A A+ A++

Barbara trzyma urnę na półce w swoim paryskim mieszkaniu. – Czuję, że mężowi nie jest tam wcale źle, często zapalam świeczkę, stawiam kwiaty, a czasem nawet do niego zagaduję.

Jan uczył matematyki w uzdrowiskowym mieście na północy Polski. Gdy kilka lat temu zmarł, jego żona skremowała zwłoki, ale w rodzinnym grobie pochowała tylko połowę prochów. Resztę zawiozła w Tatry i rozsypała na szlaku, zgodnie z wolą męża.

– Wiemy, że to niezgodne z przepisami, więc ciocia specjalnie się tym nie chwali, ale też realizacja tego planu nie wiązała się z żadnymi utrudnieniami, bo przecież prochy z krematorium często odbiera rodzina – mówi Marta, bratanica Jana. – Niestety miejsca rozsypania prochów nie można było w żaden sposób oznaczyć i ciocia nie pamięta dokładnie, gdzie to było. Dlatego teraz, jak jeździ w góry, rozstawia kilka zniczy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWyremontowano pomnik na ciechanowskim kirkucie. Remont sfinansowali potomkowie dawnej społeczności żydowskiej
Następny artykułWieża widokowa na górze Kamionna już prawie gotowa