Magdalena Świerk las na Wolicy zna od dziecka i z bólem patrzy, jak ubywa tu drzew. Najbardziej doskwiera poczucie bezradności, że w pojedynkę niewiele można zrobić.
W lesie jest jeszcze mokro po ostatnich deszczach. Wszystko pachnie świeżością, w ciszy słychać tylko ptaki gniazdujące w koronach drzew. Magdalena Świerk prowadzi mnie ścieżką do góry. Uśmiecha się, kiedy mówię, że już jej nazwisko zobowiązuje.
Coś tu nie gra
Można powiedzieć, że las na Wolicy zna od dziecka. Dom, w którym mieszka rodzina Świerków, znajduje się ledwie kilkanaście minut spacerem stąd. Nic więc dziwnego, że Magda bywa tu od wielu lat.
– Las jest dla mnie miejscem, gdzie mogę znaleźć spokój, oderwać się od codziennych problemów. Doświadczam tu bliskości natury, obserwuję leśne życie. Myślę, że wielu ludzi także przychodzi do lasu, aby odpocząć – mówi.
Znaczenie zielonego sąsiedztwa najbardziej doceniła podczas pandemii. Zamknięcie dawało się we znaki, tutaj mogła swobodnie oddychać – dosłownie. To właśnie wtedy zobaczyła, że las się zmienia. I to wcale nie na lepsze.
– Za każdym razem miałam wrażenie, że drzew ubywa. Gdzie nie popatrzyłam, widziałam kolejne oznaczone jako przeznaczone do wycinki. To było bardzo przygnębiające – wspomina Magdalena Świerk.
Żegnajcie, piękne buki
Idziemy powoli przez cichy las. Magdalena pokazuje mi drzewa z wyrokami wymalowanymi na pniach. Mówi, że są miejsca, z których można już zobaczyć miasto z góry, a jeszcze niedawno widać było tylko korony drzew. Kogoś, komu natura jest bliska, takie spostrzeżenie musiało zaniepokoić. Młoda dębiczanka coraz częściej myślała o tym, że ta wycinka nie jest fair – nie tylko w stosunku do lasu i jego lokatorów, ale też wobec lokalnej społeczności.
– Las pełni trzy funkcje: przyrodniczą, gospodarczą i społeczną. Chociaż potrzebujemy drewna, nie oznacza to, że należy zlekceważyć ochronę przyrody oraz społeczną rolę lasów. W dobie zmian klimatycznych powinniśmy zmienić sposób myślenia o lesie. Według mnie nie powinien on być jedynie źródłem surowca. Funkcje przyrodnicza i społeczna są tak samo ważne, a obecnie mogą okazać się nawet bardziej istotne – przekonuje Magdalena.
To niepokojące zjawisko, bo w tym przypadku, tu w Dębicy, to nie zmiany klimatyczne wpływają na nasze życie, ale to my – ludzie, tnąc drzewa, dorzucamy cegiełkę do ocieplenia klimatu. Dlatego Magdalena zaczęła pisać maile do Nadleśnictwa. Domagała się odpowiedzi na pytania, które nie dawały jej spokoju. Nie wstydzi się przyznać, że popełniała błędy.
– Nie jestem fachowcem, myślałam, że to dziuple, w których gniazdują ptaki, a to były ślady po konarach. Zatem dla leśników musiałam brzmieć nieco dziwnie – mówi.
Sama i bez szans
Jej wykształcenie nie ma nic wspólnego z leśnictwem, dendrologią czy ornitologią. Jest studentką filologii polskiej. Las raczej czuje sercem, niż ogarnia wiedzą i ma świadomość, że w potyczce z Lasami Państwowymi szanse na wygraną są niewielkie. Mimo to w kolejnych mailach pytała o rozmiar i powód wycinek, zabezpieczenie stanowisk lęgowych, ochronę środowiska.
Ton naszpikowanych obcobrzmiącą terminologią odpowiedzi początkowo traktowała jako protekcjonalny, potem zrozumiała, że ma do czynienia z fachowym żargonem, który dla laika wydaje się niedostępny.
– Była nawet propozycja spotkania z leśniczym. Nie skorzystałam, bo miałam świadomość, że nie jestem dostatecznie wyedukowana i przy takiej sprzeczności interesów, nie mam szans – przyznaje miłośniczka lasów.
Wiele hałasu o nic?
Takie wrażenie można odnieść rozmawiając z Wacławem Pankiewiczem, szefem Nadleśnictwa Dębica, który zapewnia, że wycinka prowadzona na podległym mu terenie, nie jest szczególnie rozległa w porównaniu z latami ubiegłymi. Dziwi się, że gospodarka drzewna prowadzona przez Lasy Państwowe odbija się w społeczeństwie tak negatywnym echem.
Jednocześnie przyznaje, że takich osób jak Magdalena Świerk nie ma wiele. A nawet wcale, bo nadleśniczy nie przypomina sobie, by ktoś jeszcze prowadził z nadleśnictwem taką korespondencję.
– Chociaż po interwencji posła (Pawła Poncyliusza z PO – przyp. red) mieliśmy inspekcję z Krakowa. I zaręczam, że taka kontrola jest bardziej dokładna niż prokuratora i Najwyższej Izby Kontroli w jednym – żartuje Wacław Pankiewicz.
Tyle że inspektorzy to także pracownicy Lasów Państwowych, więc, jak by na to nie patrzeć, reprezentują ten sam interes.
Zdaniem leśnika, tylko patrząc z poziomu dyletanta, można dojść do wniosku, że w Lasach Państwowych wycinka poszła o krok za daleko. A nawet kilka kroków.
Pankiewicz wymienia szereg działań podejmowanych dla zachowania równowagi w ekosystemie: zakup terenów już zalesionych, dosadzanie drzew, pozostawianie w lesie części drzew, które same padły, uwzględnienie podczas wycinki interesu społecznego, piecza o ochronę przyrody.
– Ludzie przesadzają z tym oburzeniem o wycinanie drzew. Zielony dywan ciągle funkcjonuje, nie ma u nas miejsc oznaczonych jako czerwone punkty, czyli całkowicie przeznaczonych do wycięcia – tłumaczy nadleśniczy.
Kieruje nią troska
Magdalena nie uważa, żeby przesadzała. Wręcz przeciwnie, jest przekonana, że jej działania to tylko próba zwrócenia uwagi na problem. Nie jest typem przebojowej awanturnicy, brakuje jej rozmachu i stanowczości ekologicznych aktywistów, których leśnicy nazywają ekoterrorystami.
Cicha, spokojna, raczej zamknięta w sobie – łatwo sobie wyobrazić, że zderzenie z machiną państwowej instytucji nie było dla niej komfortowe. Marcin Świerk, tata 21-latki, nie zastanawia się ani przez chwilę, kiedy pytam, czy podobają mu się działania podejmowane przez córkę.
– Cieszymy się, że wyszła poza strefę komfortu angażując się w działalność społeczną, że z troską myśli o przyszłości, zresztą nie tylko w odniesieniu do przyrody. Kieruje nią troska o przyszłość środowiska przyrodniczego i ziemi, niezgoda na wycinkę drzew, na trzebienie lasu – podkreśla.
Nie kryje, że Magda ma wsparcie w rodzicach. On sam pomagał jej redagować pisma do nadleśnictwa. Jest prawnikiem, więc wiedział, o co i w jaki sposób pytać.
– Chyba nie tylko my dostrzegamy, że ostatnio wycina się znacznie więcej drzew. Widać to nie tylko w okolicach Dębicy, ale w całej Polsce, o czym łatwo się przekonać na przykład w Beskidzie Niskim – mówi Marcin Świerk.
I dodaje, że o skali zjawiska najlepiej mówią dane pozyskane od leśników.
– W latach 2014 – 2020 tylko Nadleśnictwo Dębica uzyskiwało ze sprzedaży drewna około 15 mln zł rocznie, to już w 2021 r. ponad 17 mln zł, a w 2022 r. niemal 26 mln – informuje.
Moja cząstka świata
Magdalena nie próbuje robić z siebie bohaterki, ale jest jej przykro, że tak niewielu ludziom zależy na ochronie lasów. Tak, jakby zapomnieli, czego uczyli się w szkole o wpływie zielonych płuc na klimat, losy Ziemi oraz jej mieszkańców. Może gdzieś w Polsce działania ekologów przynoszą efekty, bo organizacje skupiają wiele osób, połączonych wspólną ideą. U nas jest inaczej, ale obrończyni lasów nie traci nadziei.
– Jednej osobie nie jest łatwo coś zmienić, ale gdy będzie nas więcej, może się to udać. Trudno jedynie czekać, aż ktoś za nas rozwiąże wszystkie problemy. Sami musimy zacząć działać, a nawet takie działania, które z pozoru wydają się nieistotne, mogą sprawić, że zmienimy świat na lepsze. Od każdego z nas zależy, czy tak się stanie. Myślę, że warto zaopiekować się choć cząstką świata – przekonuje.
Boi się, że kiedy w październiku wyjedzie na studia do Krakowa, podczas kolejnej wizyty w ogóle nie rozpozna swojego lasu. Może nie będzie aż tak źle, bo nadleśniczy Wacław Pankiewicz deklaruje, że w przyszłym roku wycinki planowane są na mniejszą skalę.
– Pozyskiwanie drewna spadnie o jakieś 10 tys. metrów sześciennych, z 70 na 60 – mówi.
Zawsze to coś.
Agnieszka Majba-Pochwat
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS