A A+ A++

Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.

Pani Marta na wyjazd do Pragi zdecydowała się tuż przed majówką. Otrzymała dodatkowy dzień wolnego w pracy i zdecydowała, że wykorzysta ten czas na wypoczynek za granicą. Jak podkreśla w liście do redakcji, planowanie całej podróży było intensywne, ale się udało. Nocleg znalazła na jednej z popularnych platform do rezerwacji mieszkań bezpośrednio u ich właścicieli. Wybrała jedną z tańszych opcji w tym terminie. Za trzy noce w praskiej kawalerce zapłaciła 700 zł. Niestety nie był to trafiony wybór.

Zobacz wideo
Jak Polacy zamierzają spędzić majówkę 2023? I czy da się na niej zaoszczędzić? [SONDA]

“Przywitał nas smród obuwia”

Właścicielka na ten czas musiała wyjechać z Pragi. Klucze zostawiła nam na recepcji, w miejscu, w którym prawdopodobnie pracowała. Dotarcie do budynku nie sprawiło nam większego problemu. Inaczej było z odbiorem kluczy. Na recepcji siedziała dwójka młodych chłopców, którzy po angielsku znali tylko kilka słów. Choć zaskakujące było jak przez połączenie wspólnych sił, składali w miarę zrozumiałe zdania. Niestety nie mogli znaleźć koperty, którą pozostawiła dla mnie właścicielka. Po kilku kolejnych próbach po prostu zaczęłam szukać z nimi i przemierzać ‘organizacyjny nieład’. W tym czasie żółta koperta z moim nazwiskiem poniewierała się w kartonie obok. Koniec końców udało się do niej dotrzeć i mogłam kontynuować podróż do praskiej kawalerki. Znajdowała się około 25 minut od centrum, komunikacja miejska była zadowalająca, w pobliżu znajdowało się wiele sklepów i uliczka obfita w miejscowe lokale z kebabem.

Wątpliwa przygoda rozpoczęła się w momencie szukania drzwi od naszej klatki schodowej. Ze wszystkich możliwych wejść, to najbardziej obskurne, okazało się nasze. Po przekroczeniu pierwszych drzwi, od schodów dzieliła nas już tylko metalowa krata. Otworzenie jej nie należało do najlżejszych czynności. A to był dopiero wstęp przed wieczorem pełnym mocowania się z drzwiami. Znałyśmy numer mieszkania, ale ta informacja na nic się nie przydała. Na żadnych drzwiach nie było oznaczenia. Pozostało nam zatem robić wyliczankę, dzwonić do właścicielki albo zapukać do sąsiadów. Oczywiście wszystkie z tych czynności wykonałyśmy.

Wyobraźcie sobie taką sytuację: późny wieczór, brudna i zawalona gratami klatka. Pukacie po sąsiadach w obcym kraju, właścicielka nie odpowiada na wiadomości i telefony. Lokatorzy również nieobecni. Zdesperowane metodą wyliczanki wybrałyśmy drzwi najbardziej pasujące do naszego numeru i zaczęłyśmy gmerać kluczami w zamku. Z perspektywy czasu czuje ulgę, że faktycznie nikogo nie było w tych mieszkaniach — różnie mogłoby to się skończyć. Właścicielka po godzinie się odezwała i wskazała drzwi. Oczywiście otwarcie ich również było przeprawą. Ale przejdźmy do mieszkania. Na Dobry wieczór powitał nas zapach grzyba pomieszany ze smrodem obuwia. I jedno, i drugie znajdowało się w mieszkaniu. Na pierwszy rzut oka było czysto. Ale było też ciemno, a nas pokonało zmęczenie. Chociaż pewnych rzeczy jak dziur w ścianach czy mokrej od wilgoci kołdry nie dało się nie zauważyć. Rano rozpoczęłyśmy przegląd. 

Wilgotna kołdra i trzeszczący kaloryfer Nadesłane do redakcji

Zaszpachlowane dziury w wannie i fantazyjna klapa klozetowa z naklejką

W świetle dziennym prawda wyszła na jaw. Choć mieszkanie było dobrze wyposażone — to w istocie była to zwykła graciarnia. Trzy piekarniki, kolekcja wazonów, powygryzane maty. Właścicielka okazała się też być fanką handmade i zaprojektowała markerem własne pokrętła na piekarniku. Dla konserwacji dzieła najpewniej oblała je tłuszczykiem podczas smażenia kotletów.

Łazienka i kuchenka z dorysowanym oznaczeniemŁazienka i kuchenka z dorysowanym oznaczeniem Nadesłane do redakcji

Choć był to jakikolwiek dowód na to, że ktokolwiek w ogóle tu mieszka. Widok z okna: pejzaż zapadających się bud z oponami i obdrapanych bloków. Całe szczęście nie mieszkałyśmy na parterze. Kropką nad i była łazienka. Zasłona prysznicowa w kolorze beżowym, a momentami nawet wpadająca w brąz. Zaszpachlowane dziury w wannie. Fantazyjna klapa klozetowa z naklejką i czarne oblepione fugi. Po tym wszystkim nawet bojler wystający z sufitu przestał mnie dziwić. Kąpiele przypominały batalię, by nie dotknąć obrzydliwej zasłony ani czegokolwiek niepokojącego. A po prysznicu miła noc w kołdrze: w wybrudzonej i wilgotnej poszewce. No ale pod stołem był odkurzacz ala rumba, to chyba miało zrekompensować, choć połowę makabrycznych atrakcji.  

Marta

***

Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: [email protected]. Najciekawsze listy opublikujemy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW Częstochowie: Fortum podsumowało miniony sezon grzewczy oraz inwestycje w częstochowską siec ciepłowniczą
Następny artykuł30-latka została wypchnięta z okna bloku w Dąbrowie Górniczej. Postawiono zarzut zabójstwa