Nic nie zapowiadało, że urodzony 21 kwietnia 1909 roku w Łapach Józef Kosacki będzie bohaterem, który ocali dziesiątki tysięcy ludzi i… zostanie kompletnie zapomniany. Tymczasem jego wynalazek – jeden z najistotniejszych podczas II wojny światowej –pomógł aliantom pokonać Hitlera. Mowa o Polish Mine Detector Mark I – elektrycznym wykrywaczu min, który (po pewnych modyfikacjach) był w użyciu do połowy lat 90. ubiegłego wieku!
Wojenna tułaczka
Kosacki był inżynierem elektrykiem (dyplom zdobył na Politechnice Warszawskiej). Po studiach trafił do wojska, by odbyć obowiązkową służbę: najpierw w Szkole Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie, a później jako plutonowy podchorąży w Batalionie Elektrotechnicznym w Nowym Dworze Mazowiecki. Zapewne już wtedy zaczął mu świtać w głowie pomysł stworzenia urządzenia, które pomagałoby w wykrywaniu min.
W 1934 roku zaczął pracę w Państwowym Instytucie Telekomunikacyjnym w Warszawie. Gdy wybuchła wojna, zgłosił się na ochotnika do Grupy Technicznej w Oddziale Specjalnym Łączności, która podczas obrony Warszawy uruchomiła radiostację Warszawa II (do samej kapitulacji przemawiał na jej antenie prezydent Stefan Starzyński).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kiedy hitlerowska okupacja stała się faktem, Kosacki został internowany na Węgrzech. Zdołał jednak uciec z obozu i w grudniu 1939 roku stawił się w Paryżu przed dowództwem Polskich Sił Zbrojnych. Po upadku Francji przedostał się do Anglii, gdzie przydzielono go do Centrum Wyszkolenia Łączności w szkockim Dundee, a później St. Andrews. Od 1943 roku pracował w Wojskowej Wytwórni Łączności w Londynie.
W międzyczasie stało się coś, co sprawiło, że Józef Kosacki stał się bohaterem. Wszystko zaczęło się od… wypadku. Teresa Kowalik i Przemysław Słowiński referują:
W Dundee (3 kwietnia 1941 roku – przyp. aut.) wydarzył się tragiczny wypadek, który wstrząsnął Kosackim. Uczestniczyli w nim żołnierze ze słynnej w późniejszych latach 10. Brygady Kawalerii Pancernej. Podczas rutynowego patrolu sprawdzali m.in. szkocką plażę (Arboath). Problem polegał na tym, że Brytyjczycy w obawie przed niemieckim desantem plażę zaminowali, o czym zapomnieli powiadomić sojuszników.
Zginęło kilkunastu ułanów z rotmistrzem Stanisławem Górskim i kapralem Stanisławem Stasiakiem na czele. Wówczas Kosacki przypomniał sobie o prototypie elektrycznego wykrywacza min, który jeszcze przed wojną opracował w Polsce Tadeusz Lisicki z Biura Badań Technicznych Wojsk Łączności. Niestety we wrześniu 1939 roku Lisicki nie zdołał przedostać się na Zachód, ale Kosacki postanowił odtworzyć i udoskonalić jego konstrukcję.
Agnieszka Lewandowska-Kąkol w książce “Tytani wojny” pisze:
Jeszcze przed wojną myślał o wykorzystaniu fal radiowych do procesu wykrywania min, więc skonstruowanie prototypu ręcznego wykrywacza min zajęło mu tylko trzy miesiące. Przyrząd składał się z czterech części – z umieszczonego w plecaku generatora dźwięku, właściwego wykrywacza formą przypominającego talerz, tyczki, do której ów wykrywacz był przymocowany, i słuchawek. Zadanie sapera miało polegać na poruszaniu przed sobą tyczki w sposób przypominający ruchy koszącego trawę. Wykrycie miny sygnalizował dźwięk – dosyć nieprzyjemny pisk rozlegający się w słuchawkach.
Konkursowy wynalazek
Kosacki osobiście prowadził testy swojego wykrywacza na prawdziwych, zakopanych w ziemi minach. Udało się. Wynalazek działał. A tymczasem brytyjskie Ministerstwo Zaopatrzenia ogłosiło konkurs na… wykrywacz min. Zadanie konkursowe polegało m.in. na zebraniu monet rozsypanych w wysokiej trawie w jak najkrótszym czasie. Jak opisuje w “Tytanach wojny” Agnieszka Lewandowska-Kąkol:
Po dokładnych testach, którym poddano wszystkie biorące udział w zmaganiach przyrządy, najlepszy, właściwie bezkonkurencyjny okazał się wykrywacz Polaka. Działał precyzyjnie i szybko, był ponadto na tyle prosty w konstrukcji i lekki, że mógł go obsługiwać jeden saper. Od razu skierowano go do masowej produkcji, by jak najszybciej był dostępny dla żołnierzy.
(…) Pierwsze wykrywacze Kosackiego o oficjalnej nazwie Polish Mine Detectors Mark I zostały użyte przez 8 Armię Brytyjską w Afryce. Możliwość szybszego przemieszczania się przez w wielu miejscach zaminowaną pustynię niewątpliwie przyczyniła się do pokonania przez nią Afrika Korps Rommla.
Co ciekawe, Józef Kosacki swojego wynalazku nigdy nie opatentował. Postanowił przekazać go Brytyjczykom jako swój wkład w zwycięstwo nad III Rzeszą. Otrzymał za to Defence Medal oraz oficjalne podziękowania od Jerzego VI, ówczesnego króla Wielkiej Brytanii.
Czytaj też: Jeden z największych sukcesów aliantów był możliwy dzięki Polakowi! Odwrócił bieg II wojny światowej
Wielki zapomniany
Nie sposób policzyć, ilu żołnierzy w trakcie II wojny światowej i już po niej ocalił wykrywacz min Kosackiego. Liczbę tę można szacować nawet w dziesiątkach tysięcy. Dlaczego więc ten genialny wynalazca dziś jest niemal zupełnie zapomniany? Po części z powodu… nazwiska.
Otóż nazwisko Kosackiego przez lata było utajnione. W doniesieniach prasowych, oficjalnych publikacjach naukowych, książkach czy dokumentach występował jako Józef Kos, Kozacki lub Kozak. Bynajmniej nie miało to na celu zdyskredytowania Polaka. Chodziło o ochronę pozostałej w Polsce rodziny wynalazcy przed represjami ze strony Niemców (naziści mieli bowiem tendencję do stosowania “odpowiedzialności zbiorowej” – jak miało to miejsce w przypadku innego naszego rodaka, lekarza Franciszka Witaszka, który walczył z okupantem za pomocą broni bakteriologicznej).
Po wojnie Kosacki nie ubiegał się o “odkręcenie” tej dezinformacji. A władzom komunistycznym, które niechętnie chwaliły się sukcesami Polaków z naszych Sił Zbrojnych na Zachodzie, było to na rękę.
Czytaj też: Napisała słowa wojennego przeboju Warszawy “Siekiera, motyka, bimber, szklanka…”, ale nigdy nie doczekała się uznania autorstwa
Po wojnie Kosacki krótko został jeszcze w Londynie, projektując systemy telekomunikacyjne dla Poczty Brytyjskiej. W 1947 roku wrócił do ojczyzny i jak gdyby nigdy nic podjął pracę w Państwowym Instytucie Telekomunikacji. Objął tę samą funkcję, którą pełnił przed wrześniem 1939 roku.
W 1956 roku zmienił profil “zainteresowań” – skierował się ku elektronice jądrowej. Został kierownikiem Zakładu Elektroniki w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku. Nadzorował tam m.in. prace nad wielokanałowymi analizatorami amplitudy i czasu. W 1964 roku został powołany na stanowisko profesora nadzwyczajnego Wojskowej Akademii Technicznej.
Nigdy nie upomniał się o – należne mu przecież – honory i uznanie. Zmarł po długiej chorobie 26 kwietnia 1990 roku w Warszawie. Jego imię nosi Wojskowy Instytut Techniki Inżynieryjnej we Wrocławiu (w tamtejszym muzeum znajduje się obecnie oryginalny prototyp wykrywacza min Kosackiego). Słusznie podsumował sylwetkę wynalazcy historyk Marek Borucki, nazywając Kosackiego “Polakiem, który zatrzymał śmierć”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS