Pierwsze przypadki zachorowania odnotowane zostały w mieście Wuhan, ale wystarczył niecały miesiąc, żeby wirus wydostał się poza granice Chin. Władze Tajlandii potwierdziły bowiem, że mają u siebie jedną pacjentkę cierpiącą z jego powodu, która przyjechała na miejsce w celach turystycznych właśnie z Wuhan. Podobne informacje docierają również z Japonii, gdzie zarażony jest 30-latek, który właśnie wrócił z tej samej chińskiej miejscowości, więc o przypadku nie może być mowy – ten szybko doszedł jednak do zdrowia
Warto zaznaczyć, że początkowo objawy wyglądały jak przy zakażeniu wirusem SARS, bo mieliśmy do czynienia z wysoką gorączką, kaszlem, dusznościami i trudnościami z oddychaniem, jednak już pierwsze badania pokazały, że nie chodzi o zespół ciężkiego ostrego zespołu oddechowego, ale zupełnie nowy rodzaj koronawirus, który nie ujawnił się nigdy wcześniej. Co więcej, naukowcy są zdania, że najpewniej przeniósł się on na człowieka ze zwierząt, bo większość zachorowań – na ten moment mamy już dwie ofiary śmiertelne i 40 osób chorujących – można połączyć z pewnym targiem rybnym w Wuhan.
Takie jest przynajmniej zdanie Światowej Organizacji Zdrowia, która zaznacza, że na rynku tym sprzedawane są także żywe ptaki i zwierzęta, więc teoria o zarażeniu się wirusem właśnie od nich wydaje się całkiem prawdopodobna. I choć sytuacja jest bardzo poważna, a ryzyko rozprzestrzenienia się wirusa dalej bardzo możliwe, to są też dobre wieści – specjaliści z WHO twierdzą bowiem, że chociaż jest to możliwe, to prawdopodobieństwa zarażenia się od innego człowieka jest nieduże i jeszcze nie odnotowano takiego przypadku.
Należy jednak pamiętać, że lokalne władze wciąż nie są w stanie oszacować pełnej skali problemu, bo okres inkubacji niektórych wirusów to min 15 dni, więc jest jeszcze za wcześnie, aby rzucać to konkretnymi liczbami czy zasięgiem. Poza tym, wirus wybrał sobie idealne warunki do rozprzestrzeniania się, bo Chińczycy szykują się właśnie do świętowania nowego roku i setki milionów osób planują już wyjazdy – sama tylko Tajlandia spodziewa się u siebie 300 tysięcy chińskich obywateli.
W związku z tym na lotniskach w Hongkongu, Tajlandii, Singapurze i Korei Południowej wprowadzono dodatkowe zabezpieczenia, tj. pacjenci z objawami grypopodobnymi i podniesioną temperaturą są poddawani kwarantannie. Co więcej, przepytuje się również wszystkie osoby, które miały kontakt z chorującymi, o podobne objawy, bo choć wirus zdaje się być mniej śmiercionośny niż SARS, to u pewnych osób może być tak samo niebezpieczny.
Sytuację starają się też uspokajać badacze, wskazując, że brak zachorowań u pracowników szpitala sugeruje, że zaraźliwość między ludźmi jest faktycznie niska, a źródłem wirusa są najprawdopodobniej ssaki sprzedawane na targu, bo koronawirusy bardzo chętnie przenoszą się z jednych ssaków na inne, w tym takie dające objawy podobne do przeziębienia, grypy czy zapalenia płuc: – Nie ma powodów do paniki, ale trzeba podejść do sprawy poważnie. Problemem jest to, że większość tych zwierząt jest sprzedawana nielegalnie, więc sprawdzenie ich nie będzie łatwe. Tak czy inaczej, jeśli w ciągu kilku najbliższych dni nie będzie kolejnych zachorowań, możemy uznać, że epidemia dobiegła końca.
Źródło: GeekWeek.pl/nytimes
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS