Moim zdaniem na dziesięciu księży pedofilów ośmiu przed seminarium było normalnych. Większość z nich to zresztą efebofile. Możliwe, że to zgrupowanie mężczyzn w jednym miejscu tak działa – mówi były diakon Robert Samborski. Publikujemy fragment książki Artura Nowaka “Duchowni o duchownych”.
Co się stało? Byłeś już prawie księdzem.
Obrazili się na mnie. A zaczęło się od niewinnego żartu. Byliśmy już diakonami. Na ostatnim roku w seminarium diecezjalnym wykłady były dość nudne. Byli tacy profesorowie, którzy albo przychodzili na wykład, albo nie, a my niezależnie od tego musieliśmy siedzieć w sali – takie zasady. Kolega z roku, żeby zabić czas oczekiwania na wykładowcę, zaczął pisać opowiadania. Nawiązywał w nich do przywar naszych profesorów, wysoko postawionych ludzi w kurii. To były dość zabawne historyjki, choć rzeczywiście chwały tym ludziom nie przynosiły. Wciągnąłem się w to i zaczęliśmy pisać razem. Powstała antologia prześmiewczych opowiastek. Kolega zaproponował, że wydrukujemy sobie na pamiątkę po egzemplarzu w drukarni u jego znajomego. Po jakimś czasie przywiózł całą pakę tych książek. Okazało się, że nie da się po prostu wydać dwóch egzemplarzy. Zamiast dwóch była ich setka. Kolega zaczął te książki rozdawać innym seminarzystom, a nawet niektórym księżom. Opis bohaterów był na tyle czytelny, że nietrudno było się domyślić, o kogo chodzi. Przytaczaliśmy nawet mało chwalebne cytaty dostojników z naszej diecezji i inne treści “gorszące”. Na nasze nieszczęście jeden egzemplarz tej radosnej twórczości trafił do władz seminarium i wybuchła afera.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS