Mimo rozwoju przemysłu nie od razu zniknęły pozostałości dawnej Łodzi rolniczej. Rzemieślnicy, którzy przybywali do miasta, byli wciąż silnie związani z ziemią: tkacze otrzymywali od jednej do trzech morgów ziemi przeznaczonej pod zasiew zbóż lub ogrody. Dość silnie rozwinięta była jeszcze hodowla bydła. Nawet Ludwik Geyer, gdy przybył do Łodzi, miał dwie krowy i konia, a dziesięć lat później sześć krów „żuławskich” i 16 koni. Hodowano więc w mieście krowy, świnie, owce, konie, a nawet kozy.
W 1850 r. było w mieście 420 sztuk trzody chlewnej, 411 sztuk bydła, 300 owiec, 132 konie i 10 kóz. Jeszcze w 1856 r. łódzcy fabrykanci posiadali inwentarz: Geyer miał osiem krów, Grohman – siedem, Steinert – cztery, Scheibler – dwie, a Moes – siedem krów i dziewięć wołów. Kto miał kawałek ziemi, obsiewał ją zbożem i sadził ziemniaki. Niektórzy tkacze z wydzierżawiali i uprawiali leżącą odłogiem ziemię. W 1863 r. mieszkańcy Piotrkowskiej wnieśli skargę na fabrykanta Petersa, który zaorał swoje pole i koniec ul. Dzikiej, co przerwało im połączenie z miastem. Geyer, zająwszy place po fabrykantach Langem przy Piotrkowskiej 287–301 i Zachercie przy Piotrkowskiej 303/307, uprawiał tam żyto, a później działki ciągnące się aż do ul. Wólczańskiej obsiewał marzanną, czyli krapem, stosowanym przy produkcji barwników. Znany fabrykant uprawiał też warzywa, hodował kwiaty i drzewa owocowe, a część produktów sprzedawał. W drugiej poł. XIX w. połowę terenów Łodzi nadal zajmowały grunty orne, a 1/5 ogrody, choć na poły wiejski charakter miasta coraz szybciej się zmieniał.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS