Amerykańską karierę rozpocząłem jako służący aktora Roberta Burtona. Koleś zagrał epizody w “Śpiączce”, jego największe osiągnięcie artystyczne stanowiła główna rola w pierwszym akcie “Trilogy of Fear”. Na planie poznał Karen Black, wzięli ślub, lecz małżeństwo nie należało do udanych, rozpadło się po roku. Robert zahaczył jeszcze o “Dynastię”, “Lassie” i “Bill Cosby Show”, ale generalnie grał coraz krótsze rólki w coraz słabszych operach mydlanych, choć mieszkanie miał imponujące – penthouse na modnym wówczas, prestiżowym SOHO.
Czas pracy był nielimitowany. Kiedy przychodziłem koło czternastej, szef akurat się budził. Skręcał jointa, nalegał, bym palił razem z nim, a ponieważ jestem osobą sumienną i obowiązkową, spełniałem polecenia. Kiedyś kazał mi połączyć cztery telewizory tak przemyślnie, by jednym pstryknięciem pilota dało się zmieniać kanał na wszystkich. Ustaliłem, że potrzebujemy 100 metrów kabla antenowego, Robert sprytnie zażyczył sobie czarny zamiast białego, bo metr (jard) był tańszy o pięć centów. Połączyłem odbiorniki, czerń kabli nijak nie komponowała z bielą ścian, zatem maleńkim pędzelkiem przemalowałem je na biało. Trwało to 6 godzin, każda kosztowała Roberta dwanaście baksów. Zaś o malowaniu łazienki wstyd wspominać. Renowacja pomieszczenia, w którym siedząc na klozecie, uderzało się kolanami o umywalkę, zajęła mi 16 godzin. Nie miałem wprawy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS