Po 13 latach pełnienia posługi rektowa Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii ks. prałat Stefan Wylężek odszedł na emeryturę. „Rozmowy i samo przebywanie z nim były pasjonującymi przygodami intelektualnymi i duchowymi, ukazującymi jego olbrzymią mądrości oraz miłość do Boga, Kościoła i każdego człowieka” – pisze w osobistym wspomnieniu ks. Bartosz Rajewski z Londynu.
Publikujemy wspomnienie ks. Bartosza Rajewskiego z Londynu:
SAUDADE
„Saudade” to trudne do zdefiniowania i do przetłumaczenia na inne języki portugalskie słowo. Można uznać je między innymi za tęsknotę za czymś, co już nie wróci. Za czymś, co nigdy się nie stanie, choć prawdopodobnie nigdy nie stracimy na to nadziei. Za kimś, bez kogo nasz świat już nie będzie taki sam. Rzeczywiście polska społeczność i polskojęzyczny Kościół w Anglii i Walii już nie będą takie, jakie były przez ostatnie 13 lat, a więc w okresie, gdy Polską Misją Katolicką, jedną z najważniejszych polskich instytucji poza granicami kraju, zarządzał ks. prałat Stefan Wylężek.
Kiedy 11 lat temu przygotowywałem się do wyjazdu do Anglii, spotkałem się z moim biskupem, podówczas już seniorem, Henrykiem Muszyńskim. Podzieliłem się z nim targającymi mną niepokojami, wątpliwościami i lękami związanymi z wyjazdem. Ksiądz arcybiskup uspokajał mnie, że nie ma powodu do obaw, gdyż moim przełożonym będzie prałat Stefan Wylężek – „człowiek niezwykłej mądrości, doświadczenia, klasy i kultury” – powiedział. „To uczeń i duchowy syn abp. Szczepana Wesołego. Został poproszony o objęcie funkcji rektora, bo idealnie nadawał się do niezwykle trudnego zadania, jakim jest uporządkowanie wielu trudnych spraw w Polskiej Misji Katolickiej. I świetnie mu idzie. Dzięki niemu ta misja w ogóle jeszcze istnieje” – dodał prymas senior.
22 sierpnia 2012 roku wystraszony i niepewny wylądowałem na Stansted. Byłem młodym księdzem. Wchodziłem dopiero w drugi rok kapłaństwa. Odebrał mnie z lotniska ówczesny kanclerz – ks. Krzysztof Tyliszczak. Całą drogę opowiadał, jak wyjątkowym człowiekiem i księdzem jest rektor PMK. Nigdy nie zapomnę jego słów: „To wielkie szczęście, że rektor mianował cię wikariuszem na Devonii. Będziesz mógł się dużo nauczyć u jego boku”. Rzeczywiście nauczyłem się bardzo dużo. Pierwszą lekcję dostałem natychmiast po przyjeździe. Ksiądz prałat przywitał mnie bardzo serdecznie i… wyrwał mi z rąk 25 kilogramową walizkę, by ją wnieść do mojego mieszkania, które znajdowało się na drugim piętrze. Było mi strasznie głupio, ale w żaden sposób nie mogłem go powstrzymać.
Przez dwa lata mogłem z bliska przypatrywać się człowiekowi, którego życie było nieustanną modlitwą i pracą. Ksiądz Stefan Wylężek to kochający Kościół dyplomata. Bardzo cenię go przede wszystkim za to, że nie pozwolił zawłaszczyć Kościoła politykom, jak ma to miejsce w Polsce. Bezpośrednio od niego wiem, że takie naciski były. Nie zapraszał polityków na kościele uroczystości i zabraniał, by księża użyczali im kościelnej ambony. Był przeciwnikiem sojuszu tronu z ołtarzem. Dyplomatycznie, ale stanowczo potrafił rozdzielać te dwa światy. Czasem upominał mnie za moje zbyt emocjonalne komentarze w tym względzie. Kiedy po dwóch latach posługi na Devonii mianował mnie proboszczem Lokalnej Polskiej Misji Katolickiej na South Kensington w Londynie i duszpasterzem akademickim, takie też postawił przede mną zadanie: oczyścić parafię z polityki i uchronić ją od zawłaszczenia przez polityków.
Był stanowczym szefem. Szybko się denerwował. Nigdy jednak nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy. Więcej nawet – każdego bezwzględnie bronił. Sam wiele razy doświadczyłem tej niezwykłej ojcowskiej troski, która była dla mnie pewnym oparciem w trudnych chwilach. Wiele razy też – co nie jest tajemnicą – ksiądz rektor wybawił mnie z opresji. Będę mu za to dozgonnie wdzięczny. To człowiek bardzo odważny. Rozróżniamy odwagę cywilną i intelektualną. U niego występują obie równocześnie. Niejednokrotnie bronił ludzi, co czasem wzbudzało kontrowersje w różnych kręgach. Miał świadomość, że osłaniając kogoś, sam naraża się na ataki. Bronił nie tylko dlatego, że święcie wierzył w niewinność drugiej strony. Wychodził z założenia, że przez tak silny atak osoba może się czuć zaszczuta i chciał ją sobą osłonić. Stanąć po stronie tych, którzy rzucają kamieniami, jest łatwo; osłonić sobą osobę publicznie atakowaną wymagało wielkiej odwagi.
Irytowała go głupota, ludzka złośliwość, bezinteresowna zawiść. Był wrażliwy na ludzką biedę i jak dyskretny samarytanin – niewielu o tym wie – ciągle przeznaczał własne pieniądze dla potrzebujących i biednych. Sam byłem beneficjentem tego „funduszu rektorskiego”. Kiedy w pierwszym roku posługi proboszcza musiałem wynająć mieszkania, a parafii nie było stać na pokrycie kosztów wynajmu, pomagał mi (i naszej parafii) właśnie ksiądz rektor. Zawsze myślał o innych, o Kościele, o Polskiej Misji Katolickiej, a nie o sobie. Żył bardzo skromnie, nie dbając o wygody. Miał jednak lepszą ode mnie telewizję z dostępem do transmisji meczów Ligi Mistrzów. Będąc wikariuszem na Devonii, czasem z tego korzystałem. Chwytałem za telefon i dzwoniłem: „Księże Rektorze! Dzisiaj gra Real z Bayernem. Mogę wpaść na mecz? Zapraszam, Bartku. Czekam na ciebie o ósmej”.
Ksiądz rektor to człowiek bardzo dobry, wrażliwy, pełen ciepła, lubiący żartować i śmiać się. Nie przypominam sobie naszego wspólnego posiłku bez kawału czy anegdoty. Zawsze mówi o wszystkich pozytywnie, doszukując się w każdym człowieku dobra. Wielokrotnie doświadczyłem, jak bardzo znany i ceniony jest w Wielkiej Brytanii, w Polsce, we Francji i oczywiście we Włoszech. Rozmowy i samo przebywanie z nim były pasjonującymi przygodami intelektualnymi i duchowymi, ukazującymi jego olbrzymią mądrości oraz miłość do Boga, Kościoła i każdego człowieka. Szczególnie bardzo cenię sobie fakt, że zawsze mogłem z nim szczerze o wszystkim porozmawiać.
Nauczył mnie również tego, że gdy ludzie tego chcą, trzeba pozwolić im odejść. Zwłaszcza, gdy jest się przełożonym. Nie prosić, nie błagać, nie zmuszać do pozostania, by samemu nie stać się dłużnikiem, nie stracić wolności i z szefa nie przeistoczyć się w podwładnego. Sam również postanowił odejść na zasłużoną emeryturę. Mimo, że wielu go prosiło, by jeszcze rok, może dwa został. Zawsze mówiłem, że razem wyjedziemy z Anglii. Czy tak będzie, czas pokaże. Wiem jednak, że to wszystko, co ks. prałat Stefan Wylężek reprezentował swoją osobą, już pewnie nie wróci. A jednak prawdopodobnie nigdy nie stracę na to nadziei, że kiedyś znów będę miał takiego szefa, jakim był ksiądz rektor. SAUDADE…
Ks. Bartosz Rajewski
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS