Mecz Legii z Piastem powinien być doskonałym punktem wyjścia do dyskusji, dlaczego trzeba koniecznie zmienić przepisy w stosowaniu VAR-u. One i tak nigdy nie będą do końca jasne, bo szara strefa interpretacji może być naginana przez sędziów w jedną czy drugą stronę. Trochę jak w dziedzinie prawa, gdzie też nie wszystko zależy od czarnych literek zapisanych na białej kartce. Kontekst też ma znaczenie, nie ma co się oszukiwać, choć akurat w tej sytuacji każdy prawnik na świecie rozłożyłby ręce.
Damian Sylwestrzak jest winny. Wlepił drugą żółtą kartkę Josue w końcówce pierwszej połowy i poważnie wypaczył przebieg meczu. Swoją robotę wykonał beznadziejnie. Skompromitował się. Odstawił totalną manianę. Zrobił coś takiego, za co trafia się do zamrażarki. Tutaj nie ma nawet mowy o kontrowersji, a ewidentnej pomyłce sędziego, który do feralnego momentu w 42. minucie naprawdę dobrze prowadził to spotkanie. Ale nikt nie będzie mu tego pamiętał, takie rzeczy schodzą na drugi plan, kiedy wyrzucasz kluczowego zawodnika zespołu tak naprawdę za nic.
🟥 CZERWONA KARTKA dla Josue! 😳 Jak oceniacie decyzję sędziego?🤔
📺 Transmisja meczu Piast Gliwice – Legia Warszawa w CANAL+ SPORT i CANAL+ online: https://t.co/Dacm2GZGSl pic.twitter.com/gb6F4gujlm
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 16, 2023
Damian Sylwestrzak chyba potrzebuje wolnego
Błędy zdarzają się każdemu, ale to nawet nie był wielbłąd. To była kara z dupy. Rozumiemy, że Josue i tak zaczął się gotować. Być może prędzej czy później zarobiłby drugie żółtko, bo na to się zapowiadało. Ale jeśli już, to nie w taki sposób, jaki zaprezentował nam sędzia Sylwestrzak, czyli w ramach wydumanego faulu na Katranisie.
Najgorsze jest to, że tej decyzji nie dało się zmienić. VAR nie może interweniować przy piłkarzach wyrzuconych z boiska za drugą żółtą kartkę. Zdarzają się przypadki, kiedy arbiter od razu wyciąga czerwoną, nawet jeśli wcześniej konto delikwenta świeciło się na żółto, ale to inny przypadek. Przepisy mówią jasno: ani Sylwestrzaka przed gigantyczną wtopą, ani Josue przed niesprawiedliwym zjazdem do bazy nie dało się uratować. Portugalczyk wkurza, irytuje, macha łapskami jak porażony za każdym razem, kiedy rywal zamelduje mu się mocniej. Ma swoją ciemną stronę. Ale czy to byłby Jaś Fasola, czy największy zabijaka na boisku – każdy zasługuje na uczciwy osąd.
Takowego w przypadku Josue nie było i osłabiona Legia dostała w cymbał. I to jeszcze przed przerwą, żeby kibice oraz piłkarze Legii bardziej odczuli, co wydarzyło się kilka minut wcześniej. Nie chcemy gdybać, czy bramka dla Piasta padłaby z Josue na murawie, więc powiemy po prostu „wow, piękna akcja”. Dziczek ładnie uruchomił Ameyawa podaniem prostopadłym, a ten spokojnie obsłużył Krykuna. Piast pokazał, że nie jest tak surowy w grze ofensywnej, jak wielu sądzi.
Przepisy nie są życiowe. Nie oddają osławionego ducha gry. Inną sprawą jest to, że można było je trochę nagiąć.
Wydaje mi się, że brakiem refleksu kompletnie skompromitował się VAR (zdaje się, że sędzia Frankowski). Owszem, druga żółta kartka nie jest rozpatrywana przez VAR, ale spokojnie można było uratować Sylwestrzaka i przywołać go, aby obejrzał potencjalną czerwoną kartkę dla… https://t.co/BIckP6WPOB
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) September 16, 2023
Mimo wszystko, remis to niezły wynik dla obu stron
Druga połowa miała być wielkim testem charakteru dla Legii. Próba odwrócenia wyniku w takich okolicznościach na wyjeździe z wymagającym przeciwnikiem, który prowadzi 1:0? Nie byle jakie wyzwanie. Zwłaszcza że Piast wyglądał dobrze. Nie miał napastnika (przepraszamy, drogi Gabrielu Kirejczyku), ale i tak stwarzał zagrożenie.
Sęk w tym, że to Legia odpowiedziała, a nie Piast poszedł za ciosem. Konkretnie Ernest Muci w swoim stylu: sprytnie znalazł sobie miejsce do strzału na szesnastym metrze, a potem pokonał Placha. Miał trochę szczęścia, po drodze był rykoszet, ale wpadło. I tym sposobem od 69. minuty goście mieli okazję pokazać, że na drodze nie stanie im nawet sędzia Sylwestrzak.
A tak się składa, że także piłkarze Piasta mogli mieć do niego pretensje. Dziwne kartki dla Ameyawa czy Tomasiewicza. Ogółem dziwnie gwizdane faule. Wątpliwe zarządzenie zawodami. Słowem: to był występ, o którym główny bohater raczej wolałby zapomnieć.
Ale my nie możemy. My musimy zaznaczyć, że jedna z drużyn została okradziona z jednego zawodnika na boisku. Czy to wpłynęło na wynik? Prawdopodobnie tak, choć jakimś pocieszeniem dla Legii jest fakt, że z Gliwic udało się wywieźć chociaż jeden punkt. To trudny teren. W tym roku wygrał tam tylko Lech i Legia.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS