W czwartek media obiegła informacja na temat odnalezionych pod Bydgoszczą „szczątków niezidentyfikowanego obiektu wojskowego”. Dzień później Dowódca Operacyjny RSZ zapewniał, że sytuacja jest opanowana. – Chciałbym, żebyśmy mieli pełną jasność i świadomość, że sytuacja na terenie naszego kraju, a przede wszystkim w najbliższym sąsiedztwie jest nacechowana dość dużym zagrożeniem, dość dużym ryzykiem – powiedział. Gen. Piotrowski mówił, że „polskie siły zbrojne współdziałają z amerykańskimi, brytyjskimi, niemieckimi i kanadyjskimi siłami, zbudowały cały system dobrze funkcjonujących narzędzi ostrzegania, zarówno tego co dzieje na granicy lądowej, jak i tego, co dzieje się w przestrzeni powietrznej”.
Dzisiaj na łamach „Gazety Wyborcze” pojawiły się kolejne informacje na temat czwartkowego odkrycia. Zadaniem autorów tekstu w lesie pod Bydgoszczą mógł leżeć rosyjski pocisk manewrujący. Nie wykluczone, że była to rakieta CH-55, taka sama, jakie Rosja wystrzeliwuje w kierunku Ukrainy. Bardzo możliwe, że rakieta pojawiła się w polskiej przestrzeni powietrznej już w grudniu zeszłego roku.
“Wiele znaków zapytania”
Na antenie TOK FM sprawę tę komentował gen. Mirosław Różański. Gość Pawła Sulika zwrócił uwagę na sprzeczne informacje. – Ta sprawa ma wiele znaków zapytania. Fatalna polityka informacyjna albo brak takiej polityki powodują, że mnożone są teorie, domysły które tylko i wyłącznie budują aurę niewiedzy i niepewności – wyjaśnił.
Generał przypomniał zeszłoroczne wypowiedzi Michała Jacha – przewodniczącego sejmowej Komisji Obrony Narodowej o Mariusza Błaszczaka – szefa MON, którzy zapewniali, że „mamy wielowarstwową obronę przeciwlotniczą”. Tymczasem przypadek z Zamościa pokazuje co innego.
– Dla mnie sytuacja, która miała miejsce w grudniu (…), że wtedy w polskiej przestrzeni powietrznej pojawił się “obiekt” i że kontrolowano, co się z nim dzieje. A tak naprawdę dopiero kilkanaście dni temu ten obiekt został wynaleziony i to nie przez służby, które powinny się tym zająć tylko przez człowieka, który w lesie się pojawił. Stawiam pod dużym znakiem zapytania kwestie, dotyczące bezpieczeństwa naszego nieba i sprawności systemu, który powinien je zapewnić – powiedział gość.
“
Prowadzący pytał o wzorcową procedurę, jaka powinna zostać uruchomiona w przypadku pojawienia się tego typu rakiety w przestrzeni powietrznej naszego kraju.
– Gdyby procedura została zachowana, to ten pocisk powinien być zniszczony, kiedy jeszcze był w przestrzeni powietrznej. I takie możliwości by istniały. Mamy własne F16, które mogły podjąć takie działania. Pamiętajmy, że na terenie kraju stacjonują przemiennie siły powietrzne, a raczej samoloty Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Niedawno były belgijskie. Ten pocisk nie powinien spaść – powiedział jasno gen. Różalski.
A co gdyby, nie trafił w las, a w pobliską miejscowość, albo Bydgoszcz – zastanawiał się ekspert. Jego zdaniem skutki byłyby dramatyczne.
– Dostrzegam tutaj pewną inercję albo brak działania niestety, jeżeli chodzi o podjęcie działania z użyciem efektora, czyli rakiety, która by zniszczyła tą lecą nad Polską. Jest blisko 500 km między Bydgoszczą a granicą wschodnią Polski. I to był czas, kiedy można było podjąć reakcję, ale wykrywając ten pocisk zdecydowanie wcześniej – podsumował Różański.
Posłuchaj całej audycji:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS