Najlepszą recenzją gry Huberta Hurkacza w dwudniowym meczu z Novakiem Djokoviciem i w całym tegorocznym Wimbledonie była owacja, jaką mu zgotowano na pożegnanie w poniedziałek. Polaka, który przegrał z siedmiokrotnym triumfatorem tej imprezy 6:7, 6:7, 7:5, 4:6, na stojąco oklaskiwała publiczność, która niemal do ostatniego miejsca wypełniła trybuny kortu centralnego.
Tym razem słowo “szkoda” po meczu Hurkacza ma inny wydźwięk. Polak maszyną do serwowania
Djoković jest już stałym bywalcem prestiżowej londyńskiej areny. Niedawno Stefanos Tsitsipas przed meczem z Andym Murrayem powiedział, że kort ten jest dla Szkota niczym salon. To samo można powiedzieć o Serbie, który walczy teraz o piąty triumf w Wimbledonie z rzędu. Świetnie czujący się na trawie Hurkacz całkiem mocno postraszył wielkiego faworyta. Do tego stopnia, że teraz zarówno w nim, jak i w polskich kibicach jest poczucie niedosytu. Wcześniej w tym sezonie notował rozczarowujące wyniki i często po jego przegranych niespodziewanie meczach usłyszeć można było słowo “szkoda”. Teraz ono również się ono pojawiło, ale poza nim zostało jeszcze wspomnienie świetnej gry Polaka.
Wielką niewiadomą było, jak zajmujący 18. miejsce w rankingu ATP wrocławianin upora się z rozczarowaniem po niedzielnych straconych szansach. W tie-breaku pierwszego seta prowadził 6-3, a w drugim 5-4. Pokazał przy tym dużo świetnego tenisa, za który zebrał mnóstwo braw. Schodząc wtedy z kortu (mecz przerwano z powodu ciszy nocnej) pokazywał publiczności wyciągnięty w górę kciuk, choć łatwo się domyślić, że nie towarzyszyły mu wtedy wyłącznie pozytywne emocje.
Po powrocie dzień później wszedł z uśmiechem na twarzy i machał na powitanie do kibiców. Po chwili uśmiech zniknął, by zrobić miejsca dla skupienia i determinacji. Postawą w pierwszym secie przekonał bowiem wszystkich niedowiarków, że dobrze wie, co to waleczność. Podobnie jak w niedzielę był maszyną do serwowania. A do tego w wymianach przy własnym podaniu pokazał nieraz ogromny luz i wyczucie. W jednej akcji piątego gema wyglądało wręcz, jakby się bawił swobodnie, rozprowadzając słynnego przeciwnika. Wtedy wcale nie było widać, że on w Wielkim Szlemie najdalej dotarł do półfinału (Wimbledon 2021), a jego rywal wygrał rekordowe w męskich singlu 23 turnieje tej rangi.
Djoković najpierw poważny, potem zdenerwowany. Wykorzystał bezlitośnie chwilę słabości
Djoković dobrze zdawał sobie sprawę, że musi cały czas być czujny. I dlatego na jego twarzy od początku była powaga. Przez dłuższy czas w pierwszym secie nawet jeśli zaczynał słabiej własne gemy serwisowe, to potem potwierdzał klasę, posyłając kilka asów z rzędu. Ale po jego stronie było coraz więcej nerwowości. Naciskany przez Hurkacza mylił się i złościł. Przy stanie 5:5 osoby zasiadające w jego boksie wstały i zaczęły go dopingować. Ale nic to nie dało, bo dalej błyszczał Polak. Na trybunach zrobiła się ogromna wrzawa, gdy przełamał wieloletniego lidera światowego rankingu i wygrał dzięki temu seta. A Djoković, który przez 50 wcześniejszych gemów nawet nie był o punkt od straty podania, zdenerwowany coś przekazywał swojemu sztabowi.
Taki rozwój wypadków zdecydowanie rozzłościł, ale i zmobilizował Serba. Coraz mocniej atakował podanie Hurkacza. Przez pół seta jeszcze 26-latek zdołał odpierać ten napór, ale w siódmym gemie zaczął podejmować pośpieszne decyzji i mylić się. Skojarzyć się to mogło z pośpiechem jednego z widzów, który otworzył szampana w trakcie szóstego gema i hałas wystrzeliwanego korka rozszedł się po całym korcie. Djoković zaś słynie z tego, że tylko czeka na moment zawahania i brutalnie za to karci. Tak też zrobił zarówno w niedzielę, jak i dzień później. Polak w całym turnieju tylko raz stracił podanie – stało się to w czwartym secie pojedynku z graczem z Belgradu.
Publiczność wciąż mocniej dopingowała Hurkacza, chcąc, by pojedynek zbyt szybko się nie kończył. On jednak potem raz się mylił, by za chwilę posłać skrót, po którym nie tylko publiczność częściowo zerwała się z miejsc, ale i brawo bił mu rywal. Rywal, który od 10 lat pozostaje niepokonany na korcie centralnym Wimbledonu. Polaka zaś, który miał ogromnego pecha, trafiając już w 1/8 finału na niego, po ostatnim przegranym żegnała owacja, która zapewne stanowiła, choć minimalnie pocieszenie po przegranej. A samą grą w ostatnim tygodniu 26-latek pokazał wszystkim, że zasługuje na to, by na największą londyńską arenę wracać.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS