Jak wygląda praca polskich medyków na ukraińskim froncie? M.in. na ten temat, Polityka Zdrowotna rozmawiała podczas III Kongresu Ratownictwa Medycznego z Katarzyną Daniszewską, dowódczynią grupy Awangarda.
Ksawery Kurski, Polityka Zdrowotna: Jak w Pani przypadku zaczęła się misja w Ukrainie?
Katarzyna Daniszewska: Najpierw dołączyłam do zespołu „Med Evacuation Poland”, stworzonego przez Kubę Bałabana, który zajmował się transportami dla pacjentów ze Lwowa do Polski. System był kompletnie niewydolny, a skala potrzebujących przytłaczająca. Dodatkowo Ukraińscy ratownicy nie mogli ewakuować pacjentów do Polski, ponieważ nie mogli przekraczać granicy. W trakcie tych działań powstało wiele grup, między innymi Awangarda, która początkowo była częścią Medevac Poland. W swoich działaniach skupiliśmy się na pomocy w miejscach trudno dostępnych (miejscach objętych bezpośrednio działaniami zbrojnymi – przyp. red.).
Skąd w ogóle taki pomysł, żeby pojechać na front wojny? Do dziś byłem przekonany, że to miejsce, z którego się ucieka, a nie w które się jedzie.
Pomysł wziął się z potrzeby sytuacji. Ukraina potrzebowała pomocy, a ja byłam w stanie jej udzielić. Mam umiejętności do pracy medycznej, szczególnie w warunkach konfliktu zbrojnego. Nie wyobrażałam sobie, że z tymi umiejętnościami będę siedzieć w domu, w kapciach, na kanapie.
Czy Pani najzwyczajniej w świecie się nie boi?
Czasem bardzo się boję, szczególnie kiedy pojawia się mocny ostrzał i na kilka metrów przed karetką wybucha ziemia. Żartujemy sobie wtedy, że no cóż, trzeba zmienić majtki i jechać dalej.
Naiwnie zapytam, choć po poprzednim pytaniu chyba uzyskałem odpowiedź – czy prawo humanitarne jest przestrzegane i jako oznaczeni medycy mogą Państwo w spokoju pracować?
Nie. Medycy są dla Rosjan świetnymi celami.
Jakie są największe wyzwania z perspektywy pracy medyka na froncie?
Problemem są braki… Wieczne braki wszystkiego i wszystkich, czyli sił i środków. W najbliższym szpitalu frontowym do naszego punktu stabilizacyjnego pracuje tylko 6 chirurgów. 6 chirurgów na cały szpital, pracujących w systemie zmianowym. Gdybym miała porównać ilość personelu do realiów pracy w systemie np. w Polsce, to jest nas średnio 5 razy mniej.
Wspomniała Pani o punkcie stabilizacyjnym. Co to takiego?
Punkt stabilizacyjny, jak sama nazwa wskazuje, służy do stabilizacji rannych, którzy czekają na medevac do szpitala frontowego. Chcemy zrobić wszystko, co konieczne, żeby nasz pacjent przeżył tę drogę w trudnych warunkach, która w kontekście naszego punktu trwa ok. godziny. Dodatkowo zawsze musimy się zastanowić jakie mamy siły i środki. Niestety, medycyna pola walki charakteryzuje się falowością napływu chorych, co jest związane z sytuacja taktyczną.
Jak bardzo medycyna pola walki jest polowa? Czy dysponujecie jałowym sprzętem do zbiegów albo aparatami do znieczuleń wziewnych?
Mamy różny sprzęt i dróg postępowania zawsze jest kilka. To lekarz decyduje, na jaki wariant się decydujemy. Na pewno nie jest to poziom czystości normalnego szpitala. Oczywiście staramy się stosować zasady aseptyki i antyseptyki, ale każdy nasz pacjent to jest „brudny” pacjent.
Czy te warunki polowe znacząco zmniejszają szanse pacjenta na przeżycie? Jak to się ma do pacjenta z analogicznym urazem, ale w kraju nieobjętym wojną?
Oczywiście nie jestem w stanie przytoczyć konkretnych statystyk, natomiast szanse pacjenta pogarszają się zdecydowanie. Nie pomagają nam też napływające falę następnych rannych.
Co Panią zdziwiło najbardziej? Na co nie była Pani przygotowana?
To zawsze jest uzależnione od konkretnego miejsca w którym pracujemy. Zdziwiła mnie farmakologia. Ta w krajach postsowieckich znacząco różni się od tej w krajach europejskich. Na przykład kofeina podawana jest dożylnie. Choćby pod tym kątem musieliśmy się mocno dotrzeć z miejscowymi medykami. Nie łatwo było się też przestawić na mocno przestarzały sprzęt, który być może obsłużyliby moi dziadkowie, ale ja znałam go wyłącznie z muzeów.
Na koniec chciałbym zapytać o sytuację pacjentów chorych przewlekle, w tej niezwykłej sytuacji. Ich stan jest zupełnie zwykły i nie wymaga widowiskowego sprzętu, tylko np. leku na nadciśnienie. Co z nimi?
Choć oczywiście potrzeby tych pacjentów w normalnych czasach są zwyczajne i wymagają wyłącznie przyjścia do przychodni, w tych czasach urosły do rangi niezwyczajnych. Dla pacjentów chorych przewlekle organizowane są specjalne transporty leków, które są dostarczane bezpośrednio do nich. Zajmują się tym jednak inne, wyspecjalizowane w tym, grupy.
Bardzo dziękuje Pani za rozmowę, życzę tylu samu powrotów co wyjazdów.
Dziękuję.
Działania Awangardy można śledzić na bierząco na mediach społecznościowych.
Autor: Ksawery Kurski
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS