Wyhamowanie wzrostów cen mieszkań to obecnie najbardziej prawdopodobny scenariusz dla rynku mieszkaniowego w 2020 roku. Główne powody? Spodziewany wolniejszy, choć wciąż solidny, wzrost gospodarczy, słabszy wzrost wynagrodzeń czy stopniowo spadająca rentowność wynajmu mieszkań. Ma to szanse tonować popyt na mieszkania na tyle, że ceny nieruchomości przestaną rosnąć w tak szybkim tempie jak w 2019 roku.
Hamuje apetyt na dług
Już najnowsze dane BIK sugerują, że spełnienie się tej prognozy jest coraz bardziej prawdopodobne. Firma ta publikuje bowiem informację o średniej kwocie kredytu mieszkaniowego wnioskowanej przez kredytobiorcę. Jest to liczba w pełni zależna od warunków transakcji ustalonych przy okazji podpisania umowy przedwstępnej kupna – sprzedaży nieruchomości. Naturalna jest tutaj bardzo wyraźna korelacja, że Polacy ograniczają apetyty na hipoteki, gdy mieszkania tanieją i odwrotnie – kupujący muszą pożyczać więcej, gdy mieszkania drożeją.
Spójrzmy więc na konkretne liczby. W grudniu potencjalny kredytobiorca zawnioskował o kredyt w przeciętnej kwocie 288,1 tys. złotych. To o 8,6 proc. więcej niż rok wcześniej. Wzrost jest wciąż duży, ale już nie dwucyfrowy, co jeszcze kilka miesięcy temu nie było niczym zaskakującym. To może sugerować, że w ostatnim czasie ceny mieszkań rosną trochę wolniej. I choć na twarde dane potwierdzające to przypuszczenie przyjdzie poczekać jeszcze kilka miesięcy, to bez wątpienia wyhamowanie wzrostów cen mieszkań byłoby przyjęte z ulgą przez wiele osób.
Zobacz również
Nie brakuje chętnych na dług
Wolniejszy wzrost przeciętnej wnioskowanej kwoty kredytu nie znaczy jednak, że popyt na kredyty maleje. Dobitnie świadczy … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS