Alicja Staszczyńska: Żebyśmy tak umieli super zdefiniować, w czym leży nasz sukces… Jesteśmy prawdziwi, autentyczni, idziemy do przodu i nie demotywujemy się porażkami. Wręcz przeciwnie.
Piotr Staszczyński: Szczerze mówiąc, myślę, że jesteśmy dość specyficznymi osobami, bo lubimy raczej korzystać z życia, lubimy być szczęśliwi, kolorowi, uśmiechnięci i staramy się to przekładać na biznes. Nie podchodzimy do tego w pełni stereotypowo. Przede wszystkim chcemy być sobą i nie chcemy popadać w jakąś taką rutynę i sztywne ramy w stylu: jeśli ktoś prowadzi duży biznes, to musi być w garniturze, poważny itd. Nie chcemy być tak zaszufladkowani.
A: Ponadto my nie zdawaliśmy sobie sprawy, że z zewnątrz wygląda to tak, jak opisujesz, ponieważ jeśli jest się w procesie rozwijania firmy, to perspektywa jest zupełnie inna. Tutaj dni mijają szybko, do głowy przychodzi kolejny pomysł za pomysłem, po drodze mamy mnóstwo jakichś „fuckupów” i wpadek. Prawdę mówiąc, jak przyjeżdżaliśmy do Warszawy na spotkanie najlepszych restauratorów MADE FOR RESTAURANT to byliśmy dosyć zaskoczeni, bo po zderzeniu z wiedzą innych okazało się, że w wielu tematach mamy bardzo dużo do powiedzenia, a nasze know-how jest na wagę złota. Miło było obrócić krytyczny punkt widzenia – spojrzeć na sukces zupełnie inaczej niż do tej pory.
Jak porządkujecie ten swój biznes, aby działał?
P: To pewien proces, seria różnych etapów. Jeżdżąc food truckiem przez pierwszy rok, od samego początku mieliśmy założenie, że chcemy stworzyć silną, prężnie działającą sieć. A żeby zrobić z tego sieć, trzeba ubrać to w konkretne parametry, normy, wytyczne, procedury i od samego początku to była dla nas rzecz bardzo istotna. Specyfika naszego biznesu opiera się na powtarzalności – mieliśmy tego dużą świadomość. Ponadto u nas wdrożona procedura nigdy nie jest finalnie skończona. Gdy opracujemy daną metodologię działania w pewnym obszarze, od razu zaczynamy pracować nad tym, jak ją jeszcze udoskonalić. Cały czas optymalizujemy swoje działania, pamiętając o skuteczności.
A: Jesteśmy mistrzami zmian, tu nie ma miejsca na powtarzalność. W każdą środę publikujemy biuletyn, taką bombę informacji, którą należy wdrożyć. Zmiany, zmiany, zmiany.
P: Co oczywiście nie ułatwia zespołowi pracy… (śmiech)
A: W kwestii strukturyzowania; być może pod względem procedur byliśmy od początku tacy poukładani, natomiast jeżeli chodzi o samo budowanie struktury zatrudnienia, nazywanie stanowisk – do tej kwestii podchodziliśmy bardzo luźno. Na początku mieliśmy klimat w pełni rodzinny. Nie interesowało nas, kto ma jakie stanowisko i jak je nazwał. Chcesz być dyrektorem, wpisz sobie w stopce stanowisko dyrektora. Możesz być, kim chcesz, ważne, żebyś robił swoją robotę skrupulatnie. Dopiero potem, przy zestawieniu z innymi firmami, przy pewnej rotacji pracowników, okazało się, że ma to jednak znaczenie i musimy zmienić myślenie. Jesteśmy z domu, w którym rodzice tworzyli biznes, ale nigdy takich oficjalnych i sztywnych struktur nie było, więc to była dla nas nowość, której musieliśmy się nauczyć.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS