A A+ A++

Po kilku dniach od rozpoczęcia działań kontrofensywnych zaczęły spływać pozytywne wiadomości – Ukraińcy powoli wgryzają się w umocnienia po rosyjskiej stronie frontu i, pomimo lokalnie wysokich strat, odbili z rąk okupantów kilka wsi w pobliżu granicy między obwodami donieckim i zaporoskim. Trzeba jednak podkreślić, że nie rozpoczęło się zasadnicze natarcie.

Wciąż jesteśmy we wstępnej fazie operacji. Wprawdzie Ukraińcy dysponują świetnymi źródłami informacji – wiemy, że kraje NATO udostępniają im dane z rozpoznania satelitarnego i SIGINT/ELINT – ale żeby naprawdę wiedzieć, jak silna jest obrona na danym odcinku, trzeba ją sprawdzić w praktyce. Właśnie takie sprawdzanie obserwujemy w tej chwili.

Ofensywę obłożono (jak zwykle) ścisłym embargiem informacyjnym. Ale jedno nie ulega wątpliwości: rejon, w którym skupia się obecnie główny wysiłek ofensywny, to nie tylko granica między dwoma obwodami, ale także rozgraniczenie dwóch rosyjskich ugrupowań armijnych. Ukraiński sztab generalny postanowił (chciałoby się rzecz, że w stylu Subedeja, który nieopodal odniósł jedno ze swoich największych zwycięstw) zagrać na skorzystanie z dobrze znanych słabości rosyjskiego wojska, takich jak spory kompetencyjne, paraliż decyzyjny, mała elastyczność czy najzupełniej pospolite kłopoty z łącznością.

Niewykluczone, że zasadniczy cios spadnie gdzie indziej. Jeśli na przykład rosyjska obrona pod Bachmutem załamie się w zetknięciu z pierwszymi ukraińskimi pododdziałami, będzie miało sens skierowanie tam większych sił. Mimo że Krym ma zupełnie wyjątkowe znaczenie strategiczne – a półwyspu raczej nie da się odbić bez uprzedniego wbicia klina aż do Morza Azowskiego – szybkie wyzwolenie Bachmutu byłoby ogromnym sukcesem propagandowym. Moskalom zdobycie miasta zajęło dziewięć i pół miesiąca. Jeśli Ukraińcy pogonią ich w dziewięć i pół dnia, będą mogli oświadczyć sojusznikom, że odbicie reszty prawowitego terytorium Ukrainy to tylko kwestia czasu.

Na razie jednak oczy są zwrócone na obszar około 100 kilometrów od Morza Azowskiego. Dziś rano zastępczyni ministra obrony Hanna Malar poinformowała o wyzwoleniu kolejnej wsi – Storożewe pod Wełyką Nowosiłką,

Z kolei dziś wieczorem Malar pochwaliła się całą listą sukcesów z minionego tygodnia. Na dwóch obszarach operacyjnych, donieckim i tawrijskim ukraińskie pododdziały posunęły się naprzód o 6,5 kilometra i zajęły około 90 kilometrów kwadratowych terenu. Odbito wsie: Łobkowe, Łewadne, Nowodariwka, Neskuczne, Storożewe, Makariwka, Błahodatne. Dla porządku dodajmy: kierunek tawrijski (a może bardziej po naszemu: taurydzki?) to po prostu kierunek krymski. Ukraińcy określają go w ten sposób, aby uniknąć dyskusji, czy wolno im odbijać Krym czy też byłaby to zbyt wielka zniewaga dla Putina.

Z reguły dobrze zorientowany prokremlowski kanał telegramowy Dwa majora pisze, iż wieś Urożajne – leżąca obok Staromajorśkego, po drugiej stronie rzeczki Mokri Jały, i bezpośrednio na południe od Makariwki – znalazła się w „szarej strefie”, czyli nie jest kontrolowana w pełni ani przez jedną, ani przez drugą stronę. Mają tam trwać zacięte walki i tym razem to Rosjanie kontratakują. Stawką jest dostęp do wsi Staromłyniwka, z której wychodzą drogi na północ, południe, wschód i zachód.

Notabene wczoraj okupanci wysadzili niewielką tamę na tej rzece, na południe od Staromłyniwki. Cel – ten sam, co zawsze, zalanie terenu, po którym być może chcieliby nacierać Ukraińcy. Oczywiście skala powodzi jest wręcz mikroskopijna w porównaniu z tym, co stało się na Dnieprze.

Doświadczenie uczy, że dobrym źródłem informacji są mniej lub bardziej oficjalne przecieki z zachodnich źródeł wywiadowczych. Stamtąd również płyną dobre, choć oczywiście pozbawione konkretów, wieści.

W tym momencie powinniśmy spojrzeć na chłodno na ukraińskie straty, których skala jest już rozdmuchiwana do niebotycznych rozmiarów przez kremlowską propagandę. Jak pisaliśmy w poprzednim sprawozdaniu, straty na wojnie są nieuniknione. Straty w ataku, zwłaszcza w ataku na przygotowaną obronę, są jeszcze bardziej nieuniknione (stąd stara wojskowa mądrość, że atakujący powinien mieć trzykrotną przewagę liczebną).

Jeśli wierzyć tym strzępom informacji, które docierają do nas dzięki uprzejmości zachodnich wywiadów, straty Ukraińców w tym pierwszym tygodniu w skali całego frontu wcale nie są duże. Prawdopodobnie naprawdę ciężkiego łupnia dostali tylko na jednym, stosunkowo wąskim, odcinku i to właśnie stamtąd pochodzą słynne już zdjęcia porzuconych Leopardów i Bradleyów. Innymi słowy – z kilku (kilkunastu?) toczonych równolegle małych bitew Ukraińcy ponieśli klęskę w tej jednej, ale nic nie wskazuje na to, że przegrali również w pozostałych.

Z jednej strony chciałoby się powiedzieć: no trudno, są straty, bo muszą być. Ale o ile utratę kilku czołgów i bojowych wozów piechoty faktycznie można zrzucić na karb normalnych strat w działaniach ofensywnych, o tyle utrata trzech ciężkich wozów rozminowania Leopard 2R (na podwoziu wersji 2A4) musi boleć, zwłaszcza że Finlandia obiecała dostarczyć tylko sześć takich. Notabene początkowo miały być trzy, później liczbę tę podwojono, co oznaczało, że Helsinki rozstały się ze wszystkimi posiadanymi egzemplarzami. Mówimy więc o stratach na poziomie 50%. A jeśli Ukraińcy nie zdołają tych wozów ściągnąć z pola walki do remontu, będzie to strata permanentna i najpewniej nie do zniwelowania w krótkiej perspektywie czasowej.

Moskale także nie uniknęli strat w nowoczesnym sprzęcie. Poniżej widzimy pierwszy czołg T-80BWM wzór 22 zdobyty na kierunku zaporoskim. Wpis na Telegramie wyjaśnia, że podstawowa różnica w stosunku do bazowego T-80BWM to celownik termowizyjny 1PN96MT-02 zamiast Sosny-U.

Odnotujmy również, że wypływ wody ze Zbiornika Kachowskiego ujawnił kilka ciekawostek. Na przykład miny PDM-1M rozmieszczone w pobliżu Enerhodaru, aby zapobiec ukraińskiemu desantowi.

A także doczesne szczątki żołnierzy spoczywających na dnie Dniepru od czasów drugiej wojny światowej.

Bunt Wagnerowców?

Aktualizacja (23.40): W Ukrainie wojna, a na Kremlu – wojenka. Jewgienij Prigożyn ceni sobie niezależność jego Wagnerowców od oficjalnych struktur ministerstwa „obrony”. Już w drugim miesiącu wojny, kiedy cały świat zrozumiał skalę kompromitacji regularnych sił zbrojnych, „Kucharz Putina” próbował zepchnąć Siergieja Szojgu z piedestału i wykroić dla siebie większy kawałek politycznego tortu. Kiedy jego nazistowska bojówka odegrała kluczową rolę przy zdobywaniu Bachmutu, wydawało się, że Prigożyn dopnie swego. Przed kamerą bezpardonowo oskarżał Szojgu o blokowanie dostaw amunicji, paliwa i innego zaopatrzenia Grupie Wagnera, czyli wprost: o sabotaż i zdradę.

I rzeczywiście, wpływy Szojgu zmalały, ale nie w stopniu katastrofalnym, a jego rywal chyba się przeliczył. Trudno powiedzieć, co tak naprawdę się stało – czy to Putin pierwszy wystraszył się rosnących wpływów swojego pretorianina i postanowił zawczasu podciąć mu skrzydła czy raczej Prigożyn zaczął mierzyć zbyt wysoko i post factum musiał ponieść konsekwencje nadmiaru ambicji.

Wiemy, że ministerstwo „obrony” ogłosiło zamiar podpisywania kontraktów ze wszystkimi ochotnikami walczącymi po stronie Federacji Rosyjskiej. Miało to dotyczyć między innymi Grupy Wagnera, a nowe zasady miałyby obowiązywać już od 1 lipca. Nie trzeba geniusza, żeby zgadnąć, o co tu chodzi: o ograniczenie kontroli Prigożyna nad jego prywatną armią, a tym samym jego wpływów na Kremlu i (potencjalnie) w całej Rosji. A trudno sobie wyobrazić, żeby Szojgu zdecydował się na tak gwałtowny krok bez zgody swojego pryncypała. Jeśli Putin dał zielone światło – Putin coraz bardziej obawia się swojego niegdysiejszego kateringowca.

Chris Owen (dawno go nie przywoływaliśmy – ale niezmiennie zachęcamy do obserwowania go na Twitterze) zwraca uwagę na anonimowe źródło, cytowane przez kanał WCzK-OGPU na Telegramie, według którego Prigożyn ma ponieść karę za to, że ośmielił się krytykować prezydenta. Bynajmniej nie dlatego, że Putin jest taki wrażliwy (jak twierdzi źródło; historia dowodzi, że każdy dyktator jest przewrażliwiony na swoim punkcie), ale dlatego, że jeśli Prigożyn ośmielił się metaforycznie podnieść rękę na Putina, może to oznaczać, iż czuje się dość ośmielony, aby walczyć o władzę.

Tymczasem ów kateringowiec oświadczył, że prikazy i ukazy Szojgu dotyczą tylko pracowników ministerstwa i personelu sił zbrojnych, a CzWK Wagner nie będzie podpisywać z nim – Szojgu – żadnych kontraktów. Dalej Prigożyn pisze: „CzWK «Wagner» koordynuje działania z generałami z prawa i z lewa, z dowódcami pododdziałów, ma największe doświadczenie i jest wysoce efektywną strukturą. Niestety większość oddziałów wojskowych nie ma takiej sprawności, a właśnie dlatego Szojgu nie potrafi normalnie zarządzać formacjami wojskowymi”. Auć.

Gwoli sprawiedliwości Prigożyn zapewnia w tym samym oświadczeniu, że Wagnerowcy są całkowicie lojalni wobec Rosji i głównodowodzącego. Ale nie uchroniło go to przed oskarżeniami – na razie rzucanymi przez internet – o bunt. Bodaj jako pierwszy użył tego słowa osławiony terrorysta Striełkow/Girkin, który już dawno wyrósł na głównego krytyka kremlowskiego establishmentu.

Równolegle pojawiły się przecieki, z których wynika, że Wagnerowcy kradli paliwo i że proceder miał ogromną skalę. W tym roku bojówkarze Prigożyna otrzymali aż 5924,5 tony benzyny, 7487,5 tony oleju napędowego i 306 ton paliwa lotniczego. Ale kiedy ministerstwo zażądało rozliczenia się z wykorzystania paliwa, ludzie Prigożyna kategorycznie odmówili. Rzekomo wkrótce możemy się rozpoczynać oficjalnego oskarżenia.

Na korzyść Prigożyna w ewentualnej walce o władze będą przemawiały jego powiązania z FSB. Bezpieczniacy z radością zmiażdżyliby szefostwo resortu „obrony” i regularnych sił zbrojnych. Ale oczywiście Putin również wywodzi się ze środowiska FSB i to na niej opiera swoją władzę. Jeśli więc Prigożyn stracił bezwarunkowe, jak się dotąd wydawało, zaufanie pryncypała, czy oznacza to również rozłam w łonie FSB?

Jeszcze o czołgach

Aktualizacja (1.45): Według Voice of America Biały Dom szykuje kolejny pakiet pomocy wojskowej, obejmujący między innymi kolejne Strykery i Bradleye, które zajmą miejsce egzemplarzy zniszczonych na froncie.

Pojawiło się także nagranie pokazujące ukraińskiego żołnierza podczas ćwiczeń poligonowych z duńskim Leopardem 1A5.

I wreszcie taka ciekawostka na koniec. Drewniana makieta Leoparda 2 użyta do zmylenia operatora amunicji krążącej Łancet.

Heneralnyj sztab ZSU

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPłacił znalezioną kartą. Usłyszał aż 12 zarzutów
Następny artykułKultowa marka fantasy może powrócić po latach; Phil Spencer zaskoczył na pokazie Xboxa [Aktualizacja]