Miało być dynamicznie i ciekawie, a wyszło trochę kuriozalnie. Obecny system naliczania punktów do światowego rankingu obowiązuje od 2019 roku i choć już wcześniej zauważano jego wady, to ostatnio ich lista znacząco się wydłużyła, a złość siatkarzy, trenerów oraz działaczy z poszczególnych krajów przybrała na sile. Największym absurdem jest sytuacja zawieszonych z powodu wojny w Ukrainie Rosjan, ale zarzutów jest więcej. Gdyby chodziło tylko o samo miejsce w rankingu, to wzburzenie byłoby pewnie znacznie mniejsze, ale teraz stawką jest też nie tylko rozstawienie w ważnych imprezach, ale i awans na igrzyska w Paryżu.
Grbić i Lavarini jednym głosem. Zdziwienie i rozczarowanie Możdżonka
Rok temu w Polsce cieszono się z historycznego awansu męskiej reprezentacji na pierwsze miejsce w rankingu FIVB. Drużynie trenera Nikoli Grbicia zapewniła go wygrana w meczu Ligi Narodów z Francuzami i porażka Brazylijczyków. Obecnie kolejność jest taka sama – Biało-Czerwoni wyprzedzają “Canarinhos”. Kilka dni temu jednak w pewnym momencie wiceliderem byli Rosjanie. I nie byłoby w tym nic dziwnego – w końcu to zespół od dawna należący do światowej czołówki – gdyby nie to, że ostatni mecz o stawkę na arenie międzynarodowej zagrał we wrześniu 2021 roku, a od ubiegłego roku jest zawieszony.
Obecną formułę naliczania punktów wprowadzono 1 stycznia 2019 roku w wersji testowej, a po 12 miesiącach zaczęła obowiązywać już oficjalnie. Wcześniej przyznawano drużynom punkty za wynik osiągnięty w danej imprezie. Od czterech lat sytuacja weryfikowana jest po każdym meczu, a pod uwagę brane są pozycja w rankingu obu ekip oraz dokładny wynik spotkania. Bo liczy nie tylko kwestia zwycięstwa i porażki, ale także liczba straconych oraz ugranych setów.
Przed każdym meczem algorytm na podstawie pozycji na liście FIVB obu drużyn wylicza procentową wartość dla każdego z sześciu możliwych rozstrzygnięć i po meczu odpowiednio dodaje im punkty lub je odejmuje. Najkosztowniejsza jest przegrana drużyny wysoko notowanej z zespołem spoza czołówki w trzech setach. W tej sytuacji z kolei sensacyjny zwycięzca może liczyć na duży zastrzyk punktów i awans w notowaniu. Wygrana topowego zespołu z kolei da mu nieznaczny przyrost punktów. Zasady te obowiązują w każdym oficjalnym meczu o stawkę, niezależnie od tego, czy mowa o finale mistrzostw świata, spotkaniu w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk czy też spotkaniu fazy interkontynentalnej LN.
W tym sezonie rywalizacja kadrowa niedawno się zaczęła, ale już podczas pierwszego turnieju LN na przykładzie Polaków można było dostrzec w praktyce specyfikę obecnego systemu. Za zwycięstwa 3:2 z Irańczykami i Bułgarami, którzy są poza Top10, liderzy zestawienia dostali zaledwie po 0,01 pkt. Gdy zaś przegrali 0:3 z Serbami, którzy także są poza tym gronem, to odjęto im ponad 17 “oczek”.
– Ten system rankingowy jest zrobiony tak, by nikt nie utrzymywał się zbyt długo na szczycie. Możesz wygrać 10 meczów z rzędu i przegrasz z kimś takim jak Serbia czy Bułgaria lub kimkolwiek innym spoza czołowej dziesiątki – nawet w takim turnieju jak ten – i może cię to kosztować zdobycz punktową z 10 zwycięstw! To wariactwo – denerwował się w rozmowie ze Sport.pl Grbić.
Polki tegoroczną rywalizację w LN zaczęły od sześciu zwycięstw, które zapewniły im znaczny przyrost punktów i awans na ósme miejsce na światowej liście, wyprzedzając Rosjanki. W piątek przegrały jednak z Holenderkami 0:3, przez co odjęto im prawie 15 “oczek”. Dzień później w bardzo efektownym stylu pokonały bez straty seta Chinki, co powinno dać im kolejną cenną zdobyć i przesunięcie na siódmą pozycję. Biało-Czerwone jak na razie są głównie beneficjentkami obecnego systemu, ale ich szkoleniowiec Stefano Lavarini też wskazuje nam jego słabości.
– Rozmawiałem o tym ze znajomym jakiś czas temu. Zespół, który przegrał mecz o brąz kobiecych MŚ czy finał na koniec dostał dosłownie kilka punktów do rankingu lub wręcz po turnieju miał ich mniej niż przed jego rozpoczęciem. A mówimy przecież o dotarciu do najlepszej czwórki globu! Moim zdaniem to absurdalne. Powinna być tu pewnego rodzaju nagroda za znalezienie się na szczycie w takiej imprezie – zaznacza Włoch.
Uczestnicy międzynarodowych zmagań więc co rusz tracą punkty lub je zdobywają. I dotyczy to wszystkich poza rosyjskimi drużynami narodowymi. Decyzją władz FIVB w ubiegłym roku po zawieszeniu udziału w rywalizacji na skutek wojny w Ukrainie zamrożono do odwołania ich dorobek punktowy. Właśnie w wyniku tego ruchu doszło do wspomnianej kuriozalnej sytuacji z niedawnym awansem Rosjan na pozycję wicelidera. Teraz znów są na trzecim miejscu, przed m.in. mistrzami olimpijskimi z Tokio Francuzami i mistrzami świata sprzed roku Włochami. Mają też 26,65 pkt straty do Biało-Czerwonych i 5,21 pkt do Brazylijczyków. Teoretycznie więc przy dwóch porażkach Polaków z rywalami spoza Top10 i jednej przegranej ekipy z Ameryki Południowej, to właśnie Rosjanie mogliby znaleźć się na czele zestawienia.
– Cały ten system przyjmuję ze zdziwieniem i rozczarowaniem. Nie zgłębiałem zbytnio jego zasad, ale mimo wszystko jest to bardzo dziwne. A awans Rosjan jest dla mnie niezrozumiały. Punkty powinno się przyznawać za udział w imprezach. System ten zdecydowanie jest niedopracowany. Rozumiem, że opracowując go, można było nie przewidzieć sprawy zawieszenia Rosjan z powodu wojny, ale co będzie, jak zostaną przywróceni? Mogą też przecież pojawiać się inne przyczyny zawieszenia. Nasuwa się tu na myśl choćby sprawa doping i też właśnie Rosji. Nie ma na to odpowiednich procedur i to nie jest do końca poważne – ocenia były reprezentant Polski Marcin Możdżonek.
Światowa federacja monitoruje, działacze chcą zmian. Czy siatkówka zyskuje dzięki obecnemu systemowi?
Co na to Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej? Gdy spytaliśmy o kwestię Rosjan i rankingu, to odpowiedź przedstawicielki biura prasowego była bardzo zdawkowa.
– Rosyjskie drużyny są zawieszone, a ich punkty zamrożone. Ich pozycja w rankingu może się jednak zmienić ze względu na wyniki innych zespołów. Rozgrywki LN są na bardzo wczesnym etapie, FIVB będzie nadal monitorować sytuację i rezerwuje sobie prawo do zmiany decyzji w przyszłości – zaznaczyła pracownica federacji.
Konkretnych zmian i to jak najszybciej jednak chcą działacze z różnych krajów. Opowiada nam o tym Jacek Sęk, wiceprezes i sekretarz generalny Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
– Sygnały dotyczące absurdów tego rankingu spływają nie tylko z Polski, ale z całego świata. Uczestnicy poszczególnych imprez dzielą się obserwacjami. Ten temat ma być omawiany na przyszłotygodniowym kongresie FIVB. Mam nadzieję, że znalezione zostanie dobre rozwiązanie – zaznacza.
Dodaje, że zmienić należy przede wszystkim kwestię sytuacji Rosji i wskazuje, że przy zamrożeniu punktów “Sbornej” nie wzięto pod uwagę sytuacji przywrócenia jej do rywalizacji.
– Gdyby potencjalnie założyć, że zostałaby przywrócona po zakończeniu konfliktu w Ukrainie, to bez grania może awansować na igrzyska na podstawie rankingu. To byłby dopiero absurd. Ranking sam w sobie to jedno, ale na jego podstawie ustalane jest rozstawienie pod kątem losowań, a w przyszłym roku kwestia olimpijskiej przepustki. Pod kątem igrzysk uwzględniane będą punkty zarówno z tegorocznej LN, jak i przyszłorocznej. Jest więc jeszcze czas, by to poprawić – podkreśla.
Sęk zwraca też uwagę m.in. na zbyt dużą jego zdaniem dysproporcję między zdobyczami punktowymi topowych drużyn za zwycięstwa i stratami za porażki z ekipami spoza ścisłej czołówki. Wspomina też, że już kilka lat temu pojawiały się znaki zapytania wokół obecnego systemu.
– Chodziło przede wszystkim o te największe imprezy. Ich triumfatorzy i medaliści powinni zostać docenieni także punktami. Ich pozycja na światowej liście powinna się umacniać – zaznacza.
Pytam go, czy nie obawia się, że na zbliżającym się kongresie w kontrze nie staną przedstawiciele krajów, które są największymi beneficjentami obecnego rozwiązania. Czyli te, które zajmują odległe miejsca na liście FIVB i mogą bardzo dużo zyskać, a nie grożą im duże straty.
– Pewnie będą protesty wobec naszych wniosków, ale myślę, że nie braknie krajów zainteresowanych zmianą. I nie mam tu na myśli tylko krajów z Europy, ale i silne ośrodki spoza. USA, Brazylia, Argentyna też będą chciały bardziej stabilnego systemu – podkreśla działacz.
Argumentem za obecnym rozwiązaniem miała być większa dynamika i przez to atrakcyjność. Czy taki jest rzeczywiście efekt? Możdżonek uważa, że system nie wpłynął na zwiększenie popularności siatkówki, a Sęk dodaje, że poprzedni był też bardziej czytelny dla kibiców. A wniosek obecnie nasuwa się jeden – lepiej w ogóle nie grać.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS