Tę ciążę straciłam. Kolejnej nie będzie. Nie w tym kraju. Nie w kraju, w którym prosiłam lekarzy o aborcję, bo ciąża nie miała szans przetrwać, a jej kontynuacja zagrażała mojemu zdrowiu i słyszałam, że to niemożliwe – mówi Milena z Łodzi.
O Milenie z Łodzi pisaliśmy 9 czerwca. O sprawie alarmowały aktywistki Aborcyjnego Dream Teamu po tym, gdy z łódzkiego szpitala zadzwoniła do nich przerażona pacjentka w 14. tygodniu ciąży. Opowiadała, że odeszły jej wody, ale serce płodu wciąż bije, i że lekarze nie godzą się na aborcję, czekając, aż płód obumrze. Milena bała się o własne życie. Pacjentka wciąż jest w szpitalu, z którego dzwoniła. To Uniwersyteckie Centrum Ginekologiczno-Położnicze im. Rydygiera. O komentarz poprosiliśmy prof. Pawła Ptaszyńskiego, dyrektora medycznego Centralnego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi: – O sytuacji tej pacjentki, dla jej dobra, nie wypowiadamy się, bo nie mamy takiego upoważnienia. To trudna i delikatna sytuacja. Wierzę, że lekarze dołożyli wszelkich starań, aby otrzymała pomoc medyczną i psychologiczną. Będziemy wyjaśniać tę sprawę – powiedział.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS