Wyobraźmy sobie dowolną rajską wysepkę Mikronezji, pełną zieleni, białego piasku, pięknych plaż, najlepiej z wulkanicznym wzgórzem pośrodku dla urozmaicenia krajobrazu. No… to Nauru zupełnie tego obrazu nie przypomina.
Jak to możliwe, że mało komu znane państewko zajmujące ledwie 21,3 km kw. powierzchni uchodziło za jedno z najbogatszych – i to wcale nie tak dawno temu, bo w latach 80. ubiegłego wieku? Jak w wielu tego typu przypadkach, odpowiedź stanowi kreatywna księgowość oraz statystyka. W samym tylko 1975 r. Nauru zarobiło 2,5 miliarda dolarów na sprzedaży fosforytów, co dało rekordowy przychód w przeliczeniu na jednego obywatela (a tych kraj liczy sobie obecnie ok. 9,5 tys.). To w wersji uładnionej. W praktycznej – Nauru trzepało kasę ze sprzedawania nagromadzonych przez tysiące lat pokładów… ptasiego gówna.
Póki lukratywnego surowca nie brakowało, włodarze Nauru zachowywali się jak zwycięzcy loterii. Postanowili przeputać wszystko – ale dzieląc się z mieszkańcami. Zniesiono podatki, zagwarantowano prawdziwie darmową służbę zdrowia, transport oraz edukację. Zbudowane przez państwo domy wynajmowano za mniej niż 5 dolarów miesięcznie, a uzdolnionym studentom fundowano naukę w Australii. Raj mógłby trwać w najlepsze dalej, gdyby nie smutny fakt, że świat jest skonstruowany w taki sposób, że nawet gówno kiedyś musi się skończyć. Wraz z nim skończyło się wystawne życie Nauru.
Skoro wydobycie fosforytów i ich sprzedaż zagranicy przynosiło tak wielkie dochody, oznaczało to – przynajmniej w mniemaniu władz Nauru – że należy kopać jeszcze więcej i jeszcze bardziej intensywnie. Dzisiaj 80% wyspy stanowią pozostałości kopalni odkrywkowych, a do zamieszkania nadaje się wyłącznie zewnętrzny pas wyspy. To nie koniec kłopotów, bo według jednej z teorii wywołało to „efekt piekarnika”. Gorące powietrze znad pozbawionych osłony drzew skalistych wyrobisk „odpycha” chmury, do listy nieszczęść mieszkańców tego małego kraju dopisując jeszcze dramatyczne w skutkach susze.
Lata 90. XX stulecia były okresem, w którym nawet rząd Nauru zdał sobie sprawę z tego, że zapasy fosforytów nie są nieskończone (a nie można ot tak poprosić ptaków, by dosrały parę baniek…). Rozpoczęło się więc gorączkowe poszukiwanie inwestycji, które pozwoliłyby utrzymać dotychczasowy poziom życia. Nauru inwestowało w muzyczne przedstawienia, planowało narodową produkcję stolików do kawy, a nawet udostępnienie krajowego prefiksu telefonicznego seks-liniom. Nauru próbowało nawet zarobić na członkostwie w ONZ – za odpowiednią opłatą uznając niedoszłe państwa, jak Abchazja czy Osetia Południowa.
Legalne inwestycje wybierane przez Nauru nie przyniosły oczekiwanych dochodów – choć nie dlatego, by działanie w zgodzie z prawem miało przekreślić szansę zarobku. Wybierane inwestycje były po prostu głupie, w czym zasługa licznych doradców mających na względzie wyłącznie własny zysk. Jedna z „inwestycji” zdołała się jednak Nauru opłacić. Wyspa postanowiła zostać pralnią pieniędzy, umożliwiając zakładanie banków istniejących wyłącznie na papierze. Fasadowe instytucje niekontrolowane w żaden sposób natychmiast przykuły uwagę rosyjskiej mafii, która – według szacunków – w samym tylko 1998 r. przez Nauru przepuścić miała ponad 70 miliardów dolarów.
W skandalu, jaki wybuchł w 1999 r. w Nowym Jorku – a który wiązał się z wypraniem 7 miliardów dolarów – wydatny udział miały fikcyjne banki Nauru, dlatego Stany Zjednoczone mocno naciskały na wyspę, by zdecydowanie zaostrzyła przepisy dotyczące finansów. W odpowiedzi prezydent Nauru, całkowicie poważnie, zaoferował USA, że zastanowi się, ale pod warunkiem, że dostanie 10 milionów dolarów w ramach odszkodowania za „nieuzasadnione oskarżenia o udział w przestępczym procederze”. Zamiast czeku, Nauru otrzymało jedne z najbardziej dotkliwych sankcji gospodarczych i obecnie żadne zachodnie banki nie akceptują żadnych transakcji przechodzących przez wyspę.
Zarówno Nauru, jak i nieodległa Papua Nowa Gwinea znalazły ostatecznie sposób na zarobek – co akurat nie przynosi dumy Australii. Większy i bogatszy kraj odsyła w biedne rejony migrantów, za nie tak znowu małą opłatą pozbywając się kłopotu. Kłopot mają migranci, którzy w Nauru – ale w Nowej Gwinei również – trafiają do obozów o warunkach, które przyrównywane są do tortur. Przestępczość kwitnie, kwitnie również interes. Dopóki obu stronom – Nauru i Australii – mechanizm się opłaca, migranci raczej nie mają co liczyć na poprawę swojego losu. Jak pięknie jest w obozach Nauru, najlepiej niech świadczy fakt, że jeden z migrantów, usłyszawszy, że ma w nich spędzić 10 lat, wybrał… podpalenie się na oczach przedstawicieli ONZ.
Zmiany, do jakich doszło na wyspie przez ostatnie dziesięciolecia, a także współczesne postępowanie, wzbudzały coraz większe zainteresowanie zagranicznych mediów, aktywistów oraz innych grup żywotnie zaciekawionych tym, co dzieje się w Nauru. Oczywiście chwalenie się niezbyt atrakcyjną rzeczywistością nie leżało bynajmniej w interesie miejscowych władz. Stąd w 2014 roku podniesiona została cena wizy dla przedstawicieli mediów – z dotychczasowych 200 dolarów do aż 8 tysięcy. Aha – opłata nie jest, rzecz jasna, zwracana w przypadku odmowy wydania wizy (do czego wcale nie potrzeba uzasadnionych argumentów – Nauru poszło nawet o krok dalej i inkasuje opłaty, nie zawracając sobie głowy udzielaniem odpowiedzi na wnioski).
W 2000 roku prezydent Nauru zadeklarował, że dość już dewastacji. Ogłosił też plan przywrócenia wyspie niegdysiejszej świetności. Niezależni eksperci wycenili projekt na 300 milionów dolarów, szacując przy okazji, że do jego wprowadzenia w życie potrzeba będzie co najmniej dwudziestu lat. Nauru postanowiło również pozostawić niewielki obszar kopalni w roli muzeum – by ostrzegało przyszłe pokolenia przed skutkami zbyt daleko posuniętego przekształcania terenu. Ile teoria znaczy w praktyce? W 2016 Nauru ogłosiło, że koncentruje się na… obudowaniu wyspy opaskami brzegowymi, by zapobiec erozji nabrzeża. Zalesianiem mają się zająć, gdy tylko skończą z murami. Być może na Nauru jeszcze kiedyś będzie wspaniale. Póki co jednak ta „rajska wysepka” z rajem akurat najmniej ma wspólnego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS