A A+ A++

Czas dzielący nas od pełnoskalowej inwazji Izraela na Strefę Gazy należy prawdopodobnie liczyć w godzinach. Może nie kilku czy kilkunastu, ale wszystko wskazuje, że Cahal ruszy naprzód tej albo następnej nocy. Na razie niewielkie patrole zapuszczają się tuż za granicę. Nic oczywiście nie jest przesądzone, ale Izraelczycy starają się przynajmniej stworzyć takie wrażenie.

W jego umocnieniu pomogło wezwanie wystosowane ubiegłej nocy przez Cahal pod adresem ludności Strefy Gazy. Mieszkańcom północnej części tego terytorium – powyżej czerwonej linii na tej mapie – zalecono ewakuowanie się na południe w ciągu dwudziestu czterech godzin. Oznacza to, że od 1,1 miliona do 1,4 miliona osób (istnieją różne szacunki) ma jedną dobę, aby pokonać w najgorszym wypadku 20 kilometrów. Celem jest oddzielenie terrorystów od cywilów, których ci pierwsi wykorzystują jako (często nieświadome) żywe tarcze.

W normalnie funkcjonującym państwie, ba! w normalnie funkcjonującej Strefie Gazy nie byłoby to nic trudnego. Ale po tygodniu oblężenia brakuje paliwa, wiele głównych ulic w mieście Gaza jest zatarasowanych gruzami, wielu cywilów ma rannych krewnych w szpitalach, których musieliby porzucić, bo nie da się ich przetransportować. Rozkaz ewakuacji jest fizycznie niewykonalny.

Komunikat ten z pewnością stanie się jednym z najbardziej kontrowersyjnych elementów wojny Izraela z Hamasem. Żeby nie było wątpliwości, podkreślmy: kontrowersyjnych. Rzeź dokonana przez hamasowców w kibucach nie jest „kontrowersyjna”, to po prostu odrażające barbarzyństwo. Natomiast wezwanie do ewakuacji ma dwie odmienne strony. Z jednej – Cahal może je przedstawić jako wyraz troski o niewinnych cywilów.

Tak też przedstawiono sprawę w oficjalnym przekazie, gdzie podkreślono, że „ta ewakuacja jest dla waszego własnego bezpieczeństwa” i że celem jest odseparowanie cywilów od terrorystów z Hamasu, którzy będą się kryli w tunelach. Trzeba również przyznać, że Izraelczycy dbają o to, aby każdy zainteresowany się dowiedział; dziś nad Strefą Gazy zrzucono dziesiątki tysięcy ulotek.

Jest też jednak druga strona. ONZ zaapelowała o odwołanie wezwania, ponieważ ewakuacja wiązałaby się z przytłaczającymi konsekwencjami humanitarnymi. Pojawiają się głosy mówiące, że jest to jawne przygotowywanie ludobójstwa. Notabene Hamas wzywa Gazańczyków do zignorowania wezwań i pozostania w domach.

Z wizytą do Izraela przybywają kolejni zachodni politycy. Był już amerykański sekretarz stanu Antony Blinken, dziś jego śladem podążyły przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

Czy to w ogóle da się zrobić?

Analitycy szacują, że do inwazji zgromadzono około 400 tysięcy ludzi i 300 czołgów, plus oczywiście transportery opancerzone i artyleria. Wejście do gęstych zabudowań Gazy postawi jednak Cahal przed jednym z największych wyzwań w jego historii. Niezależnie od tego, jak intensywne i jak precyzyjne są naloty, nie wyeliminują one całej infrastruktury obronnej Hamasu, opartej przede wszystkim na tunelach, ale wykorzystującej także kanalizację i budynki cywilne (zwłaszcza piwnice). Te ostatnie można wprawdzie zawczasu zburzyć bombami, ale gruzy sprawdzą się w tej roli niewiele gorzej, a może i lepiej.

W końcu Izrael na pewno ma dokładne plany miast w Strefie Gazy i wie, które budynki i uliczki nadają się do organizowania zasadzek. Zamiana budynków w sterty gruzów może wywrócić te kalkulacje do góry nogami.

Dość spojrzeć na bitwę o Mariupol, a zwłaszcza kombinat Azowstali, który – ze swoimi przepastnymi korytarzami – jest na potrzeby tego porównania wystarczająco podobny do plątaniny ulic Gazy. W takim miejscu długość skutecznej obrony jest determinowana przede wszystkim dostępnością żywności, amunicji i leków, a nie stosunkiem sił, chyba że atakujący w ogóle nie liczy się ze stratami.

Weźmy na przykład to słynne nagranie – NLAW kontra T-72B, starcie, które czołg wygrywa walkowerem. Tu zawiódł człowiek. Odpalił pocisk ze zbyt małej odległości, tak że głowica nie zdążyła się uzbroić. Gdyby strzelił z trochę większego dystansu, byłoby po czołgu. I właśnie z takimi zagrożeniami będą się mierzyły Merkawy. A jak pisaliśmy w poprzednim sprawozdaniu, Hamas wierzy, iż znalazł sposób na poradzenie sobie z ich automatycznym systemem ochrony. W związku z tym czołgi będą potrzebowały rozległego wsparcia piechoty, ale piechota jest dużo bardziej wrażliwym celem, co znów każe nam wrócić do potencjalnie wysokich strat w ludziach.

Dużo zależy od tego, jak skutecznie Cahal wykorzysta manewr. Hamas ma do obsadzenia 28 kilometrów granicy lądowej i 18 kilometrów linii brzegowej (przyjmując, że Izrael nie będzie działał w strefie, do której kazał się ewakuować). To niedużo dla sił dysponujących czołgami, artylerią i lotnictwem, ale sporo, kiedy ma się tylko cywilne samochody terenowe, broń maszynową i granatniki przeciwpancerne. Izraelczycy muszą zaatakować w kilku miejscach jednocześnie, a następnie część tych szpic, ściągnąwszy na miejsce obronę przeciwnika, wycofa się poza Strefę Gazy. Dzięki temu Cahal rozrzedzi obronę Hamasu na właściwych kierunkach natarcia.

Rzecz jasna, Hamas to nie idioci. Skoro my jesteśmy w stanie dojść do takich wniosków, terroryści też dadzą radę. Ale znajdą się w sytuacji, którą po angielsku określa się: damned if you do and damned if you don’t. Nie ma dobrych rozwiązań, ale tylko jedno pozwala zachować strzępki inicjatywy. Z każdym kolejnym metrem siły inwazyjne będą zaś wkraczały coraz głębiej w terytorium wroga. Z pewnością Hamas już przygotował miny i improwizowane ładunki wybuchowe, można też spodziewać się użycia zamachowców samobójców, no i oczywiście żywych tarcz.

Przewidujemy, że Izrael wprowadzi do walki systemy bezzałogowe na dużą skalę. Stali Czytelnicy zapewne pamiętają nasz artykuł o maleńkim dronie Lanius, opracowanym właśnie z myślą o działaniach w terenie zurbanizowanym (a więc i w tunelach). Jest to swoista maleńka amunicja krążąca – może wykonywać zadania rozpoznawcze, ale zawiera też ładunek bojowy o masie do 150 gramów. Lanius jest częścią większej rodziny systemów nazwanej Legion-X. Można zakładać, że praktycznie wszyscy jej przedstawiciele albo właśnie przeszli, albo niedługo przejdą chrzest bojowy.

Trzeba podkreślić, że Izrael ma jednostkę wyspecjalizowaną w wyszukiwaniu i niszczeniu tuneli, a także – w razie potrzeby – walce w ich wnętrzach. To jednostka „Diament” (hebr. Jahalom, co jest skrótem od słów: Jednostka Inżynieryjna Specjalnego Przeznaczenia). Ale do tej pory jej żołnierze nigdy nie musieli uczestniczyć w operacji na taką skalę.

Oczywiście drony znajdują się także w arsenale Hamasu. Widzieliśmy już, że terroryści potrafią z nich korzystać. Możemy więc spodziewać się nagrań podobnych do tych, które spływają z Ukrainy. I przy tej okazji musimy sobie pozwolić na krótką refleksję: nie, to nie Rosjanie uczyli hamasowców, jak używać dronów. Nie uczyli ich także Ukraińcy – bo i taką wersję można znaleźć w internecie. Wręcz przeciwnie, to właśnie działania na Bliskim Wschodzie stanowiły najbardziej prawdopodobną inspirację zarówno dla Rosjan, jak i dla Ukraińców. Zwłaszcza islamistyczni bandyci z Da’isz lubili stosować komercyjne drony i wykorzystywać nagrania w charakterze propagandowym.

Cahal informuje, że zlikwidował na terytorium Izraela około 1500 terrorystów. Według ministerstwa zdrowia Strefy Gazy (Zachodni Brzeg ma własny rząd po rozłamie między Fatahem a Hamasem w 2006 roku) zginęło do tej pory 1900 Palestyńczyków (w tym 614 dzieci), a 7696 zostało rannych. Jeżeli dojdzie do inwazji, do tych liczb trzeba będzie dopisać zapewne nie jedno, ale dwa zera.

Los zakładników jest nie do pozazdroszczenia. Wielu z nich zostanie prawdopodobnie zamordowanych przez hamasowców w odwecie za inwazję, niektórzy pewnie zginą od izraelskich bomb i pocisków wraz ze swoimi oprawcami.

Łatwo się domyślić, że na Zachodnim Brzegu (w Judei i Samarii) jest coraz bardziej niespokojnie. Tamtejsi Palestyńczycy odnoszą się coraz agresywniej do posterunków i patroli Cahalu, ale na razie trudno mówić o atakach na większą skalę. Chociaż być może właśnie się to zmienia. Około północy czasu lokalnego doszło do eksplozji na posterunku granicznym w Kalkilji.

Wrze nad Jordanem, na granicy między Zachodnim Brzegiem a Jordanią. W kraju mieszka około 3 milionów Palestyńczyków, a setki z nich próbują obecnie przedrzeć się przez granicę, aby wspomóc pobratymców żyjących po drugiej stronie rzeki. Jordańskie wojska lądowe rozmieściły w tym rejonie czołgi i transportery opancerzone, aby w razie potrzeby siłowo udaremnić próbę masowego forsowania granicy. Ale na razie policja z gazem łzawiącym daje sobie radę.

Trwa również sporadyczna wymiana ognia na granicy libańskiej. Hezbollah przyznał się – po raz pierwszy od tygodnia – do atakowania izraelskiej strony pasa granicznego, między innymi kibucu Misgaw Am, będącego jedną z najdalej na północ wysuniętych miejscowości w Izraelu.

Niestety jeden izraelski pocisk trafił w samochód wiozący grupę dziennikarzy. W eksplozji zginął kamerzysta Reutersa Issam Abd Allah, a od czterech do sześciu osób zostało rannych. Początkowo informowano, że samochód został trafiony przez pocisk artyleryjski, ale nowsze doniesienia płynące z Libanu mówią o pocisku Hellfire odpalonym z AH-64.

Aktualizacja (00.42): Dodajemy ten nieplanowany dopisek, aby zwrócić uwagę na informacje podawane przez Jerusalem Post. Jeden z patroli 7. Dywizji Pancernej Cahalu wysłanych na drugą stronę granicy znalazł zwłoki zaginionych Izraelczyków. Te informacje krążyły już wcześniej, ale tylko jako niepotwierdzone pogłoski.

IDF Spokesperson’s Unit / CC BY-SA 3.0

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWYBORY 2023. W niedzielę wybieramy posłów i senatorów. Zobacz wszystkich kandydatów
Następny artykułKto startuje do Sejmu i Senatu i gdzie można zagłosować?