Wczoraj pisaliśmy o tym, że polska kadra potrzebuje oczyszczenia. Swoistego resetu nie tylko na poletku sportowym, ale także w relacji reprezentacja – kibic. To drugie ucierpiało najbardziej po aferze premiowej, czemu trudno się dziwić, skoro przez długi czas byliśmy karmieni jedynie kłamstwami, niedopowiedzeniami i milczeniem. Tylko jeden Łukasz Skorupski ostatnio uchylił rąbka prawdy, a przynajmniej tak się wydaje, sądząc po komunikacie o wprowadzeniu ciszy medialnej przed meczem z Czechami. Na jego podstawie możemy stwierdzić dwie rzeczy: po pierwsze, wersja bramkarza Bolonii o wewnętrznej kłótni między zawodnikami nie jest wyssana z palca. Po drugie, nikt w kadrze nie chce kontynuacji tej telenoweli, stąd wzięło się nie tyle zamiatanie sprawy pod dywan, co bardziej wysłanie w świat brutalnego sygnału pt. „Skoro pytacie o niewygodne tematy, nie zapytacie już o nic”.
Jak w każdym tego rodzaju przypadku, kij ma dwa końce. Da się taką decyzję sztabu ludzi odpowiedzialnych za kadrę zrozumieć, jeśli za punkt odniesienia bierzemy potrzebę reprezentacyjnego katharsis. Słowem: wszystko, co kojarzy się z kadencją Czesława Michniewicza, wyrzucamy do kosza. Koniec, kropka. Nowe rozdanie, inne zagadnienia dla dziennikarzy, lepsze standardy. Nowy rok, nowy ja. Tym bardziej że zaraz mecz z Czechami.
Sęk w tym, że ta retoryka jest pójściem na łatwiznę. Przede wszystkim nie akceptuje dialogu i nie stawia na otwartość, a zatem może wywołać negatywny odbiór wśród kibiców. Nie tego przecież chcieliśmy w reprezentacji, mając w pamięci oblężoną twierdzę zbudowaną przez Jerzego Brzęczka, a potem naginanie faktów z udziałem Czesława Michniewicza w czasie i po mundialu w Katarze. No i te zakopane głowy piłkarzy w piasek, ich usta zaklejone taśmą, przez które przechodziły zdania niezdatne do satysfakcjonującego zamknięcia feralnego tematu premii.
Dlatego wobec ciszy medialnej, która swoją symboliką niejako mówi o chęci zakopania brudów z przeszłości, mamy pewne wątpliwości. Nie wiemy na przykład, czy piłkarze zdobyli się na jakąś refleksję, żeby w przyszłości nie zrobić czegoś podobnego. Nie wiemy – choć teraz może jednak wiemy – czy mają jaja, żeby zorganizować specjalną konferencję prasową lub nawet nagrać zwykłe wideo bez udziału osób trzecich. Po to, żeby zamknąć przegniły rozdział na swoich, lepszych i ostatecznych warunkach. Okej, ciszę medialną możemy uznać za jedne z nich, ale ją przecież można przeczekać, a niewygodne pytania staną w zawieszeniu. W tej kwestii nic nie zginie. Dziennikarze dalej będą drążyć i poszukają swojego „zakończenia”, nawet jeśli nieco odłożonego w czasie. A więc, pytanie brzmi: serio, nie dało się tego rozegrać inaczej? I to wcale nie kosztem atmosfery w drużynie, którą i tak trzeba podreperować?
W końcu i tak będzie się trzeba z tematem zmierzyć. Nie teraz, to potem, a jak kadra przegra z Czechami – to przecież możliwe – moment będzie gorszy.
Trudno nie odnieść wrażenia, że ludzie zainteresowani losami reprezentacji Polski daliby sobie spokój, gdyby nie próby czegoś, co przypomina cenzurę. Nikt nie chce na nowo kręcić afery, wystarczy po prostu szczere rozliczenie. Inne niż fragment wywiadu piłkarza z dalszego planu, który zapewne już dostał za to po głowie. Ale jak to z nami, ludźmi, bywa, najłatwiej przy swoich zawinieniach szukać sposobu, jak nie mówić o nich wprost. Ba, czasami wręcz jak się do nich nie przyznawać. Tu rodzi się problem, bo problemem jest tak naprawdę podejście do problemu.
Dziś mamy prawo myśleć, szczególnie po informacji o zarządzonej ciszy medialnej, że w PZPN-ie chyba nie potrafią znaleźć złotego środka. To kamyczek do ich ogródka. A co tam, niech brudy przeminą z wiatrem, kontrowersje same się wygaszą. Płyta się zedrze i trafi do kosza.
Tyle że tak nie będzie. To realny problem, który składa się na już nadszarpnięty wizerunek najważniejszej drużyny w kraju.
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS