Bilans otwarcia
O złym stanie niemieckiej Bundeswehry wiedzą wszyscy i to od dawna. Sojusznicy, którzy w ramach NATO wielokrotnie przekonywali się, że wyposażenie niemieckiej armii pozostawia wiele do życzenia. Niemieccy politycy, którzy przez lata nie inwestowali w niemieckie bezpieczeństwo wystarczająco dużo, nie wspominając o osiągnięciu 2 proc. PKB na obronę, co jest celem NATO. Dla kanclerz Merkel, przez szesnaście lat jej urzędowania, wojsko nigdy nie było priorytetem. Miało raczej odzwierciedlać społeczne zmiany w Niemczech. Stawać się bardziej otwarte na służbę kobiet, walczyć z prawicowymi ekstremistami zaszywającymi się w zakamarkach elitarnych jednostek oraz być bliższe obywatelom przy radzeniu sobie ze skutkami katastrof naturalnych. Pod płaszczykiem przezwyciężania przeszłości Bundeswehra miała w końcu przypominać normalną firmę.
Jak mylne były to założenia pokazał dramatyczny apel Alfonsa Maisa, dowódcy niemieckich wojsk lądowych i generała dywizji, który po rozpoczęciu ataku rakietowego na Kijów oświadczył, że król jest nagi. W jednym z wpisów w mediach społecznościowych wskazał, że jednostki mu podległe nie są zdolne do zapewnienia z miejsca obrony narodowej i sojuszniczej. Reakcją na to specyficzne wołanie o pomoc była deklaracja kanclerza Olafa Scholza wygłoszona na specjalnym posiedzeniu Bundestagu, w niedzielę 27 lutego, przyznająca Bundeswehrze dodatkowe 100 mld euro na modernizację.
Armia na zakupach
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS