Wychował się w wielkim brazylijskim mieście, nad którym góruje rozpoznawalny w całym świecie znak – statua Chrystusa Zbawiciela. Ma starszą siostrę i młodszego brata. Rio de Janeiro nauczyło go samodzielności.
– Z mojej rodziny tylko ja wyjechałem w świat, daleko od domu – mówi Welsam. – Dzielnica Rio, w której się wychowywałem, nie należała do bezpiecznych. W piłkę zacząłem grać w wieku ośmiu lat.
W okolicy, gdzie mieszkał Welsam, piłkę kopał każdy chłopak.
– Graliśmy od rana do wieczora, z przerwą na naukę w szkole – opowiada. – Gdy trafiłem do pierwszego klubu, Maua, miałem 12 lat. Nie trzeba było uczyć mnie podstaw futbolu. Pewne nawyki wyrobiłem w sobie, grając na osiedlowych boiskach.
W parze z futbolem szły praca i nauka.
– Bywało, że już o godzinie piątej rano byłem na nogach i wyruszałem do pracy. Przedrzeć się przez Rio nie jest łatwo – wspomina. – Liceum ukończyłem, chodząc do szkoły wieczorami. Od 18.00 do 22.30.
Takie godziny nauki w Kraju Kawy nikogo nie szokują.
***
– Zaskoczeniem dla mnie było polskie jedzenie – mówi Brazylijczyk. – Na początku nie mogłem przełknąć kiszonej kapusty i kiszonych ogórków. Teraz bez problemu wcinam surówki. Dziwiło mnie także to, że niemal codziennie jecie zupę.
W Brazylii zupa na obiad to rzadkość.
– Właściwie podaje się ją tylko… chorym w szpitalu – śmieje się Welsam. – Bo w brazylijskich restauracjach raczej jej nie zamówicie.
Pierwsze słowa, jakie poznał w języku polskim… nie nadają się do zacytowania.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS