Całkiem niedawno poproszono mnie o pomoc przy porządkowaniu służbowego mieszkania po wieloletniej nauczycielce Szkoły Podstawowej nr 12 w Jaworznie, Pani Marii Jakus. Pani Jakus, ze względu na podeszły wiek i problemy zdrowotne, została zabrana przez syna, Mariusza Jakusa do Warszawy, w której ten mieszka i pracuje od wielu lat. Podczas przeglądania masy pozostawionych na miejscu rzeczy, których do Warszawy nie zabrano, natknąłem się m.in. na sporą garstkę nieznanych mi wcześniej, cennych fotografii.
Do mieszkania wieloletniej nauczycielki wezwano mnie nie tyleż jako długoszynianina, ale chyba głównie jako historyka. Poproszono mnie o to, by przejrzeć pozostawione rzeczy i ewentualnie ocenić ich wartość historyczną, przydatną chociażby w mojej pracy. Pośród stert książek i map, pośród szeregu drobiazgów i detali codzienności rzuciło mi się wszak w oczy niewielkie pudełko, a w nim, jak się okazało, kilkadziesiąt niewielkich zdjęć. Był wśród pozostawionych rzeczy również duży rodzinny album, ale jego zawartość miała raczej późniejszą metrykę i zdecydowanie osobisty, rodzinny i prywatny charakter. Tak czy owak to zawartość owego małego, tekturowego pudełeczka okazała się być dla mnie wartością samą w sobie, wartością dodaną. Zabrałem więc owe zdjęcia do siebie by bacznie się im przyjrzeć. I nie rozczarowałem się. Oprócz kilkunastu fotografii bardziej rodzinnych i osobistych znalazły się bowiem i takie, które pro publico bono, postanowiłem wykorzystać w swojej pracy; zarówno obecnej jak i, mam nadzieje, przyszłej. Bezsprzecznym jest bowiem fakt, że ich wartość historyczna jest znaczna, a i ewentualność ich wykorzystania w takiej czy owakiej publikacji bądź innej formie udostępnienia niezaprzeczalna. Żałuję tylko, że nie udało mi się ich zdobyć przed wydaniem dwa lata temu drugiej swojej monografii poświęconej dziejom Długoszyna, którą opublikowano w formie albumu. Niewątpliwie wzbogaciłyby ją one w istotny sposób. Cóż… Będzie co robić w przyszłości.
Natomiast co do samych fotografii… Przedstawiają one m.in. Pana Jana Jakusa oraz jego małżonkę w różnych sytuacjach związanych z życiem szkoły. Na jednym ze zdjęć (już wcześniej publikowanych), Pan Jakus wyleguje się na łące nad brzegiem nieistniejącego dziś potoku Struga. Na innych zaś widać obecny budynek szkolny, tuż po jego wybudowaniu w drugiej połowie lat 60-tych XX wieku. Widać choćby jedno ze skrzydeł z widocznymi przed tymże kłosami zbóż, na niewielkim poletku, na południe od placówki. Sam pamiętam to pole z dzieciństwa. Jest też kilka ujęć budynku z innych perspektyw; budynek jest świeży, czysty, nowy. Ale co nie mniej istotne, zachowało się też parę fotek z budowy obiektu; z prac ziemnych z wykorzystaniem koparek oraz prac typowo budowlanych.
Zdjęcia są co prawda niewyraźne, niektóre fotografie zdają się być prześwietlone i zachodzące na siebie. Upływ czasu zrobił niestety swoje. Co ciekawe – okolica dzisiejszej Chropaczówki jest niemal zupełnie pusta. Domy sterczą tam sporadycznie, samotne i nieco ponure, jak osobliwe kikuty. Przewija się tam, tu i ówdzie, oczywiście dyrektor Jakus. Jeśli do tego dodać zdjęcia, które nabyłem już wcześniej i których część pojawiła się już we wspomnianym albumie, to robi się z tego pewna syntetyczna, bogata całość.
Z jednej strony zdjęcie starej cechowni z ulicy Głębokiej, w której mieściła się stara szkoła na przełomie XIX i XX wieku. Z drugiej enigmatyczne fragmenty budynku Szkoły Ludowej i fotografie dzieci z placu szkolnego owej placówki, wzniesionej w latach 1905-07, w którym dziś mieści się przychodnia. Samego budynku z tamtych lat widać niestety niewiele. Do tego budynek starej (dziś przebudowanej) remizy, w którym to obiekcie, po 1945 roku, dzieci naukę pobierały także. Nie wspomniawszy o budynku domniemanej starej Szkoły Ariańskiej przy ulicy Dąbrowskiego, którego historia to wszak zupełnie inny wątek.
No i oczywiście zdjęcia, w których posiadanie wszedłem niedawno, a o których wspominam właśnie tutaj. Ale w tym kontekście nie można zapomnieć także o pedagogicznym gronie, które to placówki te zakładało, budowało i organizowało ich żywot, a którego członków jest już coraz mniej. Mowa tu oczywiście o Panu Jakusie, z którego inicjatywy obecny budynek szkoły powstał, o jego małżonce Marii, o Pani Janinie Koszyk, która chyba zdjęć nie lubiła, bo na każdym z nich odwraca głowę. O Pani Wiesławie Gaj, mojej wieloletniej nauczycielce historii, o Pani Jadwidze Leś oraz o Ś.P. Krystynie Gołas. Nie sposób zapomnieć tamtych czasów i lat; zarówno tych „tłustych” jak i „chudych”, zarówno nagród jak i kar, wśród których prym wiodło lanie po łapach. Czy to linijką, czy innymi akcesoriami. Oprócz czerwieniejących śladów tu i ówdzie (bo nie tylko na owych łapach) chyba nikomu krzywda się stała. Mnie na pewno nie. I jakby tego było mało, sam zostałem nauczycielem. A owa „stara szkoła”, a nie mam tutaj na myśli starych, częściowo nieistniejących budynków, które kiedyś były placówkami oświatowymi, a nauczycieli, którzy kiedyś prezentowali zupełnie inny model nauczania i wychowania, model którego dziś coraz wyraźniej brakuje, model w ramach którego zarówno strona ucząca ale nade wszystko ta nauczana pamiętała przede wszystkim o swych obowiązkach i miejscu w potencjalnym szeregu, a nie o wydumanych i coraz bardziej roszczeniowych „prawach”.
Zdjęcia te skłaniają do pewnej refleksji, miłej, ciepłej choć i trochę smutnej. Smutnej z tego względu, że większości przywoływanych tu osób już nie ma, a i przedstawiciele grona, które nastało potem, też są już na zasłużonych emeryturach. Wszystko to snuje się leniwie ale konsekwentnie na osi czasu, czasami prostej, czasem zawiłej i krętej. Zarówno słowa jak i zdjęcia próbują zatrzymać ów czas – choć jest to zadanie skazane z góry na porażkę. Ale skoro to dzięki nim chociaż na chwilę robi się ciep[lej na sercu to chyba jednak warto. Mimo wszystko. A skoro właśnie teraz, 14 października po raz kolejny obchodzić będziemy Dzień Edukacji Narodowej, zwany potocznie Dniem Nauczyciela, to tym bardziej wydaje się to rzeczą zasadną. Tym bardziej, że od powołania owej komisji, która była pierwszym na świecie świeckim ministerstwem oświaty mija dokładnie 250 lat. Niech więc refleksje snują się swoimi własnymi drogami, a niegasnący kaganek oświaty przyświeca nam wszystkim, wbrew wszelkiej ciemności, roszczeniowego podejścia do rzeczywistości oraz totalnej niejednokrotnie głupoty i ignorancji.
Jarosław Sawiak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS