Dzięki uprzejmości wydawnictwa Wielka Litera publikujemy fragment książki Orlando Figesa “Opowieść o Rosji. Władza i mit” (przełożył Władysław Jeżewski), która ukaże się 25 października.
Wstęp
Był listopad 2016 r., zimny i szary poranek. Na odśnieżonym placu niedaleko Kremla zebrał się niewielki tłum. Czekano na odsłonięcie pomnika wielkiego księcia Włodzimierza, panującego w latach 980–1015 władcy Rusi Kijowskiej, “pierwszego państwa rosyjskiego”. Według legendy w 988 r. Włodzimierz przyjął chrzest na Krymie, należącym wówczas do Cesarstwa Bizantyńskiego, i tym samym przesądził o przejściu swego ludu na chrześcijaństwo obrządku wschodniego. W odsłonięciu jego pomnika wzięli udział najważniejsi przywódcy religijni Rosji ubrani w wielobarwne szaty: patriarcha moskiewski i całej Rusi, zwierzchnik rosyjskiego Kościoła katolickiego, wielki mufti, naczelny rabin i przewodniczący buddyjskiej sanghi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odlany z brązu posąg władcy dzierżącego krzyż i miecz górował nad placem – miał ponad 20 m wysokości. Był to ostatni z długiej listy wzniesionych po upadku komunizmu kobylastych pomników Włodzimierza w kiczowatym “ruskim” stylu narodowym, który powstał jeszcze w XIX w. Również w innych miastach Rosji – Biełgorodzie, Włodzimierzu, Astrachaniu, Batajsku i Smoleńsku – dzięki funduszom państwowym i publicznym zbiórkom stanęły pomniki wielkiego księcia. Budowę pomnika moskiewskiego sfinansowano ze środków Ministerstwa Kultury, towarzystwa historii wojskowości i klubu motocyklistów.
Podczas uroczystości przemówienie wygłosił imiennik średniowiecznego władcy, prezydent Putin. Ale nawet wtedy miał znudzoną minę i odnosiło się wrażenie, że chciałby zakończyć to wszystko jak najszybciej. Może dlatego rozpoczęcie ceremonii przyspieszono – reżyser Fiodor Bondarczuk, który głośno poparł niedawną aneksję ukraińskiego Krymu przez Rosję, poprosił Władimira Władimirowicza do mikrofonu wcześniej, niż przewidywano. Putin, beznamiętnym tonem odczytując tekst z kartki, zwrócił uwagę na symboliczne znaczenie daty uroczystości: 4 listopada obchodzono w Rosji Dzień Jedności Narodowej. Wielki książę, mówił prezydent, “zbierał ziemie ruskie i bronił ich”, zakładając “silne, zjednoczone i scentralizowane państwo obejmujące w jednej wielkiej rodzinie różne ludy, języki, kultury i religie”.
Do rodziny tej należały trzy kraje wywodzące się z Rusi Kijowskiej – Rosja, Białoruś i Ukraina – ciągnął Putin. Były one wówczas jednym narodem, miały te same chrześcijańskie zasady, kulturę i język, co – jak dał do zrozumienia – stworzyło słowiański fundament, na którym zbudowano Cesarstwo Rosyjskie i Związek Sowiecki. Prezydentowi wtórował patriarcha Cyryl, który zabrał głos po nim. Gdyby Włodzimierz postanowił pozostać poganinem albo nawrócił się sam jeden – mówił – “nie byłoby Rusi ani Rosji, nie byłoby wielkiego Cesarstwa Rosyjskiego ani dzisiejszej Rosji”.
Trzecie i ostatnie przemówienie, krótkie i odmienne w tonie, wygłosiła Natalia Sołżenicyna, wdowa po pisarzu. Tragiczne dzieje dwudziestowiecznej Rosji – powiedziała – podzieliły kraj, a “ze wszystkich różnic żadna nie dzieli nas tak głęboko jak nasza przeszłość”. Zakończyła wezwaniem do “szacunku dla naszej historii”, który powinien oznaczać nie tylko czerpanie z niej dumy, lecz także “szczere i odważne osądzanie zła, a nie jego usprawiedliwianie albo zamiatanie pod dywan pamięci o nim, żeby nie było go widać”. Na twarzy Putina pojawiło się zakłopotanie.
Uroczystość oburzyła Ukraińców. Od 1853 r. – Ukraina należała wtedy do Cesarstwa Rosyjskiego – mieli oni własny pomnik wielkiego księcia, którego zwali Wołodymyrem. Pomnik wzniesiono w stolicy Ukrainy, Kijowie, na wysokim prawym brzegu Dniepru. Po rozpadzie Związku Sowieckiego w 1991 r. posąg stał się symbolem niezależności kraju od Rosji. Dosłownie kilka minut po zakończeniu moskiewskiej ceremonii na oficjalnym koncie Ukrainy na Twitterze pojawiło się zdjęcie kijowskiego monumentu z podpisem po angielsku: “Nie zapominajcie, jak wygląda prawdziwy pomnik księcia Włodzimierza”. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, wybrany po rewolucji na Majdanie w 2014 r., oskarżył Kreml o przywłaszczanie sobie ukraińskiej historii. “Imperialne” zachowanie Moskwy porównał do rosyjskiej aneksji Krymu – będącego przecież częścią niepodległej Ukrainy – aneksji, do której doszło tuż przed wyborem Poroszenki na prezydenta.
Kijów i Moskwa spierały się o księcia Włodzimierza już od kilku lat. Pomnik moskiewski był o metr wyższy od kijowskiego, tak jakby Rosjanie chcieli pokazać, że Rosja ma większe prawo do wielkiego księcia. Putin nazwał Włodzimierza (po rosyjsku Władimira) założycielem nowożytnego państwa rosyjskiego, Ukraińcy jednak uważali Włodzimierza za swojego władcę, za “twórcę średniowiecznego państwa europejskiego Rusi-Ukrainy” – jak określił go Poroszenko w dekrecie wydanym w 2015 r. z okazji tysiąclecia śmierci wielkiego księcia w 1015 r. (to, że nazwa “Ukraina” pojawiła się w źródłach pisanych dopiero pod koniec XII w. – a i wówczas tylko jako okraina, czyli “pogranicze” w języku staroruskim – dyskretnie przemilczano). Kilka miesięcy później Poroszenko dodał, że decyzja Włodzimierza o ochrzczeniu Rusi Kijowskiej była “nie tylko decyzją polityczną i kulturalną, ale wyborem europejskim”, dzięki któremu Kijów dołączył do chrześcijańskiej cywilizacji bizantyńskiej. Przesłanie było jasne: Ukraina chce być częścią Europy, a nie rosyjską kolonią.
Obie strony powoływały się na wspólne dzieje Rusi Kijowskiej, ponieważ chciały przebudować własną świadomość narodową w duchu nacjonalistycznym. Z historycznego punktu widzenia mówienie o “Rosji” albo “Ukrainie” w X w. (i w ogóle w średniowieczu) nie ma większego sensu. Konflikt o Włodzimierza w rzeczywistości nie jest sporem historycznym, ale zderzeniem dwóch mitów założycielskich.
(…)
“Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość” – napisał George Orwell w “Roku 1984”. Myśl ta odnosi się do Rosji w większym stopniu niż do innych krajów. W czasach sowieckich, kiedy przeznaczeniem Rosji miał być komunizm i jej historię urabiano tak, aby odpowiadała temu celowi, krążył dowcip, o którym być może myślał Orwell: “Przyszłość Rosji jest pewna, tylko jej przeszłości nie da się przewidzieć”.
Żaden kraj tak często nie pisał swojej historii na nowo; historia żadnego kraju nie była w takim stopniu uzależniona od meandrów obowiązującej ideologii. W Rosji historia ma polityczne znaczenie. Powołanie się na wydarzenia z przeszłości było zawsze najlepszym sposobem na wygranie sporu o przyszły kierunek polityki. Wszystkie wielkie debaty nad charakterem i przeznaczeniem Rosji toczyły się na polu zakreślonym przez kwestie historyczne.
(…)
Dziś rola historii w takich dyskusjach jest ważniejsza niż kiedykolwiek. W systemie putinowskim, w którym nie ma podziałów na prawicę i lewicę, konkurencyjnych ideologii ani uzgodnionych znaczeń dla takich podstawowych pojęć jak “demokracja” i “wolność”, dyskurs polityczny określają idee odwołujące się do przeszłości kraju. Kiedy reżim nadaje interpretację jakiemuś epizodowi z dziejów Rosji, sprawa nabiera charakteru politycznego. Nie jest to nic nowego. Historycy sowieccy byli w jeszcze większej mierze uzależnieni od zmian linii partyjnej, zwłaszcza za Stalina, kiedy historię fałszowano, żeby wyolbrzymić rolę wodza i zdyskredytować jego przeciwników. Jedni musieli “poprawić” swoje prace, dzieła innych usuwano z bibliotek albo odbierano im prawo do ich publikowania.
(…)
Mit świętego cara przeobraził się w kult przywódców, Lenina i Stalina, których pomniki stanęły na każdym placu w Rosji. Reżim Putina wykorzystuje ten archetyp rządów monarchicznych, stwarzając pozory stabilności opartej na “rosyjskich tradycjach”. Kult Putina nie został na razie uwieczniony w kamieniu. Na placach miast i miasteczek nie ma jak dotąd jego pomników. Znaleźli się jednak dowcipnisie, którzy z okazji odsłonięcia moskiewskiego pomnika księcia Włodzimierza orzekli, że posąg jego imiennika, prezydenta Rosji, stanie wkrótce przy murze kremlowskim.
Powyższy fragment pochodzi z książki Orlando Figesa “Opowieść o Rosji. Władza i mit” (przełożył Władysław Jeżewski), która ukaże się 25 października nakładem wyd. Wielka Litera.
Orlando Figes – (ur. 1959 r.) brytyjski historyk i pisarz, autor książek o historii Europy i Rosji – nagradzanych i przetłumaczonych na wiele języków, m.in. “Wojna krymska 1853-1856. Ostatnia krucjata”; “Szepty. Życie w stalinowskiej Rosji”; “Taniec Nataszy”; “Europejczycy” czy “Z dziejów kultury rosyjskiej”.
W najnowszym odcinku podcastu “Clickbait” sprawdzamy, jak bardzo Netflix zmasakrował “Znachora”, radzimy, dlaczego niektórych seriali lepiej nie oglądać w Pendolino oraz żegnamy się z “Sex Education”, bo chyba najwyższy już czas, nie? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS