Mimo zawieszenia przez premiera Benjamina Netanjahu prac nad reformą sądownictwa na ulice izraelskich miast wyszło w sobotę ponad 160 tys. ludzi, domagających się bezwarunkowej rezygnacji z tego projektu – podały izraelskie media powołując się na policję. Według organizatorów demonstracji bierze w nich udział około 450 tys. osób.
Nie wierzymy w nic, co wychodzi z ust Bibiego (Netanjahu – red.). Uważamy, że (zawieszenie reformy – red.) to tylko polityczny chwyt mający na celu powstrzymanie protestu – powiedział agencji Reutera Emanuel Keller, jeden z uczestników demonstracji przed siedzibą prezydenta Izraela Icchaka Herzoga, który zaangażował się w rozmowy między rządem a opozycją w poszukiwaniu wyjścia z politycznego kryzysu.
Będziemy wychodzić na ulice, dopóki nie zostanie nam obiecane, że państwo Izrael pozostanie demokracją – mówili organizatorzy sobotniego protestu, których cytuje portal Times of Israel. Według ich oświadczenia w całym kraju protestuje około 450 tys. osób, w tym ok. 230 tys. w Tel Awiwie.
Policja użyła armatek wodnych, aby usunąć protestujących blokujących autostradę Ajalon w Tel Awiwie – informuje Times of Israel.
Projekt reformy wymiaru sprawiedliwości zakłada m.in. zwiększenie kontroli rządu nad procesem wyborów sędziów Sądu Najwyższego, a także możliwość uchylania orzeczeń tego sądu większością 61 głosów w 120-osobowym Knesecie. Plany te powodują, że Izrael boryka się z największą od lat falą protestów.
Netanjahu, sądzony pod zarzutem korupcji, któremu zaprzecza, mówi, że potrzebne są reformy, aby zrównoważyć wpływy różnych gałęzi władzy. Jego partia Likud i polityczni sojusznicy ze skrajnej prawicy wezwały do organizowania kontrdemonstracji. Opozycja twierdzi, że działania obecnego rządu stanowią zagrożenie dla demokracji w Izraelu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS