Na początku ubiegłego roku media zelektryzowała informacja o procesie sądowym między Beatą Tadlą a Jarosławem Kretem. Dawni kochankowie spierają się o pieniądze. Pogodynek domaga się zwrotu 156 tys. zł, które rzekomo przeznaczył na spłatę rat kredytu zaciągniętego na dziennikarkę. Środki zostały przeznaczone na remont i urządzenie domu, w którym za czasów związku mieszkali razem, a obecnie pozostaje on własnością Tadli.
Niedawno odbyła się kolejna rozprawa. Dotychczas w sprawie trwał impas. Jednak ostatnio to Jarosław Kret opuszczał salę sądową z szerokim uśmiechem na ustach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszystko dzięki temu, że na świadka wezwał Małgorzatę Kosturkiewicz, dawną partnerkę i matkę jego syna. Choć swego czasu również toczyli medialny spór, a kobieta zarzucała mu wykorzystywanie dziecka celem poprawy wizerunku, tym razem wzięła Kreta w obronę.
– Małgorzata oświadczyła, że nigdy nie miała z nim żadnych kłopotów z rozliczeniami finansowymi, że on od lat regularnie łoży na ich syna, a czasem nawet wspiera ją, opłacając raty jej kredytu – zdradził “Na żywo” znajomy Jarosława Kreta.
Beata Tadla nie zjawiła się na ostatniej rozprawie ani konsekwentnie nie komentuje sprawy. – Po tym człowieku można spodziewać się wszystkiego – tak skwitowała pierwsze doniesienia o procesie wytoczonym jej przez byłego partnera. Jej znajomi zdradzili za to prasie, że kredyt był zaciągany na dziennikarkę, bo “Jarek nie miał zdolności kredytowej”. Ona sama ma uważać roszczenia Kreta za absurdalne.
“[…] Ponieważ zamieszkali tam razem, on dokładał się do kredytu. To chyba logiczne. Gdyby wspólnie wynajęli inne lokum, również płaciliby za nie oboje. A gdyby tak wynajmował mieszkanie, wyprowadził się, to jakim prawem miałby potem żądać od właściciela mieszkania zwrotu za wynajem?” – tłumaczyła “Super Expreesowi” osoba z bliskiego otoczenia Beaty Tadli.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS