Przez pomorską prasę z 1935 roku idziemy dziś tropem ludzi zadowolonych. Każdy z nich miał inny powód do radości: ktoś wziął udział w polowaniu, ktoś otrzymał ważne wyróżnienie, ktoś wreszcie wygrał szczęśliwy los na loterii.
Styczeń roku 1935 był dla Arthura Greisera bardzo udany: nowy prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska wracał z Genewy zadowolony, ponieważ odbył tam niezwykle owocne rozmowy z “ministrem spraw zagranicznych R. P. p. Beckiem”, w trakcie których “ujawniły [się] (…) dążenia obu stron do załatwiania wszystkich kwestyj polsko-gdańskich w stałej, bezpośredniej wymianie zdań”.
I trudno się mu dziwić, bo nawet pomimo wielu incydentów antypolskich (tajemnicą poliszynela było, że inspirowanych również przez gdańskie władze)…
…wciąż mógł liczyć na “lojalne stanowisko” ministra Becka, “jakie [ten] zajął w stosunku do Gdańska”. Zaś wisienką na wielkim torcie zadowolenia był jego wyjazd do Białowieży “na zaproszenie Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej prof. Mościckiego”, “celem wzięcia udziału w polowaniu reprezentacyjnym”.
Przypomnijmy: Artur Greiser był przed wojną prezydentem Senatu Wolnego Miasta, wysokim działaczem NSDAP i SS. W latach 1939-1945 był namiestnikiem Rzeszy w Kraju Warty (okupowanej przez Niemców Wielkopolsce). Po wojnie został uznany za zbrodniarza wojennego i skazany na karę śmierci przez Narodowy Trybunał Sprawiedliwości. Wykonano ją 21 lipca 1946 r o godz. 7 rano w Poznaniu. Była to ostatnia publiczna egzekucja w Polsce.
We wspomnianym polowaniu miał wziąć udział również Hermann Göring, choć akurat doniesienia prasowe w tej sprawie nie były jednoznaczne…
…(co wcale nie dziwi, jeśli wziąć pod uwagę, że dziennikarz jednej gazety nie do końca nawet wiedział, czy “morderca” z Tczewa zabił 140 tys. pszczół, czy “tylko” 14 tys.).
W kwestii Göringa wyjaśnijmy więc, że premier Prus (bo taką funkcję sprawował oficjalnie w latach 1933-1945) rzeczywiście polował w Białowieży, tyle tylko że dopiero niecały miesiąc później.
Ale Greiser nie był jedynym zadowolonym gdańszczaninem tamtej zimy: wiele powodów do radości miała też gdańska Polonia, ciesząca się już perspektywą wizyty “znakomitej artystki polskiej Wandy Siemaszkowej”.
Mówiąc o jej wcześniejszych związkach z Pomorzem, uściślijmy, że ta słynna aktorka teatralna, reżyser i pedagog w latach 1920-1922 była dyrektorem Teatru Miejskiego w Bydgoszczy, z której to posady została zwolniona za… zbyt ambitny repertuar. Można tylko było mieć nadzieję, że wśród gdańskiej publiczności mniej będzie dulszczyzny niż wśród bydgoskiej…
O pewnym zadowoleniu mógł w styczniu roku 1935 mówić również “p. Anastazy Wika-Czarnowski, b. naczelnik urzędu pocztowego Gdańsk 1”, choć w tym przypadku radość przeplatała się zapewne z dużą dozą wzruszenia, bo przechodzącego na emeryturę zasłużonego pocztowca uroczyście żegnali nie tylko koledzy, ale również władze gdańskiego okręgu pocztowego.
Niestety nie była panu Anastazemu pisana spokojna emerytura: pięć lat później został rozstrzelany w masowej egzekucji 67 działaczy polonijnych w pobliżu obozu Stuthoff: najwyraźniej Niemcy nie mogli zapomnieć, że tuż po zakończeniu I wojny światowej zajmował się on przejmowaniem niemieckich urzędów pocztowych na Pomorzu, przygotowaniem polskiego personelu do obsługi pocztowej i telefonicznej oraz ochroną mienia przed celowym zniszczeniem …
Kontynuując nasz przegląd osób zadowolonych, docieramy do Gdyni: nie jest przecież żadną tajemnicą, że ówcześni gdynianie byli w większości ludźmi zadowolonymi: bo jak tu się nie cieszyć, gdy ukochane miasto tak pięknie i wspaniale się rozwija – tej radości nie byli w stanie przyćmić nawet ci, którzy hołdowali zasadzie “śpiesz się powoli, bo robota nie zając…”.
Tym bardziej, że radować można się również sprawami bardziej przyziemnymi, takimi jak: ryba smażona (w nowym) piecu, “gaz świetlny” czy wizyty gości (witanych w Gdyni równie serdecznie, niezależnie od tego, czy przybyli ze Szczecina, czy z Egiptu).
Były wprawdzie wyjątki, takie jak “pasażerowie linii Orłowo Morskie Palestyna”…
…albo “paskarze pomarańczowi” (za którymi zapach pomarańczy ciągnął się jeszcze od ostatnich świąt Bożego Narodzenia)…
…ale nawet wtedy mogła przyjść w sukurs niespodziewana wygrana na loterii.
Byle tylko unikać Sopotu…
Źródło: “Gazeta Gdańska” nr 22 z 25 stycznia 1935 r, “Dziennik Bydgoski” nr 21 z 25 stycznia 1935 r., “Ilustrowany Kurier Codzienny” nr 25 z 25 stycznia 1935 r., “Słowo Pomorskie” nr 21 z 25 stycznia 1935 r. oraz “Dzień Pomorski” nr 22 z 25 stycznia 1935 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej, Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej oraz Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS