Dwa razy się zastanów – brzmi stara zasada – zanim coś zrobisz lub powiesz. Dziś raczej nieczęsto się do niej stosujemy. Każdy może publicznie wyrazić swoje zdanie albo skomentować czyjąś opinię. Służą ku temu liczne serwisy społecznościowe. Częstym efektem tych spisów jest jedynie czcza paplanina.
Niejednokrotnie stajemy się ekspertami w różnych dziedzinach. Diagnozujemy sobie różne schorzenia i wybieramy sposoby leczenia. Bywamy również najlepszymi pedagogami, wytykając błędy nauczycielom i wyznaczając najlepsze sposoby nauczania. Prawie zawsze posiadamy niezrównaną wiedzę dotyczącą zarządzania naszym krajem albo – skromniej – naszym miastem. Nie sposób nie wspomnieć o licznej grupie mężczyzn, stanowiących ekipą najlepszych trenerów piłki nożnej na świecie, a nierzadko również i innych dyscyplin sportowych. Prawda jest jednak taka, że kiedy musimy sami podjąć ważną i trudną decyzję oraz ponieść związaną z tym odpowiedzialność, to nasz „ekspercki” umysł i rzekomo ogrom posiadanej wiedzy oraz doświadczenia zawodzą. Szukamy zatem zewnętrznego wsparcia, ale w obecnej epoce dominuje raczej kryzys autorytetów i stan społecznej anomii, przez co gubimy się w morzu przeróżnych teorii, twierdzeń i poglądów, nie odnajdując jednego, prawidłowego zbioru reguł zachowania.
Taka sytuacja to m.in. konsekwencja kreowania autorytetem w danej dziedzinie kogoś, kto może być autorytetem, ale na innej płaszczyźnie ludzkiej działalności. Czy laureat literackiej nagrody Nobla jest specjalistą w dziedzinie polityki lub sądownictwa? Z pewnością bardzo dobrze zna się na tworzeniu sztuki w formie utworów literackich, ale niekoniecznie musi najlepiej wiedzieć, jak rządzić krajem. Podobnie można zapytać o byłego księdza – czy to postać wybitna, by rozstrzygała w sprawach religii lub wiary? A student? Czy może oceniać profesora? Albo uczeń nauczyciela? W rzeczywistości takie sytuacje mają miejsce. Dodatkowo, bezmyślnie są promowane przez niektóre media, by w odpowiedni, subiektywny sposób kształtować społeczne umysły.
Sami jednak niekiedy wpadamy w pułapkę nadinterpretowania pewnych wydarzeń. Nieraz, odnosząc się do martyrologii naszego narodu albo zaangażowania i ofiar ponoszonych w czasie II wojny światowej, niejako wywyższamy pozycję moralną naszego kraju w stosunku do innych państw. Czy słusznie? Czy rzeczywiście współcześnie możemy być autorytetem dla innych?
Michał Walendzik
Radny Rady Miejskiej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS