A A+ A++

To miłe, że Donald Tusk wreszcie się ocknął i uznał, że toksyczny antypisizm, to za mało, a Polakom jednak trzeba złożyć jakąś ofertę programową. Szkoda tylko, że albo obiecuje, to co wcześniej obiecali już inni, czyli szeroko pożycza hasła programowe albo obiecuje to, co inni już dawno wprowadzili, czyli słynne wsparcie dla kobiet, wracających do pracy. Najzabawniejsze jest to, że za nim idą politycy jego partii i mówią, że to wszystko lipa.

Proponujemy 1500 zł miesięcznie dla każdej mamy, która po urlopie macierzyńskim chciałaby wrócić do pracy

— ogłosił kilka dni Donald Tusk, obiecując tzw. „babciowe”.

Być może to dłuższa nieobecność w kraju sprawiła, że Donald Tusk nie do końca wie, na jakie wsparcie mogą liczyć polskie rodziny. Przecież mamy RKO, czyli Rodzinny Kapitał Opiekuńczy. To świadczenie dla rodziców dzieci w wieku od ukończenia 12. do 36. miesiąca życia – w sumie 12 tys. zł na drugie i każde kolejne dziecko. To czy środki będą wypłacane przez rok czy przez dwa lata zależy od rodziców. Jak do tego doliczymy środki z 500 plus czy Dobry Start, emeryturę mama 4 plus, program Maluch Plus, to wyjdzie więcej niż Donald Tusk obiecał. Ale najwyraźniej totalna niechęć do PiS utrudnia liderowi PO zapoznanie się z działającymi już programami wsparcia rodzin. Przecież zaraz po powrocie do Polski z Brukseli Tusk powiedział:

Jak słyszę: „PiS jest zły, ale może parę rzeczy robi dobrze”, dostaję furii.

Trudno się więc dziwić, że współpracownicy boją się mówić Tuskowi co ten rząd zrobił w ostatnich latach. Nikt nie chce ryzykować atakiem furii.

Ale i tak nie ma wielkiego znaczenia, co Donald Tusk obiecuje, bo od jego bliskich współpracowników natychmiast możemy usłyszeć, że i tak po wyborach będzie zupełnie inaczej. Europoseł Janusz Lewandowski, zapytany w TVN24 o ocenę propozycji, którą Tusk nazwał „babciowym” mówi tak:

Oczekiwano od Donalda Tuska programu wychodzącego poza sakramentalne odsunięcie PiS-u od władzy i ten program się wyłania. Cały urok wyborów polega na tym, że kto obiecuje pot i łzy, ten nie wygrywa. Uważam, że obietnice Tuska są dobrze adresowane. Oczywiście trzeba będzie się później rozejrzeć jaki jest rzeczywisty stan finansów publicznych

— zapowiedział Lewadnowski.

Dopytywany czy to znaczy, że po wyborach obietnice będą nieaktualne, powtórzył tylko, że są dobrze adresowane.

I nie jest pierwszy, który przyznaje, że obietnice sobie, a życie sobie. Bogusław Grabowski, ekspert ekonomiczny Platformy Obywatelskiej sugerował kilka tygodni temu w mediach, że żeby wygrać wybory, trzeba mówić to, co wyborcy chcą usłyszeć, a już wtedy, jak się wygra, to trzeba bez żadnych wątpliwości, wycofać się z tych obietnic, które są zbyt kosztowne.

Wciąż aktualne jest więc powiedzenie, że nikt ci tyle nie da, co Tusk obieca. Problem tylko w tym, że przez ostatnie lata Polacy przyzwyczaili się, że przedwyborcze obietnice są spełniane. Wątpliwe, by zechcieli zaufać komuś, kto nawet wśród polityków słynie z tego, że notorycznie nie dotrzymuje słowa.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWygląda na to, że polska muzyka akordeonem stoi. Wielokrotnie na tych łamach zachwalałem płyty naszych akordeonistów…
Następny artykuł58 tajnych kodów na Androida. Rozwiążą problemy z każdym smartfonem