogue City, Nacon, 2023.
You’re built to serve, to calculate
Nie zmienimy również gameplayu, który prezentuje się bardzo podobnie na początku i na końcu gry. RoboCop to nie tajny agent – nie bawi się w podchody czy ciche eliminowanie wrogów. Wchodzi, wymierza sprawiedliwość, wychodzi. Jego rozmiar i ciężar nie pozwalają mu szybko biegać ani kucać – potrzeba chwili, by przywyknąć do tego pierwszego – przez co efektywność bojowa cyborga jest wypadkową jego celności i nieprzebijalności pancerza. Ta pierwsza zależy wyłącznie od gracza, choć może on wspomagać się trybem namierzania, w którym cele – w tym wybuchające obiekty – są otoczone wyraźnym, zielonkawym konturem. Dzięki temu dostrzeglibyśmy nawet wystającą piętę mitologicznego Achillesa, gdyby raczył zawitać do Detroit.
Swoje szanse na przeżycie zwiększamy zaś, poprawiając żywotność i ulepszając pancerz RoboCopa. To dwie z ośmiu statystyk, w które możemy inwestować punkty doświadczenia, zdobywane za wykonywanie zadań i pokonywanie wrogów oraz zapewniane przez znajdowane dyskietki szkoleniowe. Grając na standardowym poziomie trudności – drugim z czterech dostępnych, licząc od najłatwiejszego – na początku musiałem polegać głównie na ograniczonej mobilności postaci i osłonach. Gdy jednak rozwinąłem te dwie cechy, nawet w końcowych misjach zdarzały się starcia, w których szedłem na żywioł, kompletnie się odsłaniając. Zwiększone obrażenia i lepsza defensywa uczyniły ze mnie prawdziwą maszynę do zabijania.
Trup ściele się tu gęsto.RoboCop: Rogue City, Nacon, 2023.
Problemy napotkałem dosłownie w dwóch walkach – z pierwszym robotem kroczącym ED-209 i w finałowej. W zasadzie są to pojedynki z bossami, więc z założenia powinny być trudniejsze od zwykłych wymian ognia. Niemniej w obu przypadkach odniosłem wrażenie, że napotkane wyzwanie nie wynika z mojego braku umiejętności czy z niedostatków „mojego” RoboCopa, tylko z kiepskiego projektu tych starć. Mierzymy się w nich bowiem z istnymi „gąbkami na pociski” tudzież „wybuchającymi beczkami”, które trzeba tłuc, tłuc i tłuc w jeden punkt, aż padną. Ani to ciekawe, ani satysfakcjonujące – co najwyżej irytujące i wystawiające cierpliwość gracza na próbę.
Na szczęście to tylko dwa starcia, bo model strzelania jest tu naprawdę niezły. Obcowałem z lepszymi, ale i polskie studio Teyon nie ma się czego wstydzić. Broń bardzo dobrze brzmi i wygląda, dzięki czemu aż chce się patrzeć, jak RoboCop ją przeładowuje. Soczystego dźwięku informującego o udanym headshocie nie sposób zaś pomylić z niczym innym. Sprawia on o tyle dużą frajdę, że pojedynczy strzał w środek głowy od razu uśmierca wiele typów wrogów (o ile nie mają hełmu etc.). Na dostępny arsenał również trudno narzekać – pistolety, karabiny, strzelby, snajperki, granatniki, wyrzutnie rakiet… a ja (ze względów estetycznych) i tak korzystałem głównie z podstawowego „gnata” Robo, mającego nielimitowaną amunicję, po drugą broń sięgając tylko przy specjalnych okazjach.
Starcia z kolejnymi ED-209 nie umywają się do tego pierwszego, bo możemy się wyposażyć w takie cacuszka.RoboCop: Rogue City, Nacon, 2023.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS