Proszę sobie wyobrazić, że ja nigdy nie widziałam fotografii mamy ani taty. Nie wiem, jak oni wyglądają. Czasem, jak oglądam filmy przedwojenne i pokazują dzielnicę żydowską, w której kłębią się ludzie, myślę sobie: “Może ich zobaczę”. Ale za chwilę zdaję sobie sprawę z tego, że nawet jeśli oni tam są, to ich nie poznam – wyznaje Elżbieta Ficowska. Jako półroczne dziecko została uratowana z warszawskiego getta. O swoich korzeniach dowiedziała się w wieku 17 lat.
Jest nazywana najmłodszym dzieckiem Ireny Sendlerowej. Miała zaledwie sześć miesięcy, kiedy w drewnianej skrzynce ułożonej między cegłami została wywieziona z getta na aryjską stronę. Jej metryką była srebrna łyżeczka, na której została wygrawerowana data urodzenia – 5 stycznia 1942 – oraz imię.
“Uratowanie takiego dziecka graniczyło z cudem”
– Moja żydowska mama nadała mi imię Elżunia. Długo myślałam, że to zdrobnienie od Elżbiety, ale kiedyś starsza Żydówka powiedziała mi, że jest żydowskie. Po hebrajsku to Eliszewa – opowiadała Elżbieta Ficowska na spotkaniu zorganizowanym przez Stowarzyszenie Rajsze w Rzeszowskich Piwnicach. W rozmowie z Dariuszem Padą wspominała swoje dwie mamy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS