Ks. prałat Józef Szklorz stał się w tyskiej społeczności instytucją. To, co stworzył przez 36 lat pracy w Tychach cechowało jedno – chęć niesienia pomocy innym, sprawienie, by wszystko co robi służyło najbardziej potrzebującym. Dzięki jego aktywności kierowana przez niego parafia bł. Karoliny i Ośrodek Christoforos stały się znane w całym kraju. Niedawno na wszystkich mszach niedzielnych podziękował wiernym przed przejściem na emeryturę. Księdza prałata poprosiliśmy o rozmowę.
tychy.pl: Jeśli nie kapłaństwo, to…?
Ks. Józef Szklorz: – Pewnie pracowałbym w budownictwie, na kolei albo w kopalni. Jestem absolwentem technikum kolejowego o specjalności budowa dróg i mostów, zaliczyłem też roczny staż w Kopalni Węgla Kamiennego „Piast”. Możliwości było więc kilka. A kapłaństwo? Nigdy nie byłem ministrantem, jednak w pewnym momencie zapragnąłem codziennie bywać na mszy. To stało się dla mnie bardzo ważne, a kiedy któregoś roku wysłuchałem rekolekcji prowadzonych przez misjonarzy Świętej Rodziny z Bąblina, już wiedziałem kim chcę być w przyszłości – postanowiłem zostać misjonarzem! Trafiłem do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego, które wówczas znajdowało się w Krakowie i po jego ukończeniu oraz rocznej pracy w parafii w Knurowie, zwróciłem się do ówczesnego arcybiskupa Damiana Zimonia z prośbą o zgodę na wyjazd na misje. Ten jednak powiedział, że muszę odczekać rok, a potem skieruje mnie do Argentyny. Zacząłem się nawet uczyć hiszpańskiego, ale po roku zamiast do Argentyny przyjechałem do… Tychów. I tak z 40 lat bycia kapłanem, 36 spędziłem w Tychach.
Kiedy w 1987 roku ksiądz znalazł się w parafii św. Krzysztofa, niemal od razu włączył się w działalność charytatywną. Jak to się zaczęło?
– Jeszcze będąc wikarym, wraz z młodzieżą uczęszczającą do ówczesnego Studium Nauczycielskiego, zacząłem organizować kolonie. W 1990 roku odbył się turnus w Rozmierzy na Opolszczyźnie. Wyjazd udał się nadspodziewanie dobrze i po powrocie stwierdziłem, że daliśmy dzieciom „cukierka”, ale teraz znów wróciły do swojego środowiska i często do bardzo trudnej sytuacji rodzinnej. Pomyślałem, że warto byłoby stworzyć w Tychach stacjonarny ośrodek, w którym dzieci mogłyby spędzać czas wolny i rozwijać swoje zainteresowania. Chodziło o przyjazne miejsce, w którym wychowawcy i wolontariusze poświęcają czas i uwagę swoim podopiecznym. Poszedłem z tym pomysłem do ówczesnego prezydenta Tychów Jerzego Śpiewaka. Powiedziałem że jestem zainteresowany pomieszczeniami budynku w tzw. Kaskadzie, gdzie była kawiarnia, a potem przedszkole. Po kilku minutach wyszedłem z Urzędu Miasta z kluczami. I tak w 1990 roku zaczął działalność Ośrodek Christoforos.
Obecnie stał się on jedną z ważniejszych instytucji pomocowych w mieście. To dla księdza chyba największy powód do dumy?
– Myślę, że tak jest w przypadku wielu osób z nim związanych. Chcę jednak podkreślić, że nie byłoby tej działalności, gdyby nie pomoc władz miasta. Z tej współpracy parafii z władzami samorządowymi możemy być dumni, bo w innych miastach różnie z tym bywa. Najbardziej nasza współpraca z miastem rozwinęła się za prezydentury Andrzeja Dziuby i jego zastępczyni Darii Szczepańskiej, a teraz Macieja Gramatyki. Ośrodek się rozbudował, powstały obiekty sportowe, zagospodarowane zostało otoczenie kościoła. Bo to przecież nasza wspólna sprawa – wybudowaliśmy ten obiekt, utrzymujemy go, organizujemy wolontariat, całą działalność ośrodka; z kolei miasto płaci wychowawcom, dofinansowuje wyżywienie, media i kolonijne wyjazdy letnie. Gdyby miasto miało to robić samo, koszt dla budżetu byłby znacznie większy. I właśnie dzięki temu nasz ośrodek jest postrzegany jako wyjątkowa instytucja w skali kraju.
Do parafii bł. Karoliny trafił ksiądz z zadaniem budowy kościoła. Wreszcie mógł ksiądz wykorzystać wiedzę nabytą w szkole…
– To na pewno pomogło. Kształciłem się na budowniczego dróg i mostów i patrząc z tej perspektywy, moja posługa to budowanie dróg i mostów między ludźmi i Bogiem. W każdym razie budowa kościoła od podstaw to wielka łaska boża. Oczywiście ksiądz buduje świątynię z parafianami, ekipami budowlanymi, ale to on kieruje budową i to na nim spoczywa odpowiedzialność. Mamy więc kościół materialny, a Christoforos i wszystko, co go otacza, to kościół żywy. Myślę, że to moje drugie dzieło życia, tym bardziej, że obecnie – poprzez inne parafie – ta działalność obejmuje właściwie całe miasto. Na pierwszym miejscu zawsze były dzieci i osoby starsze. Stąd w ośrodku organizujemy zajęcia plastyczne, sportowe, teatralne, komputerowe, taneczne, różne konkursy, seanse filmowe, jest świetlica seniora, gdzie co tydzień spotyka się około 80 osób oraz organizacja różnych wyjazdów i kolonii. Od 20 lat prowadzimy w Wiśle dom rekolekcyjno-wypoczynkowy „Karolina”. W ubiegłym roku zorganizowaliśmy 12 turnusów dla dzieci, młodzieży oraz dla osób starszych i myślę, że tak będzie nadal. W naszej parafii codzienną opieką objętych jest 50 dzieci i około 30 osób starszych. Jeśli do tego dodamy turnusy kolonijne, każdy na 30 osób, łatwo policzyć, że codziennie wydajemy 110 obiadów, z tym, że w Wiśle jest to całodzienne wyżywienie.
„Dziękuje i przepraszam” – tych słów użył ksiądz żegnając się parafianami. Rozumiem „dziękuję”, ale za co ksiądz przepraszał?
– Za to, że nie zawsze właściwe spełniłem oczekiwania, że być może lepiej można było prowadzić wspólnotę parafii. Takie jedno słowo wydawało mi się właściwe. Nie miałem mszy pożegnalnej, bo uznałem, że stworzyliśmy przez 31 lat parafialną rodzinę, a z rodziną się nie żegna. Dla mnie wielką radością jest to, że wszyscy zaangażowani w parafii, ośrodku i domu parafialnym nadal chcą współpracować z nowym proboszczem ks. Grzegorzem Kolbiarzem. To dowód, że osobom tym bardzo zależy na dalszym budowaniu Kościoła Wspólnoty Wspólnot. Kluczem do sukcesu w pracy duszpasterskiej jest – jak mówił Jan Paweł II – „wyobraźnia miłosierdzia”. Trzeba widzieć i starać się zrozumieć całego człowieka, nie tylko poprzez sprawy religijne. Dotyczy to każdej dziedziny życia. Przychodzą do nas ludzie nie tylko związani z kościołem czy religią i pomagają, bo robią coś dla innych, bo tak po prostu czują. Organizacja takich spotkań jak z Krzysztofem Zanussim, Krzysztofem Pendereckim, wizyta 120-osobowego zespołu „Śląsk” czy Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego były wydarzeniami w skali całego miasta, nawet regionu i zgromadziły tłumy. A spośród wielu koncertów jednym z najważniejszych w naszej parafii jest coroczne wykonanie przez orkiestrę AUKSO oratorium Josepha Haydna „Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu”.
Kościół, probostwo, dom parafialny, boiska, ogród różańcowy, plenerowa Droga Krzyżowa, zoo, żywa stajenka… Ośrodek i otoczenie kościoła tętni życiem – festyny, pikniki, wieczory kolędowe, żywa stajenka, koncerty. Będzie tego księdzu brakowało?
– Na pewno, a zwłaszcza moich parafian, bo przyznam, że to, co zrobiliśmy przez te lata, przeszło moje oczekiwania. Miałem tylko zbudować kościół, ale z dnia na dzień pojawiały się nowe pomysły, nowe potrzeby. Dla mnie rola księdza, który integruje ludzi jest oczywista, bo nie da się prowadzić posługi kapłańskiej, organizować życia parafii, przekonywać wiernych do swoich planów, jeśli nie skupi się wokół siebie parafian. Ksiądz nie może zamykać się w zakrystii. To oczywiście bardzo ważne, ale to nie wszystko. Przy okazji mojego odejścia usłyszałem wiele ciepłych słów pod swoim adresem, nawet od osób mi nie znanych. Zresztą trudno znać wszystkich, bo ostatecznie w parafii byłem przez 36 lat, a np. w corocznych Drogach Krzyżowych uczestniczyło kilkanaście tysięcy ludzi, podobnie jak w Tyskich Wieczorach Uwielbienia, gdzie ponad trzy tysiące ludzi znajdowało się na zewnątrz kościoła i śledziło nabożeństwo na telebimach. Niedawno wielką uroczystością było wprowadzenie relikwii św. Szarbela. W naszej parafii powstała pierwsza w Polsce Rodzina św. Szarbela, która funkcjonuje w Libanie. Kolejne tysiące brały udział w innych przedsięwzięciach parafialnych. I jak tu znać wszystkich? Uważam, że Tychy to „Dobre miejsce”, dla mnie było to miejsce bardzo dobre, bo wiele dobrego doświadczyłem od setek, może tysięcy tyszan i myślę, że choć po części udało mi się to oddać.
Niektórym parafianom trudno sobie wyobrazić kościół bł. Karoliny bez księdza Szklorza.
– Bardzo się wzruszyłem podczas pożegnania, kiedy otrzymałem obrazek z napisem: „Ksiądz Szklorz sprawy niemożliwe załatwia od ręki, a na cuda trzeba trochę poczekać”. Jak już powiedziałem, mnie też będzie brakowało moich parafian i tego miejsca, ale wracam do Chełmu Śląskiego, z którego się wywodzę. A najbardziej brakować mi będzie… niedzieli w parafii. Mamy w niedzielę siedem mszy, ja rozpoczynałem różańcem od godziny 7, po południu były nieszpory, nabożeństwa i kończyliśmy około godziny 21. Do tego jeszcze spowiedź… Byłem cały dzień w kościele, wśród ludzi, bo to także przygotowania do mszy różnych grup parafialnych – scholi dziecięcej, scholi młodzieżowej, chóru, służby liturgicznej, itd. A teraz? Jako emeryt, od 29 lipca muszę zorganizować życie jakby od nowa. Mam nadzieję, że będzie dobrze. A korzystając z okazji chciałbym serdecznie podziękować tyszanom za wszelkie dowody życzliwości i pomocy
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS