Barbados, Fidżi, Saint Lucia, Gujana i w końcu Mołdawia, 171. obecnie drużyna rankingu FIFA. Tak w liczbach wygląda piłkarski krajobraz świata. Krajobraz, którego wolelibyśmy nie widzieć. Czarno na białym przypomina on bowiem polskim piłkarzom skalę ich blamażu. W dodatku wprowadza do niechlubnej historii piłki. Polska to obecnie 23. drużyna tego rankingu. Od Mołdawii dzieli ją dokładnie 148 miejsc. Jeszcze nigdy w historii tj. od czasu, gdy ten ranking istnieje, biało-czerwoni nie przegrali z tak nisko notowanym rywalem, drużyną, która jest siedem długości za nią.
Formułki o koncentracji nie zadziałały, historyczny blamaż
Jeszcze przed meczem ostrzegaliśmy, że wyprawa do Kiszyniowa może okazać się ciężka, a korzystny bilans, jaki Polska miała z Mołdawią, był nieco zwodniczy. Z sześciu meczów wygraliśmy 5, ale aż trzy różnicą tylko jednej bramki. W dodatku ostatnia nasza wizyta w Kiszyniowie w meczu o stawkę zakończyła się jednym z największych rozczarowań, by nie powiedzieć największą wpadką w historii naszej piłki w XXI wieku. Polacy dowodzeni wówczas przez Waldemara Fornalika prowadzili od 7. minuty 1:0. Mecz mieli pod kontrolą, stwarzali kolejne okazje i… tylko zremisowali 1:1.
Tamto spotkanie z obecnej kadry pamiętał Robert Lewandowski i Piotr Zieliński (z perspektywy boiska) oraz Bartosz Bereszyński (z ławki rezerwowych). Chociaż lepiej uczyć się na błędach innych, to te swoje w pamięci zostają na dłużej. Zieliński po obecnym meczu w Kiszyniowie przyznał w rozmowie z TVP Sport, że w przerwie przy prowadzeniu 2:0 w szatni sam powtarzał znane formułki o koncentracji i tym, że do końca zostało jeszcze 45 minut. Paradoksalnie to właśnie Zieliński jako pierwszy się zdekoncentrował, popełnił błąd, stracił piłkę w środku boiska, którą gospodarze szybko umieścili w polskiej bramce. Napędzeni Mołdawianie niestety szli za ciosem. Nie zadowolili się nawet remisem 2:2. Te bramki wbijali Polakom z łatwością, jaką trzy miesiące wcześniej mieli Czesi (wygrali 3:1), a biało-czerwona obrona znów była niebywale pasywna. W tym meczu wiele rzeczy było tak jak w tym sprzed dekady, tylko skala smutku niestety jest większa. Mołdawianie nie dość, że odrobili dwa razy większą stratę, to jeszcze dodatkowo zdołali strzelić zwycięskiego gola.
Po meczu w Kiszyniowie z 2013 roku załamani remisem dziennikarze pytali Waldemara Fornalika, czy nie rozważa dymisji. Santosa pytać o to trudno, bo Portugalczyk rozpoczął pracę z kadrą kilka miesięcy temu. On sam chyba jeszcze nie do końca wie, co w tej kadrze się dzieje. Zresztą to, co się wydarzyło na boisku w drugiej połowie, wymykało się jego logice. Mimo krótkiego czasu Santos już przeszedł do historii polskiej piłki. Najpierw tej chwalebnej. Jest dopiero drugim trenerem, któremu udało się wygrać z Niemcami. Portugalczyk równie szybko zapisał się jednak na czarnych kartach. Żaden z trenerów nie przegrał bowiem meczu z tak nisko notowanym rywalem.
Drużyny takiej klasy co Polska nie ograli nigdy
Nawet jeśli przypomnimy sobie najgorsze wpadki Polaków w ostatnich dekadach i blamaże, których nie mogliśmy zrozumieć, to matematyka zweryfikuje je dużo łagodniej niż to, co 20 czerwca 2023 roku wydarzyło się w Kiszyniowie.
2011 rok i marcowa przegrana z Litwą 0:2 za Franciszka Smudy? Bolało, choć to był mecz towarzyski, a Litwa była wówczas wyżej w rankingu FIFA niż Polska! Klęska Leo Beenhakkera z Armenią w 2007 roku w Erywaniu? Zawstydzała, ale Armenia była wówczas “tylko” 50 pozycji niżej od biało-czerwonych. Wtopa z Białorusią u siebie w lutym 2005 roku i smutne 1:3? To też był mecz towarzyski z rywalem notowanym tylko 40. miejsc niżej. To może porażka z Łotwą w Warszawie za Zbigniewa Bońka, czyli rok 2002, z której do tej pory podśmiewają się kibice? Śmiać się można, ale to też była porażka z rywalem z pierwszej 100 rankingu, w dodatku my tułaliśmy się wówczas w okolicach miejsca 40.
Zimnym prysznicem była na pewno strata punktów z Azerbejdżanem w roku 1995. 33 w rankingu Polska przywiozła z delegacji tylko punkt z wówczas 136. drużyną świata, ale to wciąż był punkt. Porażki z ekipą notowaną o niemal 150 miejsc niżej nie znajdziemy nigdzie, także cofając się jeszcze dalej. Ponieważ ranking FIFA tworzony jest cyklicznie od 1993 roku, to należy uznać, że matematyka, statystyki i zestawienia tak brutalne dla reprezentacji Polski jak w Kiszyniowie, nie były nigdy w historii.
O ile my o rankingu FIFA w tym momencie wolelibyśmy zapomnieć, to Mołdawianie wprost przeciwnie. Wygrana z Polską sprawi, że w tym zestawieniu przegonią oni Fidżi, Saint Lucię, Gujanę i jeszcze kilka innych egzotycznych piłkarsko krajów. Zresztą samym zwycięstwem nad Polakami będą rozkoszować się długo. Z tak renomowanym rywalem w swej historii Mołdawia jeszcze nie wygrała. Do wtorkowego triumfu z biało-czerwonymi nie równają się jej historyczne zwycięstwa z Austrią (z 2003 roku) Węgrami (2007) czy Czarnogórą (2013 roku), bo były to wówczas ekipy pozycjonowane trzy, czy góra cztery dziesiątki wyżej od Mołdawii i ekipy bez gwiazd. Teraz spora grupka Mołdawskich nastolatków siedząc na trybunach w koszulkach Barcelony z napisem Lewandowski będzie zastanawiać się, czy na następny mecz nie założyć koszulki Beitaru Jerozolima z nazwiskiem swojego najskuteczniejszego gracza w tych eliminacjach – Iona Nicolaescu. Ten w rankingu strzelców całych kwalifikacji wyprzedza Polaka wyraźnie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS