A A+ A++

Ruby i jej rodzina nie są zwykłymi ludźmi. Właściwie to wcale nie są ludźmi. Choć sąsiadom mówią, że po prostu pochodzą z Kanady, w rzeczywistości są gromadą krakenów, od szesnastu lat dbającą aby codziennie udawać, że posiadają ludzkie szkielety i włosy, a ich dziwny kolor skóry byłby zupełnie normalny w kraju liścia klonowego. Jednak kiedy nastoletnia Ruby wejdzie jednego dnia do morza, odkryje o sobie prawdę, której wolałaby nie znać…

Jak to samo studio mogło wydać w tamtym roku genialnie napisanego i przepięknie animowanego “Kota w butach: Ostatnie życzenie” i teraz festiwal przeciętności, jakim jest “Miss Kraken. Ruby Gillman”?! Ja rozumiem, że nie każdy film animowany – nawet wypluty przez tę samą firmę – może być tak samo dobry, jak poprzedni. W końcu nad jednym takim pełnym metrażem potrafią pracować dosłownie setki osób, zaczynając od producentów, scenarzystów i reżyserów, a na animatorach kończąc. Przydałoby się jednak jakichś tam minimalnych standardów trzymać, ponieważ dzisiejszy film nie wygląda jak produkt tego samego studia, które w ostatnim czasie dały nam wspomnianego już “Kota w Butach”, czy “Pana Wilka i Spółkę”, a nawet lata temu serię “Shrek”. To wygląda jak budżetówka nakręcona przez jakieś chińskie studio, wpuszczona do kin latem, to i tak na siebie zarobi, bo dzieciaki mają dużo wolnego czasu. Może chociaż fabularnie jest wow?

Miss Kraken. Ruby Gillman (2023) – recenzja, opinia o filmie [UIP]. Znajoma historia, ale kiepsko opowiedziana

Głównym tematem filmu jest społeczne niedopasowanie, tak odczuwalne i bolesne, kiedy jest się nastolatkiem. Ruby stara się być zwykłym dzieciakiem, mieć przyjaciół, zaprosić chłopaka na szkolny bal, czy tam studniówkę (którą tutaj jakaś mądra głowa postanowiła nazwać “galą”). W tym samym dniu, w którym w końcu zbiera się na odwagę aby poprosić kolegę z klasy, Connora, aby poszedł z nią na imprezę, odkrywa, że przy kontakcie ze słoną wodą zmienia się w “giga krakena” – typowa cecha kobiet w jej rodzinie. Jakby tego było mało, znikąd pojawia się nowa dziewczyna, podejrzanie podobna do Arielki nastolatka imieniem Chelsea, a już chwilę później z głębin oceanu z wizytą przypływa trochę… Małomiasteczkowy wujek. Ruby ma dosyć wszystkiego i wszystkich…

Historia opowiedziana w filmie nie należy do najbardziej oryginalnych. To takie połączenie “To nie wypanda” i do pewnego stopnia “Luca”. Główni bohaterowie muszą ukrywać swoją “głębinową” naturę, w dodatku przemiany Ruby męczą ją akurat w trudnym okresie dojrzewania, stanowiąc wcale nie tak dobrze zawoalowaną metaforę zmian zachodzących w ciele i tego jak jeszcze bardziej separuje to młodą osobę od jej bliskich. Najgorsze jest jednak to, że ta prosta bajka nie została opowiedziana w sposób sprawny i humorystyczny. Wydarzeniom brakuje tempa, żarty są repetytywne, a zwroty akcji potrafią dosłownie kłócić się z głównymi motywami całej produkcji. Nawet mój dziewięcioletni syn stwierdził na koniec, że film był tylko “w porządku, tak 7/10”, co w jego przypadku oznacza bardzo mocnego średniaka, jako że jemu podoba się mniej więcej wszystko (ostatnie “Transformers” to w jego skali 9/10).

Miss Kraken. Ruby Gillman (2023) – recenzja, opinia o filmie [UIP]. Animacja, ekhem, bez ikry

Giga Kraken

Kierunek artystyczny filmu, mówiąc delikatnie, nie zachwyca. Samo miasto, w którym dzieje się większa część historii, jest całkiem plastyczne i bardzo wyraźnie inspirowane statkami, łódkami i innymi pojazdami morskimi, ale już projekty krakenów, czy ludzi są zwyczajnie biedne. Raz, że krakeny, poza tym, że mają specyficzny kolor skóry, zupełnie nie wyglądają na morskie stwory, dwa że ich “giga” wersje są tak kompletnie różne od tych klasycznych, że gdyby nie odmienne kolory, ciężko byłoby powiedzieć, kto jest kim, no i trzy – ludzie! To, co w tym filmie uchodzi za postacie ludzkie, w innych produkcjach byłoby zgrają mutantów, czy innych dziwolągów. Zwłaszcza grający w kółko w gry przyjaciel głównej bohaterki wygląda trochę strasznie, z tą malutką główką, gigantycznymi kulasami i mniejszą niż standardowa ilością oczu. Z drugiej strony, gdyby miał mieć takie patrzałki jak Connor – z jakimiś trzema milimetrami odstępu między jednym, a drugim – wyglądałby pewnie jeszcze gorzej. Przysięgam, że czekałem, kiedy okaże się, że oni wszyscy też są ukrywającymi się potworami. Paradoksalnie, najbardziej człowieczo wygląda… Udająca człowieka syrena. No cyrk na kołach.

Trzeba jednak przyznać, z w paru momentach podwodny świat, z którego pochodzi rodzina Ruby, potrafi zrobić wrażenie. W szczególności piękne ujęcie, kiedy dwie przyjaciółki leżą na dnie oceanu, a czarna toń nad nimi wygląda jak kosmos, z odległymi galaktykami i spadającymi gwiazdami przebijającymi mrok. Całkiem niebanalnie wypadają również projekty giga krakenów i syren. Ilość detali na ich ciałach i w świdrujących oczach potrafi przykuć wzrok. Miałem wrażenie jakby ich tęczówki zrobione były z rafy koralowej albo muszelek, czy czegoś podobnego. Ale to tylko na zbliżeniach, ponieważ na szerszych ujęciach, kiedy widać całego potwora, efekt jest mocno nijaki.

O tym jakiej klasy filmem jest “Miss Kraken. Ruby Gillman” świadczy praktycznie każdy jeden jego element składowy – od nijakiego, niezbyt oryginalnego scenariusza, przez wizualną nijakość, na pisanych na kolanie żartach kończąc (Gillman – gills – skrzela – rozumiesz? Zabawne). Nawet dobór utworów do ścieżki dźwiękowej jest jakiś taki… Tani i mało chwytliwy. To wciąż historia z ładnym morałem, więc gdzieś tam przy okazji można ją spokojnie dziecku puścić, ale w to lato mamy na ekranach dużo znacznie lepszych produkcji. Sugeruję zaczekać aż pojawi się w streamingu.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBardzo dobre występy naszych łuczników
Następny artykułМарго Робби повторила винтажный образ Chanel Клаудии Шиффер (фото)