A A+ A++

Wszystko, co najciekawsze, rozpoczęło się w doliczonym czasie do pierwszej połowy. To była akcja, jakie widzi się w tenisie: od jednej linii końcowej do drugiej. FC Barcelona bardzo mocno zaatakowała, Real Madryt z trudem się wyratował, a i tak wyprowadził kontrę. Trafił idealnie. W tenisie “challenge”, w futbolu VAR – werdykt: wszystko w porządku. 1:0 po golu Viniciusa Jr i asyście Benzemy.

Zobacz wideo
Rozemocjonowany Lewandowski po pokazie filmu: To wielkie wydarzenie dla mnie

Ale najbardziej juniorska była w tej akcji Barcelona, która prowadziła w dwumeczu, jednak niesiona emocjami, fantazją i chęcią zwiększenia przewagi, odkryła się i ruszyła do przodu wieloma zawodnikami. W polu karnym Realu Madryt miała ich trzech. Piłkę dostał Robert Lewandowski, uderzył celnie, ale nie na tyle mocno, by pokonać Thibauta Courtoisa. Belg obronił, Polak chciał jeszcze dobić, ale piłkę byle dalej wybił Fede Valverde. Szczęśliwe rozpoczął kontrę. Zaledwie 19 sekund później Benzema gratulował Viniciusowi gola, a kibicom na Camp Nou kręciło się w głowie. Szybkość, z jaką Real przeprowadził tę kontrę, była zabójcza dla kilku piłkarzy Barcelony.

Gdy mecz się skończył, wciąż trudno było pozbyć się wrażenia, że Barcelona sama ten Real rozkręciła. Miała jednego gola przewagi z pierwszego meczu, gdy zagrała bardzo nie po barcelońsku – oddając piłkę i broniąc się przy własnym polu karnym. Miała też kontrolę przez niemal całą pierwszą połowę rewanżu i rywala, który nie rzucił się na nią z pianą na ustach. Mogła dalej pchać ten mecz w nudną stronę i wyczekiwać aż to Real będzie nerwowo spoglądał na zegar i w końcu zacznie ryzykować. Tymczasem to Barcelona na chwilę opuściła gardę, by zadać cios. Ambicja? Patrząc z kim grała – naiwność. Nikt tak nie wytyka błędów, jak Real – mistrz odrabiania strat, gigant napędzający się niepewnością rywala, mentalny potwór, któremu na wielkich scenach nigdy nie drżą nogi. Kto go nie trafia, gdy ma okazję, po chwili sam obrywa. Barcelona oberwała bardzo boleśnie: już po pierwszym błędzie, tuż przed przerwą, 19 sekund po tym jak sama zaprzepaściła dobrą okazję.

Wielki Benzema, mały Lewandowski. Cierpiał. Ta sytuacja zmieniła wszystko

Barcelona rozkręciła Real Madryt. Lewandowski nie strzelił i się zaczęło

O ile do przerwy Real miał dobry wynik, o tyle miał też sporo problemów w grze. Głównie w środku pola, gdzie rządzili Sergio Busquets, Franck Kessie i Gavi. Ale w drugiej połowie znów zapachniało poprzednim sezonem Ligi Mistrzów, w którym Real bezlitośnie wykorzystywał każde niedociągnięcie rywali. W środku dowodzenie przejęli Toni Kroos z Luką Modriciem, a w ataku o perfekcję ocierał się Karim Benzema. To starsi panowie od wielkich meczów. Zdarza im się smęcić, gdy mają naprzeciwko ligowych przeciętniaków, ale gdy trzeba zmierzyć się z najlepszymi, wychodzą z nastrojonymi gitarami.

Modrić do Benzemy i już w 50. minucie było 2:0. Barcelona ruszyła do przodu, chciała zareagować, ale znów nadziała się na cios. Kessie sfaulował w polu karnym Viniciusa, a Benzema wykorzystał jedenastkę. Nawet mu powieka nie drgnęła, mimo że ter Stegen tuż przed strzałem tańczył między słupkami. Ten gol ostatecznie odebrał Barcelonie resztki nadziei. Leżała na deskach, a Real szedł po więcej. Pozwalał sobie na coraz odważniejsze i bardziej zuchwałe zagrania: tu piętka Viniciusa, tam zabawa Eduardo Camavingi, a po chwili konkret: trzeci gol Benzemy – pierwszy hat-trick piłkarza Realu Madryt na Camp Nou od 60 lat i znakomitego Ferenca Puskasa. A gdyby Marco Asensio albo sam Benzema w kilku innych sytuacjach uderzali odrobinę precyzyjniej, wynik byłby jeszcze wyższy. Po ostatnim gwizdku kontrastowały wysoko uniesione ręce piłkarzy Realu i opuszczone głowy zawodników Barcelony. Bolała ich porażka, jej rozmiar, ale najpewniej też świadomość, że Real nie rozkręcił się sam i nie rozegrał wybitnego meczu. Sami mu pomogli.

Potencjalne rzuty karne w meczu FC Barcelona - Real MadrytBarcelona okradziona? W Hiszpanii grzmią. Lewandowski też zamieszany [WIDEO]

Carlo Ancelotti do piłkarzy: “Po drugie, kłamałem” 

To był już piąty Klasyk w tym sezonie, a jednak trudno o znużenie. Każdy z tych meczów został odegrany według innego scenariusza i każdy burzył teorie wysnute po poprzednim. Nie ma dwóch spotkań, z których płynęłyby identyczne wnioski. Jeśli już szukać podobieństwa między środowym spotkaniem na Camp Nou, a którymś z poprzednich, trzeba wrócić do październikowego starcia w lidze. Wtedy też drużyna Xaviego grała nieźle, oddała więcej strzałów i zmarnowała świetną sytuację, a po chwili kompletnie nie potrafiła obronić się przed kontraktami Realu i poległa 1:3. Wydawała się wówczas za mało dojrzała, nieco naiwna względem rywala. A później ograła go w kolejnych trzech meczach: 3:1 w Superpucharze Hiszpanii, 1:0 w pierwszym półfinale Pucharu Króla i 2:1 w lidze. Nagle mówiło się, że Barcelona z Xavim na ławce potrafi być zimna i konkretna. Teraz znów się w to powątpiewa, co nieźle podsumuje ten sezon, w którym chwilami znacznie bliżej mistrzostwa wydawał się być Real, mający dziś dwunastopunktową stratę. Barcelona jeszcze się chwieje, trapiona kontuzjami przegrywa z najmocniejszymi rywalami: Bayernem i Interem w Lidze Mistrzów, Manchesterem United w Lidze Europy i Realem Madryt w Pucharze Króla. Realowi z kolei brakuje regularności, spina się za to na najważniejsze mecze. Te przed nim – w ćwierćfinale Ligi Mistrzów czeka Chelsea, później ewentualnie Manchester City lub Bayern.

Doskonała jest zresztą przemowa Carlo Ancelottiego, którą pokazał kanał RNMJ TV po środowym meczu. Gdy piłkarze Realu już się wytańczyli i nacieszyli awansem, stanął przed nimi, spokojnym tonem zaczął gratulować i mówić, że jest dumny. – Po pierwsze, gratulacje! Po drugie, kłamałem. To nie był finał – zawodnicy zaczęli się śmiać. – To był półfinał, a finał musimy dopiero rozegrać. I po trzecie, jutro macie wolne!

Dopiero w tych najważniejszych meczach widać, jak wyraźnie w zespole odbijają się cechy samego Ancelottiego. Real wygrywa spokojem, z niezwykłą klasą, imponuje doświadczeniem i wydaje się niemal zawsze robić na boisku tyle, ile trzeba do odniesienia zwycięstwa. Wreszcie przełamał się z Barceloną, rozganiając demony, które najlepiej zdefiniował niedawno Thierry Henry: cały świat boi się Realu, a sam Real boi się tylko Barcelony. Potrafił przecież w ostatnich kilkunastu miesiącach wychodzić z opresji przeciwko Liverpoolowi, Manchesterowi City, PSG czy Chelsea, ale nie pokazywał tej samej mentalności przeciwko niej. W Pucharze Króla wreszcie się to udało.

– Zagraliśmy świetny mecz. Inaczej nie wygralibyśmy tutaj 4:0. Dobrze przeczekaliśmy okres cierpienia w pierwszej połowie, gdy mieliśmy problemy z wyprowadzaniem piłki. Później pierwszy gol zmienił obraz meczu i jego dynamikę. Mieliśmy dzięki niemu więcej przestrzeni i wyrządziliśmy im sporą krzywdę. W takich meczach potrzebujemy osobowości piłkarzy i ich doświadczenia, dlatego konieczni są Modrić i Kroos, a także energia od Rodrygo, Viniciusa czy Valverde. Cieszę się, że znów mamy w drużynie odpowiednią temperaturę. Nadchodzi najważniejszy moment w sezonie – mówił Ancelotti na konferencji prasowej i raz jeszcze przyznał: – Pierwszy gol wpłynął na to, jak wyglądała druga połowa.

Real Madryt górą w El ClasicoKatastrofa na Camp Nou! Benzema zniszczył Barcelonę. Po prostu zniszczył

Zgodził się z tym Xavi Hernandez, trener Barcelony. – Gdy mecz jest tak wyrównany, gdy drużyny są tak blisko siebie, trzeba wykorzystywać swoje sytuacje. My nie wykorzystaliśmy swojej dobrej pierwszej połowy, a w drugiej to Real był lepszy. Nie szukamy żadnych wymówek. Oni wykorzystali swoje momenty i okazje, które stworzyli – przyznał. 

Dzięki temu zwycięstwu Real Madryt 6 maja po raz 40. w historii zagra w finale Pucharu Króla. I jedną ręką trzyma już trofeum, bo jego rywalem będzie przeciętna w tym sezonie Osasuna, z którą nie przegrał żadnego z ostatnich dziesięciu ligowych meczów. Najtrudniejsze już za nim – odrobienie strat na Camp Nou to wyczyn. Nie dziwimy się piłkarzom, że uwierzyli w kłamstewko Ancelottiego o finale. Sporo było w nim prawdy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW Wielką Sobotę Marcovia zmierzy się w Markach z MKS Przasnysz
Następny artykułЛавров заявив, що Росія і США перебувають у гарячій фазі війни