A A+ A++

Pszczołami zajmował się tata Andrzeja Dobosza. I jemu też się zamarzyło. Dziś spod jego ręki wychodzą Miody z Wody.

– Tata miał ledwie trzy ule, tak że nie było to wiele. Ale ja pomyślałem sobie, że w sumie to trzy ule też by mi wystarczyły – wspomina Andrzej Dobosz.

Przez wiele lat jednak nie mógł sobie na to pozwolić. Mieszkał w bloku na jednym z osiedli w Dębicy, więc o pszczołach mógł tylko pomarzyć. Kiedy jednak przeprowadził się do własnego domu, marzenie wróciło.

– Ale znowu wtedy prócz etatu prowadziłem jeszcze własną działalność gospodarczą, no i nie było na to czasu – wyjaśnia.

Ule w końcu postawił, ale nie pod domem

Co ciekawe, choć firmy już nie prowadzi, to pasieki pod domem nadal nie ma. Dlaczego? Bo przechadzając się po terenie oczyszczalni ścieków przy ul. Kosynierów Racławickich, gdzie pracuje jako elektryk, wpadł na inny pomysł. Poszedł do Jacka Gila, prezesa Wodociągów Dębickich z pytaniem, czy mógłby te trzy ule postawić na terenie firmy. W końcu są tam świetne warunki do prowadzenia pasieki. Kilka hektarów ziemi, teren zadrzewiony, położony tuż przy rzece, a do tego jeszcze łąki kwietne. Kiedy rozmawiamy, niedaleko przebiegają dwa zające, a kilkanaście dzikich gęsi wzbija się do lotu. Ponoć bywają tam też sarny. Pasieka więc świetnie wpisywała się w ten krajobraz.

– Prezes na początku nie był przekonany, zastanawiał się z pół godziny, ale w końcu się zgodził. Pod warunkiem, że prócz moich uli staną tam też firmowe, a ja będę się nimi zajmował – uśmiecha się mężczyzna.

Obcowania z pszczołami musiał się nauczyć

Tak też się stało, ale zanim Andrzej Dobosz postawił ule na terenie Wodociągów Dębickich, pojechał na kurs pszczelarski do Borzęcina gdzie działa Pasieka Produkcyjna Pszczeli Raj i Stacja Naukowo-Badawcza. Tam w praktyce, przy ulach, uczył się tego jak założyć pasiekę, jakie warunki zapewnić pszczołom i jak się nimi zajmować, by te dawały miód od wiosny do jesieni.

– Bardzo dużo pomógł mi też Bolek Pysz, który jest zapalonym pszczelarzem. Podzielił się ze mną nie tylko doświadczeniem, ale i pszczołami. Przyjeżdżał, doglądał,
radził – mówi Andrzej Dobosz.

Był czerwiec 2021 roku, gdy pierwsze ule stanęły na terenie firmy, a pszczoły stały się ich pełnoprawnymi użytkownikami. Mężczyzna nie ukrywa, że opieka nad nimi wymagała i nadal wymaga sporo pracy. Na szczęście może godzić ją z obowiązkami służbowymi, co nie zmienia faktu, że w wolne dni nie raz zdarzało mu się specjalnie przyjeżdżać do firmy, by doglądnąć, czy wszystko z nimi w porządku.

– Przegląd uli powinno się robić co tydzień, no można co dwa tygodnie. A o pszczoły dbać cały czas – przyznaje.

Do ula podchodź jak do konia

Czy zdarzyło się, że go użądliły? No pewnie, choć nie zdarza się to często. Wszystko zależy od tego, w jakim pszczoły są humorze. W ostatni czwartek widać nie były w najlepszym. A to dlatego, że grzmiało i trochę padało, więc nie mogły polatać. Tak przynajmniej twierdzi Andrzej Dobosz.

Kiedy podchodzimy pod pasiekę, a on z jednego z uli ściąga pokrywę, by pokazać mi ramki, pszczoły zaczynają krążyć wokół nas. Kiedy jedna z nich siada na skroni opiekuna, ten powoli odkłada pokrywę i radzi, by jednak odsunąć się od ula. W tym czasie pracowity owad wbija żądło w skórę mężczyzny. Ten jednak niespecjalnie się tym przejmuje. W końcu obrzęk zejdzie po kilku godzinach, a jad pszczeli nie dość, że ma właściwości przeciwzapalne, to jeszcze usprawnia krążenie krwi.

– Podchodząc do pasieki trzeba pamiętać o kilku zasadach. Przede wszystkim do ula podchodzi się jak do konia – od tyłu. Nie wolno mieć przy sobie telefonu, bo one zakłócają system nawigacyjny pszczół i nie warto się perfumować, szczególnie jakimś sztucznym zapachem, bo to drażni owady, a ja się akurat popsikałem – śmieje się. Wspomina przy okazji, że pszczoły szczególnie nie lubią też zapachu koni, więc po wizycie w stajni nie warto zapędzać się do pasieki.

Najpierw dostali po małym słoiczku

Jeśli jednak trzymamy się tych zasad i dbamy o pszczele rodziny, odwdzięczą się nam nie tylko miodem, ale też pierzgą i propolisem. Pierwsze owoce swojej i pszczelej pracy Andrzej Dobosz zebrał w zeszłym roku. Część pochodzącą z jego uli pozostawił dla siebie, część z tych firmowych otrzymali pracownicy Wodociągów Dębickich.

– Po małym słoiczku – zastrzega.

Dziś pasieka składa się już z dziewięciu dużych uli i dwóch małych, tzw. odkładowych. W tym roku po raz pierwszy miodu było na tyle, że nie tylko Andrzej Dobosz, ale i spółka w której pracuje, mogła się pochwalić własnym produktem.

– Korzystając z letnich łąk kwiatowych, pracy naszego pracownika Pana Andrzeja – opiekuna uli oraz pracy wodociągowych pszczół mamy ekologiczny i zdrowy produkt dodatkowy – miody. Po prostu Miody z Wody – można przeczytać na facebookowym profilu Wodociągów Dębickich, obok zdjęć słoiczków pełnych nie tylko słodkiego, ale przede wszystkim zdrowego przysmaku.

Chętnych na pasiekę nie ma

Jej opiekun w Wodociągach pracuje już dwadzieścia siedem lat. Od emerytury dzielą go jeszcze tylko trzy. Co będzie z ulami, kiedy odejdzie z pracy?

– Na pewno będę przyjeżdżał żeby ich doglądać, ale marzy mi się, żeby to ktoś po mnie przejął. Tylko wie pan, jakoś chętnych nie ma – mówi nie bez żalu.

On sam, nawet gdyby znalazł zastępcę, pszczołami nadal będzie się zajmował. I bardzo możliwe, że dalej nie pod własnym domem.

– Mam zaproszenie choćby do Głobikowej, żebym tam na ranczo pasiekę założył. No zobaczymy… – uśmiecha się.

Jedno jest jednak pewne – odkąd zakosztował własnego miodu, tego ze sklepu już więcej nie spróbuje.

Przeczytaj również: W Dębicy prócz ścieżki sakralnej, również żydowska i wojskowa

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrezydent podpisał nowelizację ustawy o emeryturach pomostowych
Następny artykułFala upałów trwa w najlepsze. Jak bronić się przed przegrzaniem? Ratownik medyczny wyjaśnia