A A+ A++

To trzeci tytuł mistrzyń Polski dla ŁKS-u. Pierwszy zdobyły jeszcze w innej erze klubu – w 1983 roku, kończąc rozgrywki przed Czarnymi Słupsk. Na kolejny przyszło im czekać aż 36 lat. Po reaktywacji klubu, w trzecim sezonie, który drużyna spędzała na najwyższym poziomie rozgrywek, udało się sięgnąć po złoto w wyjątkowych okolicznościach: po finale przeciwko derbowemu rywalowi, Grot Budowlanym Łódź.

Zobacz wideo
Julita Piasecka MVP finału TAURON Ligi. “Wygrałyśmy jako drużyna”. ŁKS Commercecon Łódź o krok od mistrzostwa

Trzeci tytuł mistrzyń Polski ŁKS-u po niesamowitym finale

Teraz ŁKS wygrał finał Tauron Ligi z jednym z największych rywali, odkąd wrócił do ekstraklasy kobiecej siatkówki – Developresem Rzeszów. Najpierw przez całą fazę zasadniczą toczył z nimi wyrównany bój, ale ostatecznie skończył ją wyżej, na miejscu lidera i tylko z jedną porażką. W bezpośrednich meczach z rzeszowiankami było jednak 3:0 dla Łodzi – wliczając jeszcze wygraną w półfinale Pucharu Polski.

Sam finał też miał niezwykły przebieg: w końcu pierwszy mecz u siebie ŁKS wyraźnie przegrał. Potem w szalonym starciu w Rzeszowie okazał się lepszy po tie-breaku, a do tego stracił zawodniczkę, bo poważnej kontuzji doznała Zuzanna Górecka. W dwóch kolejnych i jak się okazało ostatnich spotkaniach to łodzianki były jednak lepsze – wygrały oba mecze po 3:1 i zgarnęły złoto tak upragnione przez rywali z Rzeszowa. Developres na swój pierwszy mistrzowski tytuł musi jeszcze poczekać.

Rosjanie żądają dziesiątków milionów dolarów za mistrzostwa świata, które dostała Polska

Rzeszów był rozbity, choć w czwarty mecz wszedł z drzwiami

ŁKS Commercecon przyjeżdżał do Rzeszowa z pewnością siebie i myślą, że rywala chyba udało im się już złamać. Że teraz, choć nadal trzeba wykonać ostatni krok w kierunku mistrzowskiego tytułu, to są go bliżej i kroczą pewniej. Gdy po trzecim meczu w Łodzi, który dał drużynie Alessandro Chiappiniego prowadzenie 2:1 w finale Tauron Ligi, rozmawialiśmy z zawodniczkami z Developresu, te były przygnębione. Wyglądały na rozbite.

Liderka drużyny z Rzeszowa, Ann Kalandadze miała wręcz szklane oczy i z trudem powstrzymywała emocje. – Jesteśmy na tym samym poziomie i teraz wszystko zależy od tego, kto zagra najlepiej konkretnego dnia. Nie wykorzystywałyśmy chwil naszej dobrej gry, które były kluczowe, żeby wygrać. ŁKS nam takich rzeczy nie przebacza. Jest nam ciężko. Staramy się pozostawać tak pozytywne, jak to tylko możliwe. To jeszcze nie koniec walki, więc musimy w siebie po prostu wierzyć – mówiła wówczas gruzińska przyjmująca. I w czwarte spotkanie finału weszła z drzwiami. Tak, jakby powtarzała sobie te słowa, jak mantrę przed wyjściem z szatni na boisko.

W pierwszym secie grała na 71 procentach skuteczności w ataku i miała najwięcej zdobytych punktów spośród rzeszowianek – osiem. To ona robiła różnicę, choć cały zespół też grał dobrze i wykorzystywał swoje atuty przeciwko łodziankom, które największe problemy miały właśnie ze swoimi skrzydłami. Lana Scuka i Valentina Diouf kończyły zdecydowanie za mało piłek, żeby ciągnąć zespół w kierunku wygranej partii. Dlatego ta skończyła się wynikiem 17:25 na korzyść Developresu.

Paula Borgo

Łodzianki falowały, ale były już o seta od mistrzostwa

To jednak moment, gdy Stephane Antiga mógł zacząć martwić się o grę swojego zespołu. Bo jej jakość spadała, a ŁKS coraz lepiej radził sobie na Podpromiu. Łodziankom wszystko zaczęło się układać – Lana Scuka i Paulina Maj-Erwardt trzymały przyjęcie, a Julita Piasecka i Valentina Diouf napędzały zespół w ataku. Tak ŁKS wrócił do kontroli nad spotkaniem i doprowadził do remisu 1:1 w setach – drugą partię wygrał do 22.

W trzecim secie gra łodzianek mocno falowała – zaczynały dość pewnie i prowadziły nawet pięcioma punktami (10:5), żeby w ciągu pięciu kolejnych akcji stracić tę przewagę i grać z Developresem na równi (10:10), a nawet dać im nieco od nich uciec (15:13). W końcówce znów złapały jednak dobry rytm i choć rzeszowianki potrafiły zrobić z pięciu punktów straty zaledwie jeden, to nie dały rady powstrzymać ich przed wygraniem partii. Ponownie skończyło się na wyniku 25:22 dla ŁKS-u, który był już o seta od zakończenia sezonu jako mistrz Polski.

ŁKS postawił Developres pod ścianą, ale tradycji musiało stać się zadość

Przez te dwa sety u “Łódzkich Wiewiór” wciąż funkcjonował element, który wydaje się kluczowym dla całego finału Tauron Ligi – to od systemu blok-obrona zaczęły się kłopoty ŁKS-u w pierwszym meczu, ale w kolejnych to nim tworzyły przewagę nad Developresem. I to jego mocno brakowało, gdy rzeszowianki dołożyły siły do własnej zagrywki i zaczęły się problemy w przyjęciu łodzianek.

Gabriela Orvosova najpierw wymiatała w polu serwisowym, a potem dołączała do Ann Kalandadze robiąc różnicę w ataku. Tak Developres ŁKS-owi odjechał aż na sześć punktów (11:5). Niby “aż”, ale kilka minut później był już remis 17:17. Ostatecznie to rzeszowianki lepiej zagrały kluczowe punkty w tym secie i wygrały czwartą partię 25:20. Łódzka drużyna nadal miała rzeszowianki pod ścianą, ale rywal sprawił, że rozstrzygnięciem czwartego meczu miał być tie-break: dokładnie tak, jak w pierwszym meczu w Rzeszowie.

To jasne, że ten finał musiał się skończyć walką na noże, thrillerem i dramatem w jednym. Historia rywalizacji ŁKS-u z Developresem pokazuje jasno: 13 z 32 poprzednich oficjalnych spotkań obu drużyn też rozstrzygał piąty set. Tradycji musiało stać się zadość.

Jastrzębski Węgiel mistrzem Polski

Wielkie marzenie Antigi wciąż niespełnione. ŁKS mógł skakać i świętować

W ostatnich dwóch setach Stephane Antiga, choć w rozmowach z zawodniczkami starał się pozostać spokojny, podskakiwał w trakcie, gdy piłka była po stronie jego zespołu i bardzo nerwowo patrzył na to, co robią rywalki. Gdy jego zawodniczki najpierw zdecydowanie prowadziły, a potem stopniowo traciły przewagę na początku piątego seta, wziął przerwę i jego głos wyraźnie drżał, był pełen emocji, jakich dostarczał mu ten mecz.

Ten finał to też jego marzenie o triumfie i pierwszym złocie w roli trenera w kobiecej siatkówce. Bardzo nie chciał go stracić, zwłaszcza w takich okolicznościach i przed własną publicznością. I choć Developresowi przewaga zmalała z czterech (6:2) do jednego (6:5) punktu, to zawodniczki Antigi były w stanie wrócić do swojej świetnej gry i wyższego prowadzenia (10:6). O wszystkim w tym tie-breaku decydowały już jednak najdrobniejsze szczegóły, poszczególne piłki. Rzeszów znów się zablokował i odrabiał ŁKS. Zrobiło się 12:11 i Antiga prosił o czas, żeby dać swoim siatkarkom szansę na wyczyszczenie głów przed najważniejszą chwilą w sezonie.

Gdy łodzianki doprowadziły do remisu 13:13 po dotknięciu siatki rywalek Antiga już nerwowo chodził wokół boiska. A gdy dwa kolejne punkty padły łupem rywalek nie dowierzał. Wziął jeszcze challenge, chciał sprawdzić, czy ŁKS nie popełnił błędu, ale chyba już wtedy rozumiał, że nie przełamie swojej serii srebrnych medali. I stało się: Developres, choć walczył dzielnie, to przegrał tie-breaka 13:15, mecz 2:3, a cały finał Tauron Ligi 1:3. Dla Antigi to trzecie wicemistrzostwo Polski z Developresem z rzędu, a ma jeszcze srebro zdobyte z Onico Warszawa w PlusLidze.

ŁKS świętował, zawodniczki tańczyły na boisku, a Developres nie dowierzał. Niektóre z siatkarek płakały, emocje powstrzymywała kapitan rzeszowianek, Jelena Blagojević, dla której to był ostatni mecz dla tego klubu, bo po sezonie z niego odejdzie. Dużo wzruszeń i pozytywnych emocji po tym finale – jednym z najlepszych, jakie mogliśmy sobie wymarzyć pod względem widowiska. Do końca trudno było przewidzieć, kto wygra, a czwarty mecz był epickim zakończeniem tej niezwykłej rywalizacji.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSlovan Bratysława piąty raz z rzędu piłkarskim mistrzem Słowacji
Następny artykułGdy poczuję się kochany