Pięciodniowe finały Ligi Narodów w Gdańsku rozpoczęły się od prawdziwego hitu. Przynajmniej na papierze. Wszak zwycięzcy fazy zasadniczej Amerykanie mierzyli się z mistrzami olimpijskimi Francuzami. Aby nawiązać walkę ze Stanami Zjednoczonymi reprezentacja Francji potrzebowała jednak swej mistrzowskiej dyspozycji. Tymczasem kibice w gdańskiej Ergo Arenie przez pierwsze dwa sety obejrzeli zespół, który ledwo w ogóle awansował do turnieju finałowego. Drużyna Andrei Gianiego wciąż była pozbawiona swojego absolutnego lidera – Earvina N’Gapetha, który nadal leczy kontuzjowane kolano, by być gotowym na zbliżające się mistrzostwa Europy oraz turniej eliminacyjny do igrzysk olimpijskich.
Bez N’Gapetha to jak bez ręki, ale pojawił się Patry. W półfinale i tak Amerykanie
W środowym spotkaniu “Trójkolorowym” przez długi czas brakowało lidera siatkarskiego, a także mentalnego. A przecież obie role na co dzień pełni u nich właśnie N’Gapeth, który swoimi nietuzinkowymi umiejętnościami siatkarskimi i wielką charyzmą poprowadził Francuzów do najważniejszych sukcesów. W Gdańsku brakowało go niezwykle. Jego zespół wyglądał bardzo niewyraźnie, zupełnie nie radził sobie pod presją świetnie dysponowanych Amerykanów, a na kolejne niepowodzenia reagował spuszczonymi głowami. Znani z polskich parkietów Kevin Tillie i Trevor Clevenot nie byli w stanie go nawet w połowie zastąpić. Dowód? Na początku trzeciego seta z 11 punktami najlepiej punktującym Francuzem był środkowy Barthelemy Chinenyeze, który miał ponad dwa razy więcej punktów od kolejnego z “Trójkolorowych”.
Przez to dwa pierwsze sety były bez historii. Francja potrafiła tylko do połowy partii dotrzymać kroku swojemu przeciwnikowi. A gdy zaczynała się gra na poważnie, Amerykanie z łatwością odjeżdżali. W pierwszym secie po wyniku może tego nie było widać (25:21), ale w drugim, gdzie siatkarzom Johna Sperawa w jednym ustawieniu udało się zdobyć nawet sześć punktów (od 11:12 do 17:12) już jak najbardziej, o czym świadczy końcowy wynik 25:18.
Ale kolejne partie to już inna historia. A zadecydowała o tym podwójna zmiana w końcówce drugiego seta, gdy Andrea Giani posłał na plac gry Antoine’a Brizarda i Jeana Patry’ego w miejsce Benjamina Toniuttiego i Stephena Boyera. Drugiej partii już uratować się nie dało, ale za to Francuzi wyszli odmienieni na seta ostatniej szansy. I przede wszystkim zyskali lidera, którym okazał się Patry. Choć atakujący, który w przyszłym sezonie będzie występował w Jastrzębskim Węglu, nie grał przez ponad półtora seta, na koniec z 17 punktami był najskuteczniejszym z Francuzów. W całym spotkaniu pod tym względem najlepszy był Amerykanin Matthew Anderson (22 punkty).
Tak jak na trzeciego seta pewni swego Amerykanie jakby wyjść zapomnieli i przegrali do 16, tak później oba zespoły wreszcie dojechały i mieliśmy to, na co tak naprawdę czekaliśmy – fantastyczny siatkarski spektakl. W czwartej partii lepsi okazali się rozpędzeni Francuzi, ale choć prowadzili nawet 18:14, to w ostatnim możliwym momencie rywale doszli ich na remis 24:24. Ostatecznie blok Antoine’a Brizarda na 26:24 dał “Trójkolorowym” tie-breaka.
Ale w nim znów wyższy bieg włączyli Amerykanie – świetnie bronili i kontrowali swojego przeciwnika, a do tego zdobywali punkty blokiem. Koniec końców, nie dali Francuzom szans i po wygranej 15:9 mogli świętować awans do półfinału, w którym w sobotę zmierzą się z lepszym z pary Włochy – Argentyna (środa, 20:00).
Ćwierćfinał Ligi Narodów:
USA – Francja 3:2 (25:21, 25:18, 16:25, 24:26, 15:9)
USA: Anderson (22 punkty), Jaeschke (16), Defalco (12), Holt (9), Averill (6), Christenson (1), Shoji (libero) oraz Muagututia (4), Smith (4), Hanes, Ma’a.
Francja: Chinenyeze (16), Le Goff (14), Tillie (11), Clevenot (7), Boyer (4), Toniutti (1), Grebennikov (libero) oraz Patry (17), Carle (2), Brizard (3), Jouffroy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS