Koniec czerwca 1941, na Suraskiej w Białymstoku dogasa płonąca synagoga z setkami ludzi w środku. Niemcy nie pozwalają nikomu podejść. Do pogorzeliska dobiega Leokadia Ostasz – czuje, że w środku jest jej przyjaciółka. Nagle coś szeleści u jej stóp. Leokadia nie ma wówczas pojęcia, jak ważne jest to, co za chwilę zrobi. I co zrobią kolejne trzy pokolenia kobiet z jej rodziny.
Wiosna 2023 roku. W białostockiej Galerii im. Sleńdzińskich prawnuczka Leokadii, Grażyna Hajdul-Zielik ociera łzy i czuje, jakby z serca ktoś zdjął jej ogromny ciężar. Oczy się szklą i jej rozmówcom, pracownikom galerii.
– Ja na to patrzę wręcz w kategoriach cudu – oto po 82 latach nagle dostajemy coś, co na swój sposób jest relikwią. Ostatnim śladem po spalonej synagodze, symbolem wiary i cierpienia zamkniętych w niej ludzi – powie później Marta Pietruszko, kierownik Działu Badań Regionalnych Galerii im. Sleńdzińskich. – Gdy przyszła do nas pani Grażyna – płakaliśmy wszyscy troje: ona, ja i Dariusz Szada-Borzyszkowski. Dużo emocji. Z jednej strony w głowie ma się męczeństwo ludzi, a z drugiej – radość, że po tylu latach możemy być świadkami istnienia tak niezwykłej pamiątki. Przechowanej przez 82 lata przez cztery kobiety z jednego rodu – mówi Marta Pietruszko. Rzeczywiście – to dar szczególny, niczym światełko, które nieoczekiwanie rozbłyska i przypływa z przeszłości. Nikt się go nie spodziewał.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS